GLP Jackknife Plug

29 czerwca 2012
By

Dwadzieścia z okładem lat przemieszkanych na warszawskim Targówku pozostawia w człowieku niezatarte wspomnienia. Jednym z nich jest regularne zasypianie przy łupiącej pod oknem muzyce dobywającej się z głośników stuningowanego golfa, którego właściciele zawsze ubrani byli w sportową odzież. Latem 1995 roku utworem, który kołysał mnie do snu był utwór Liroya zatytuowany „Scyzoryk”. „Scyzoryk, scyzoryk, tak na mnie wołają…” – pamiętacie?
I tego właśnie „Scyzoryka” przypomniałem sobie dziś. Za sprawą tytoniu wymyślonego przez Gregory’ego L. Pease’a, ochrzczonego „Jackknife Plug” – czyli właśnie „Scyzoryk w plugu”.

Tytoń zakupiony na Allegro, pod wpływem impulsu – nowość, GLP, klik! Kupione. I chwila refleksji poniewczasie. Eeee… Virginia + Kentucky? Uch… mocno będzie. No dobra, dajmy poleżeć, może kiedyś…

Kiedyś nastąpiło raptem niecały rok później, kiedy na pogadywaczce Wojtek Pastuch na wieść o tym, że rzeczonego Scyzoryka posiadam zareagował „Oooo, tego to bym spróbował”. A ponieważ mieliśmy się spotkać w Przemyślu, niewiele myśląc załadowałem puszkę do plecaka. Po czym, siedząc pod czystym przemyskim niebem dokonaliśmy komisyjnego otwarcia puszki. I tu – choć widziałem wcześniej zdjęcia – przeżyłem lekkie zaskoczenie. Kostka zupełnie nie przypomina zbitych, twardych jak skała gawithowskich plugawców – jest suchawa, słabo zbita, kroi się łatwo i równie łatwo kruszy. Spore kawałki liści niedbale ściśnięte razem. I ten zapach – tytoniowy i przyjemny, ale kwaśnawy, jakby… octowy?

Ponieważ taki zapach kojarzy mi się z mocą, a nie chciałem się straumatyzować, ja podczas spotkania nie spróbowałem. Wojtek zapalił, nawet powiedział coś, że niezłe, ale potem rozmawialiśmy na tyle różnych tematów, że nie zdołałem go wypytać dokładniej o wrażenia.
Dlatego po powrocie do domu postanowiłem, że spróbuję sam.
Wygrzebałem średniej wielkości billiarda – starutkiego Civica z lat 20 ubiegłego wieku. Śmieszna fajka. Mało palona, z ładnym, choć nie wybitnym straight grainem na główce… i kompletnie pozbawioną jakiegokolwiek rysunku szyjką. No fotel jak się masz. Na dodatek cienkościenna.

Załadowałem tytoń, rozrkruszywszy go odrobinę – bo okazało się, że nawet pokrojone liście są w wielkich kawałkach, usadowiłem się na balkonie i odpaliłem. Z pewną obawą, czy nie przewrócę się po pierwszych pociągnięciach.

I siedzę jakieś dwie godziny później i zastanawiam się, co właściwie można o tym tytoniu napisać.

Kentucky – jest ewidentnie. Dużo i to on gra tu pierwsze skrzypce. Do tego Red Va z odrobiną złotej flue-cured Va. Całość zdecydowanie wytrawna. Jak na amerykańskie tytonie, z którymi miałem wcześniej do czynienia – szokująco wręcz wytrawna. Jeśli ktoś szuka „naturalnej słodyczy Va” to nie jest to tytoń dla niego. Moc słuszna, ale nie zabija.
Pali się ładnie i równo, ciepławo (choć może to te cienkie ścianki…), ale sucho. Dymu ledwie smużka, nie da się z tego tytoniu wyprodukować latakiowych kłębów.
I cały czas ten octowy posmaczek. Raz czy dwa wyczułem nutki cygarowe, ale niewiele więcej.
Całość smakowo zbliżona – na moje niewyrobione kubki smakowe – do dwóch znanych mordulców, czyli Browna No 4 i Irish Flake. Ze wskazaniem na ten pierwszy, ale nie tak mocno. Nie tłamsi, choć wymusza respekt.
Tytoń bardzo równy, początek trochę ostrzejszy, dalej, o dziwo, łagodnieje w smaku. Końcówka praktycznie bez zmian, co z jednej strony świadczy o przyzwoitej jakości z drugiej – trochę, nie ukrywam, dziwi. Spodziewałem się większej złożoności, z której wszak słyną wyroby GLP.
Reasumując – na dzień dzisiejszy zdecydowanie dam mu odleżeć jakiś czas. Nie spodziewam się, żeby przebojem wdarł się do mojego top10, ani nawet top20, ale ciekaw jestem, czy nabierze głębi. Ot, równy, mocny, męski tytoń. Dla tych, co przedkładają lornetę z meduzą nad ptasie mleczko.

4 Responses to GLP Jackknife Plug

  1. KrzysT
    KrzysT
    29 czerwca 2012 at 23:08

    Nie wszystko GLP co się świeci ;)

  2. Jacek A. Rochacki
    30 czerwca 2012 at 15:02

    – coż, opisywana konstystencja jest typowa dla tzw. Crumble Cake – „wynalazku” chyba amerykańskiego w przeciwieństwie do form tytoni znanych z tradycji europejskiej. A rzeczony blend rzeczywiście wzbudza kontrowersje, wielu amatorów Va ma do niego tzw. odległą relację. Jest on w moim subiektywnym odbiorze trochę w typie Cornell and Diehl Briar Fox.

  3. miro
    6 września 2014 at 20:23

    Próbka jak zwykle od Krzysia (który niejako cywilizuje mnie tytoniowo, pozwalając wyjść poza to, co dostępne na naszym rynku).
    Po pierwsze, nigdy wcześniej nie paliłem tak bezobsługowego tytoniu – wycior kompletnie suchy, po paleniu pozostaje niewielka kupka popiołu; technicznie – bajka.
    Smakuje bardzo wytrawnie i pieprznie. Według mnie składniki nie są do końca „pożenione” ze sobą. Mam odporny język i gardło, ale scyzoryk dość mocno je podrapał. Podobnie z mocą – lubię mocne tytonie, ale ten mną nieco sponiewierał.
    Dobrze było spróbować – ale to jednak nie moje smaki.

    • KrzysT
      KrzysT
      6 września 2014 at 20:49

      Oooo, fajnie, że napisałeś!
      Zdumiewa mnie, że opisałeś smaki jako niepożenione. To znaczy – ja odebrałem ten tytoń jako dość jednowymiarowy, ale sądziłem, że po dwóch latach będzie jednak „gładszy”. A tu proszę. Zaciekawiłeś mnie na tyle, że chyba pogrzebię w szafie i spróbuję odświeżyć wrażenia.

Skomentuj miro Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*