Kupiłem Opinela

21 października 2010
By

Każdy fajczarz, poza wszystkimi fajkowymi akcesoriami, musi często używać noża. Zazwyczaj są to scyzoryki.

W poniedziałek kupiłem Opinela. Nie, to nie fajka, to nożyk. Właściwie kozik. Drewniany, niesamowicie lekki, wyjątkowo ostry.

Firma Opinel z Francji istnieje od IX w. Nożyk wzorowany jest na kozikach góralskich. Produkowane są w różnych rozmiarach. Nr noża to długość ostrza. Od miniaturek 2 cm po olbrzyma 22 cm. Kształty też są różne: od zwykłych po wymyślne kształty hakowe. Klinga, czyli ostrze, wykonane jest bądź z rdzewiejącej węglówki o nazwie CARBON, bądź z nierdzewki i wtedy w nazwie i na klindze wytłoczona jest sygnatura INOX. Tajemnicą tego cudeńka jest brak mechanizmów otwierania: nie ma żadnych sprężyn, klinga zamocowana jest w zawsze całkowicie drewnianej rączce, blokowana opatentowanym mechanizmem – obrotową krzywką. Więc cały nóż to kawałek drewna, prosta klinga i obrączka. Dlatego cena przy jakości jest rewelacyjna.

Olbrzymią zaletą jest pełny płaski szlif, czyli od grzbietu do ostrza jest jeden kąt. W przekroju kształt klina, co powoduje, że ostrze tnie jak brzytwa wszystko, co nie jest kamieniem. Niesamowicie łatwo jest ten nożyk naostrzyć – wystarczy przeciągnąć go kilka razy po papierze ściernym rozciągniętym na stole czy szybie. Mam dwa opinelki – czwórkę i dziesiątkę. Oba z nierdzewki. Dziesiątką od dawna walczę w kuchni – warzywa, mięso, wędlinę tnie rewelacyjnie. Teraz zamówiłem sobie właśnie czwórkę. Do fajki, do tytoniu, do kołeczków i innych okołofajczarskich zabiegów.

Zacytuję angielską Wikipedię:
„In 1985 the Victoria and Albert Museum in London published its “Good Design Guide”, a collection of the “100 most beautiful products in the world”. One of those products is the Opinel knife. It is also exhibited by the New York’s Museum of Modern Art (MOMA) as a masterpiece of design, alongside other industrial objects which have defied time. The simple but ingenious design, which has remained virtually unchanged for a century or more, is widely felt to have made the Opinel into something of a design classic.”

Nożyk ma jedną wadę, mianowicie po myciu ostrze zakleszcza się w drewnianej rączce i ciężko się go rozkłada. Ja wykorzystałem karnaubę. Nagrzałem rączkę nad gazem i między ostrze a drewno wpuściłem żywicę. Problem zniknął.

Podam kilka linków o tych nożykach. Serdecznie je polecam.

http://ngt.pl

http://swiatnozy.com.pl

Tags: ,

67 Responses to Kupiłem Opinela

  1. Alan
    Alan
    21 października 2010 at 20:25

    Fajnie, że o tym napisałeś, ostatnio chodzi za mną kupno jakiegoś poręcznego nożyka.

    Tylko nie wiem jaką rolę taki nożyk miałby pełnić przy fajce?

    • witek
      4 listopada 2010 at 18:25

      Nożyk znakomity ostrze węglowe wymaga jednak naszej uwagi tak jak najcenniejsza fajka ..węglowe lubi łapać rdzę i przebarwienia np od chrzanu czy ketchupu …nie poćwiartujemy nim też jabłka po owoc złapie metaliczny posmak…do prac kulinarnych i krojenia tytoniu polecam ostrze INOX …Jednak węglówka ma swój niepowtarzalny urok
      którego opisać nie sposób…
      ps… jeszcze kilka słów o węglówce ostrze jest kruche wiec uwaga
      ale łatwo je naostrzyć i długo pozostaje ostre

      • KrzysT
        KrzysT
        4 listopada 2010 at 20:51

        1. INOX to po prostu stal nierdzewna (stainless steel),
        2. Metaliczny posmak jest dyskusyjny ;)
        3. Kruchość rzecz względna i zależy od hartowania (ale fakt Opinele akurat są dość kruche)
        4. Można zaoctować/zamusztardować/zacocacolować i Ruda nie bierze ;)

        • witek
          8 listopada 2010 at 18:33

          1.Inox .woda go nie rusza..(węgielek jednak jest wrażliwy i szybko łapie rudą jędzę jesli zostawimy go zawilgoconego.
          2.ja wyczuwam ten delikatny posmak.i zapaszek
          3.tutaj wszystko opisane
          4.octowanie i inne takie zabiegi nadają tylko nożykowi niezbyt trwałych przebarwień, przebarwienia mogą być
          różne
          np;udawać stal damasceńska ,,…
          wystarczy pogrzebać w bogatych zasobach internetu
          opisów tych zabiegów..ja osobiście swojej 9 nie przebarwiałem,,

  2. Jurek
    Jurek
    21 października 2010 at 20:35

    Muszę przyznać, że nożyk pierwsza klasa. Nie mniej jednak scyzoryki Victorinox’a kuszą funkcjonalnością.

    • Alan
      Alan
      21 października 2010 at 20:41

      Jakoś nigdy nie mogłem pojąć tej „funcjonalności”. Miałem przez ładnych parę lat Victorinoxy, teraz mam jakiegoś wypasionego no name, którego kiedyś dostałem i, powiem szczerze, poza nożykiem to korzystałem tylko z otwieracza i korkociągu, a i tak tylko dlatego, że nie chciało mi się iść do kuchni po osobne narzędzie. Resztą elementów mogę sobie co najwyżej paznokcie wyczyścić.

      Zdjęcie (chyba) nie przedstawia dokładnego zakupu autora – zamieniłem je, gdyż wklejanie tu zdjecia z aukcji ze znakiem wodnym sprzedawcy, to moim zdaniem trochę nie bardzo…

      • Jurek
        Jurek
        21 października 2010 at 20:56

        Jeżeli chodzi o funkcjonalność scyzoryków Victorinox to mi odpowiada chociażby fakt że można mieć dwa (nawet 3) ostrza różnej długości, otwieracz, piłkę, śrubokręt w jednym „miejscu”. A zabierałbym go na wyprawy do lasu i na wyprawy do miejskiej dżungli :) – wszystko może się przydać! Krótko mówiąc mi to pasuje.
        Przyznam, że jedno konkretne ostrze (taka 18 :) lub wspomniany tutaj Opinel) w pewnych sytuacjach może zdziałać o wiele więcej niż scyzoryczek :) Dlatego na wyprawy do lasu zabieram oba przyrządy :) do miejskiej dżungli „18-stke” zostawiam w domu :).

        • Cyntel
          Cyntel
          21 października 2010 at 21:13

          Tylko takie 3 ostrza, piłkę, śrubokręt itd. niewygodnie nosi się w kieszeni .Do kieszeni moim zdaniem najbardziej nadaje się recruit, ten z korkociągiem to już maximum.

  3. marek milczek
    marek milczek
    21 października 2010 at 20:45

    Często kroję tytoń, skrobię fajkę w środku, ostrzę kredkę (ołówek 4B), którą smaruję czopy fajek przed paleniem, podważam dziobek pojemnika z benzyną. Ot takie duperelki. Ale nożyk zawsze mam przy sobie, w domu i na dworze.
    Polecam dziesiątkę INOX za 57 zeta na allegro bez problemu.

    http://allegro.pl/noz-opinel-nr-10-inox-wysylka-0zl-i1276652477.html

    Super nożyk. Na biwak i do domu idealny. Na tyle duży, że bez problemu kroi chleb, a po złożeniu zmieści się wszędzie.

  4. marek milczek
    marek milczek
    21 października 2010 at 20:50

    No i kształt bardzo „pacyfistyczny”. Jak go się otwory począwszy od poczty, a na biwaku kończąc, nikt nie wezwie policji i nie weźmie cię za nożownika.

  5. 21 października 2010 at 21:03

    Znam takich co maja i je cenia. Ja mialem, oddalem. Nie pasowala mi jego prostota. Ani to noz ani scyzoryk. Kozik taki tam. Wole miec wysluzony bagnet i nowoczesny scyzoryk
    . Co do carnauby niezly patent- ale zasadniczo przyjmujemy ze jest to wosk nie zywica. Ja swoj potraktowalem paraloidem- zywica rozpuszczana w ksylenie stosowana mi innymi do utwardzania drewna zainfekownago przez roznego rodzaju szkodniki.

    • marek milczek
      marek milczek
      22 października 2010 at 00:01

      Janku, Opinel należy do takiego rodzaju przedmiotów, że jak się w nim nie zakochasz od pierwszego, to później już same wady. A to, że za słaby do lasu, że za prosty, że się klinuje, Nie otworzy puszki… Ja w tym nożu zakochałem się wiele lat temu. On jest bardzo podobny do samochodu „Garbus”. Zwykły, prymitywy samochód. Ani wygodny (wiem, bo miałem kupę lat), ani ładny, ani niezawodny. Ale nie ma drugiego takiego kochanego na świecie.
      Mam scyzora Gerlacha o ostrzu 10 cm, z piłką do rogów i kości, oraz korkociągiem i otwieraczem. Bardzo fajny, duży, na biwak idealny. Ale opinel to coś zupełnie innego. Jak między wami nie zaiskrzyło, to nie zrozumiesz. W kuchni jest dziesiątki lepszych noży, na biwak też są lepsze, ale ten spełnia wszystkie moje wymagania. Nie są one duże – surwiwalu nie uprawiam buhhaha! Ot pokroić chleb, pomidorka, obrać ziemniaki. A gałęzie robię, własnoręcznie zrobionym z łożyska, toporkiem. Tnie nawet gwoździe bez uszczerbku, a co dopiero drewno.

      marek

      • 22 października 2010 at 00:43

        nie przesadzaj z tym że puszki nie otworze, bo to bez problemu. Widzisz, ja używam scyzoryka nie tylko na biwaku ale i podczas pracy. Zasadniczo zajmując się fotografią katalogową, będą asystentem czy to na planach fotograficznych, telewizyjnych czy filmowych, włócząc się po strych kościołach itp…
        Alan(?) pytał do czego służą „gadżety” z viktorinoxa- otóż krótka histeria mojej przygody z tą firmą- pierwszy scyzoryk dostałem jak miałem jakieś 9-10 lat. klasyka gatunku, piękna czerwona obudowa, dwa ostrza, otwieracz do konserw, szydło, korkociąg, piłka. Tym noże można było zrobić wszystko. Kiedy kilka lat później wybierałem nowy model padło na nieco nowocześniejszy, bo o „anatomicznym kształcie” i z małym ostrzem zastąpionym nożem do linek.
        Jak wyglądał mój dzisiejszy dzień z punktu widzenia scyzoryka (pracowałem ze światłem na sesji świątecznej do jednego z kolorowych magazynów) Wstałem rano, okazało się że guzik przy swetrze się odpruwa- odciąłem go zgrabnie scyzorykiem- mógł bym użyć czegoś innego- tylko po co skoro ten jest pod ręką- potem szycie, no i znów cięcie nitek. Wsiadłem w samochód pojechałem do magazynu po światło, potem na plan. Okazało się że w dwóch z czterech generatorów spaliły się bezpiecznik- co lepiej odkręci zaślepkę bezpiecznika niż otwieracz do konserw? Następnie wieszałem tło rodzaj filcu, trzeba było zrobić zaszewkę na rurkę, szydło, gruba żyłka, kilka minut i gotowe. Później ukroiłem sobie kawałek cytryny do herbaty, przyciąłem kawałek tła, odciąłem kilka sznurków z poprzedniej scenografii i to była pierwsza godzina mojej pracy. Wieczorem ekipie zachciało się walnąć winko- kto ma korkociąg? Teraz otwieram piwo otwieraczem w scyzoryku, a za chwilę jak już tak o tym otwieraczu to otworze sobie brzoskwinie albo ananasy… Oczywiście- mógł bym użyć kilkunastu osobnych narzędzi by wykonać te zadania- ale po co skoro w kieszeni jest wysłużony scyzoryk?

        Wczoraj (tzw we środę, robiłem zdjęcia modelce w nomen omen szpitalu psychiatrycznym w Otwocku, gdyby nie gafer (potoczna nazwa szarej taśmy zwanej też pawer-tape/ lasotaśma itp) i scyzoryk to była by totalna klapa… od przerabiania ubrań po wiercenie otworu w kawałku deski by dała się zamontować na statywie… Powoli jednak dojrzewam do zakupu nowego scyzoryka i tu Victorinox chyba odda pole produktowi firmy LEATHERMAN, choć od kilku lat chodzi za mną VICTORINOX RESCUE TOOL, gdyby miał choć najprostsze kombinerki bym się nie zastanawiał.

        • marek milczek
          marek milczek
          22 października 2010 at 00:49

          świat jest piękny, bo się tak fajnie różnimy. :)

        • 22 października 2010 at 01:01

          Tak, tu masz zupełną rację.
          Ech no i zacząłem te leathermany oglądać i taki futurystyczny Skeletool to poprostu dzieło sztuki funkcjonalnej… gdyby nie parę innych priorytetów…

          A co łączy victorinoxa z fajką? idealnie czyści się go i smaruje wyciorem.

  6. Pendrive
    21 października 2010 at 21:12

    Ze swojej strony, mogę polecić też stronę http://www.knives.pl oraz forum dyskusyjne przy niej działające

  7. Cyntel
    Cyntel
    21 października 2010 at 21:16

    Węglówka łatwiej się ostrzy i lpiej trzyma ostrość, ale do pracy przy żywności lepszy jest z nierdzewki – węglówka pozostawia taki metaliczny posmak, zwłąszcza przy kwaśniejszych owocach i warzywach.

    Żeby nie rdzewiał z węglówki to trzeba dbać, olejem zabezpieczać ostrze i suszyć po uzyciu, a żeby nie pęczniał to octem go.

    Ja osobiście wolę z węglówki :)

  8. KrzysT
    KrzysT
    21 października 2010 at 21:41

    Byłem ciekaw, kiedy pojawi się link do Knivesów. BTW – w najbliższy weekend mają zlot w Warszawie.

  9. marek milczek
    marek milczek
    22 października 2010 at 00:42

    miło, a już myślałem, że wszyscy się będą pytać, jak zrobiłem toporek z łożyska. :)
    marek

    • 22 października 2010 at 00:45

      miałem świetny nóż z ze stali łożyskowej, z rączką z łosiego rogu, klinga w kształcie liścia dwuśieczna… doskonała stal… nieodżałowany nóż,

    • yopas
      yopas
      22 października 2010 at 09:40

      Jak zrobiłeś toporek z łożyska?

      • marek milczek
        marek milczek
        22 października 2010 at 21:06

        Pracowałem kiedyś dawno, dawno temu w fabryce, gdzie był wydział regeneracji resorów do autobusów. Były tam piece hartownicze, wanny z olejem do hartowania, palenisko kuźnicze i i młot automatyczny. Pomyślałem, za namową starych wyg, że zrobię sobie nóż z łożyska. Ale po namyśle olałem to, bo po co mi takie nożysko. W owym czasie dużo jeździłem motorem, a że był stan wojenny, to i częste kontrole milicji. Jak by mnie dopadli z takim majchrem – kaplica. I tak postanowiłem zrobić toporek.
        W koszach ze złomem walały się łożyska z wałów regenerowanych do autobusów, ogórków o średnicy prawie 30 cm. Palnikiem przeciąłem bieżnię i w palenisko. Po czym czerwoną rozciągnąłem na długość ponad metra. Później to już tylko przez ponad miesiąc grzanie, gięcie i przekuwanie. Identycznie jak przy produkcji miecza samurajskiego, z tym, że ja dążyłem do uzyskania czegoś w rodzaju prostopadłościanu. Ile to ma warstw nie mam pojęcia. Na koniec na frezarce, frezem palcowym zrobiłem otwór na trzonek, wyprowadziłem z grubsza kształt toporka. Wykończenie na magnesówce i ostrzenie. Ale najpierw toporek został zahartowany i odpuszczony. I cała historia. Do dzisiaj służy.

      • oskar
        22 października 2010 at 21:58

        No co ty!? Nigdy toporka z łożyska nie robiłeś? ;-)

  10. Rheged
    22 października 2010 at 00:59

    Taaaak… Nigdy nie zrozumiem tej „męskiej” pasji do tego typu zabawek.

    • 22 października 2010 at 01:04

      Myślę że tu kolega Freud, miał by sporo do powiedzenia…

    • KrzysT
      KrzysT
      22 października 2010 at 08:57

      Emil – i dlatego pociąłeś sobie paluchy, tnąc pluga jakimś czymś, co służy do cięcia papieru, zamiast jak człowiek ;)
      Jasne, nóż bywa zabawką męską i przedłużeniem penisa, tak jak spluwa, blondynka i kabriolet, ale przede wszystkim jest to narzędzie.
      Opinel jest bardzo fajnym nożem, z tradycją i dobrą geometrią ostrza (co powoduje, że tnie jak wściekły).
      Podobnej klasy tradycyjny wynalazek, który jest ciężko przebić w zakresie funkcjonalności jest to skandynawskie puukko, a z rzeczy bardziej złożonych i „miejskich” – Victorinox.
      Ja noży nie zbieram, chociaż na wspomnianym portalu (a życzę jakiemukolwiek hobbystycznemu portalowi, żeby miał taki poziom merytoryczny i taką społeczność jaką ma knives.pl) jestem od początku jego działania. Bo tam ludzie mnóstwo ciekawych rzeczy piszą i często równie ciekawie, albo i ciekawiej niż o fajkach.
      I wychodzę z tego samego założenia, co dziadek Jacka. Przydało się już wielokrotnie w najmniej spodziewanych momentach.

  11. jalens
    22 października 2010 at 06:35

    Marek, no to mam dla Ciebie „zadanie”…Lubisz szperać w sieci, to wyszperaj, co jeszcze jest robione z wrzośca. Na pewno okładki do noży :) Kiedyś widziałem małe, podróżne szachy…

    No i prosimy o tekścik, skoro lubisz tak jeździć po obrzeżach fajkowych tematów. Tylko zapisz, skąd „weźmiesz” obrazki i zrób ich spis z linkami :), tak jak to robi Emil w swoich artykułach.

    A ja korzystam na z mocno rozbudowanego Victorynoxa, choć mam i Wengera tego rodzaju i kilka noname’ów. Kiedyś dziadek powiedział mi, że każdy facet powinien mieć zawsze przy sobie scyzoryk. Trzymam się tego. W kieszonce bocznej torby codziennej jest – obok legitymacji prasowej, mikroaparatka cyfrowego, długopisów,wizytówek, rolki scotcha – ten właśnie nożyk. Przydawał się i przy fajce :)

    • JSG
      JSG
      22 października 2010 at 10:56

      Po pewnej dość szalonej węrówce po górach w nocy ukułem pwną puentę:
      Miej przy sobie zawsze scyzoryk i latarkę- bo nigdy nie wiesz kiedy zaskoczą cię góry. I szczerz- od paru lat od kiedy mam ze sobą zawsze scyzoryk i latarkę co chwilę znajduję dla nich zastosowanie.

      • jalens
        22 października 2010 at 11:28

        Ojej, taką małą latareczkę długopisową mam także w tej torbie. I jeszcze zapasową zapalniczkę.

        • JSG
          JSG
          22 października 2010 at 11:40

          No ja mam albo małego maglight, takiego na dwa paluszki światło 20mm długość latarki jakieś 15cm. No i mam niezawodną sprawdzoną w każdych warunkach czołówkę petzla z diodą xp. jedną z nich mam w zasadzie zawsze przy sobie, częściej MG bo jest poręczniejsza. Podstawową zaletą markowyego sprzętu jest to że długo jest nie zawodny.

          • KrzysT
            KrzysT
            22 października 2010 at 12:00

            Tikka XP rzondzi jeśli chodzi o czołówkę. W ogóle czołówka to jest wynalazek stulecia, przynajmniej jeśli chodzi o zastosowania obozowo-turystyczne. Janek, teraz sprzedają w różnych Decathlonach takie sztywne pudełeczko-futerał pasujące do Petzlowych czołówek, co znacznie zwiększa komfort ich noszenia – odkąd nabyłem, to zawsze mam w plecaku jako Zosiasamosia (razem ze scyzorykiem i multitoolem noszonym w ramach backupu. Wiem, nie jestem normalny).

            • 22 października 2010 at 16:51

              Ja musze miec pod reka, kiedys mialem kabure na scyzor i latarke MG z grubego plotna. Ale sie podarla. A tikka calkiem fajnie mieszka w kieszeni, lub sakwie na pasku

            • jalens
              22 października 2010 at 18:55

              I tak dobrze, że w plecaku, a nie na czole czy po kaburach, bo wyglądałbyś jak skrzyżowanie laryngologa z ochroniarzem od kanarów.

              • JSG
                JSG
                22 października 2010 at 22:22

                w ekipie filmowej zwykle czołówka noszona jest większość dnia na szyi- faktem jest ze jak czlowiek wyskoczy do sklepu to sie na niego dziwnie patrzą.

    • marek milczek
      marek milczek
      22 października 2010 at 18:47

      Już parę razy miałem problemy ze zdjęciami. Jakoś mi to nie idzie. Poszperałem trochę, jest tego nawet sporo. Napiszę tylko tytuł i podam linki, a Wy coś z tym zróbcie, bo znowuż wyjdzie groch z kapustą :) :)

      • jalens
        22 października 2010 at 18:53

        ok

  12. 26 października 2010 at 17:52

    Opinelek…Dzięki za artykuł, wskrzesiłeś uśpione marzenia o tym scyzoryku.
    Ktoś wspominał o noszeniu scyzoryka, że nie ma gdzie itp. Otóż, zapewne wielu z Was nosi dżinsy, a w dżinach jest taka jedna faja kieszonka, nad prawą kieszenią. Wąska i długa (dosyć), idealna na Opinelka, albo Victorinoxa, jeszcze jak się je ma podpięte do niedaleko przyszytej szlufki, to już pełnia szczęścia :) Polecam, nie trzeba żadnych kabur i innych bzdetów, zresztą kabury są do kitu bo się lubią zaczepiać o to i owo.
    Pozdrawiam
    Mikołaj

    • jalens
      26 października 2010 at 17:55

      W tej kieszeni to się nosi specjalne pokrowce na to, co można opinelem obciąć!

      • Alan
        Alan
        26 października 2010 at 20:50

        Ja w niej trzymam kostki do gitary :)

        • jalens
          26 października 2010 at 21:00

          Pokolenie in vitro, czy co? Czy jakiś mój rówieśnik pamięta jak się nazywa ta kieszonka w dżinsach?

          • Alan
            Alan
            26 października 2010 at 21:03

            Kondomówka? Strzelam, bo rówieśnikiem nie jestem, a i nazwy nie znam :)

            • jalens
              26 października 2010 at 21:28

              Prawie bingo, bo o to chodziło….
              Krzysiu, zbliżona nazwa do tej podanej przez Alana, w moim pokoleniu, jak widać w pewnym sensie specjalistycznym, szczególnie popularna była wśród licealistów. Widocznie moje pokolenie miało zdrowsze chore myśli. Ot, co! Cbdw…

              • Alan
                Alan
                26 października 2010 at 21:34

                Pocieszę Cię, do tej pory (przynajmniej w moim środowisku) owa kieszeń kojarzy się z „pokrowcem” ;)

            • jazz59
              26 października 2010 at 22:35

              U nasz się mówi kondonierka…

          • KrzysT
            KrzysT
            26 października 2010 at 21:22

            Uczciwie przyznaję, że nie mam pojęcia, nigdy się nie zetknąłem z żadnym specjalistycznym określeniem wzmiankowanej kieszonki. Może wpływ na to ma fakt, że dżinsy ostatnio na dupie miałem w czasach liceum, czyli prawie 20 lat temu :)

  13. 27 października 2010 at 11:58

    Kondomowka i wariacje na ten temat to nazwa powszechna tej kiedzeni ale kieszenie te w kazdych dzinsach sa inne- no chyba ze nosisz jeden model. Z mojego doswiadzczeni nie nadaje sie ona na scyzoryk. Kiedy kucamy, albo kiedy wchodzimy gdzies wyzej podnoszac noge, w najlepszym wypadku scyzoryk z niej wypadnie, w gorszych przypadkach zdrowo zedrze skore na biodrze. Kieszen ta dobra jest do zimowego przechowywania zapalniczki. No chyba ze scyzorykiem nazywasz np przybornik do paznokci victorinoxa ( taka 3 cm miniaturka) problemy sprawiaja juz klasyki, a przecierz nie wszystkim wystarcza ostrze i wykalaczka. Niektore scyzoryki maja kilka cm szerokosci.

    • jazz59
      27 października 2010 at 13:03

      Fakt , w różnych portkach są różne kondonierki , ale w moich Levis’ach 501 , który to model noszę od niemal czterdziestu lat , swobodnie włazi Viktor 9 cm.I nie wylata… Nie jest zatem tak źle.

      • 28 października 2010 at 15:14

        O to to! W moich „nie lewisach” kieszonka ta jest tak duża, że mieści spokojnie Vic’a (officer) i zapalniczkę. No cóż, nie noszę ciasnych spodni, bo sam mały nie jestem, więc może i kieszonki mam większe ;)

  14. 27 października 2010 at 13:09

    Tu nie chodzi o to czy sie miesci. Przycisnij noge do piersi tak jak bys np podchochodzil pod wysoki murek, albo na trzeci stopien drabiny, albo przykucnij. Kabury nie sa bez wad, ale jesli ktos nosi taka zabawke na codzien, zawsze i wszedzie sa najlepszym rozwiazaniem.

    • marek milczek
      marek milczek
      27 października 2010 at 17:32

      Janek, czasami racjonalizm nie ma szans przy modzie. Pamiętam piękne lata siedemdziesiąte. Lata dzwonów, czyli spodni o nogawkach na dole szerokich na ponad 30 cm. W „niektórych” kręgach szczytem szpanu (dla mnie kompletnym obciachem) było noszenie za paskiem 30-to centymetrowych i dłuższych grzebieni. Niejeden z tych elegantów wiejskich miał od tego siniaki na ciele, ale panienkom to się podobało. A spodnie, jakie nosiłem wtedy, nazywały się SZARIKI. Jacek powinien pamiętać.

    • 28 października 2010 at 15:16

      Noszę scyzora na co dzień, z wbijaniem się w nogę czy coś nigdy nie miałem problemu, za to kaburą zahaczałem notorycznie o jakieś murki wystawajki, klamki itp. Druga sprawa, nie wypadnie jak dodasz do niego mini karabinek. Nie tylko trzyma, ale też pomaga w nie zgubieniu :)

  15. jazz59
    27 października 2010 at 17:36

    Scyzoryk jest „miejski” i raczej nie tańczę z nim kankana , ani się nie wspinam…a na wyprawy mam nóż w pochwie.
    Kabura…do noża? W wojsku uczono mnie ,że do noża to jest pochwa , a kabura – do pistoletu…
    Ale może się czepiam…

    • KrzysT
      KrzysT
      27 października 2010 at 18:22

      Wyważacie drzwi otwarte. Do takich rzeczy wymyślono foldery z tzw. klipsem, który wprowadził nawet Victorinox. Można wisieć łbem do dołu i nic nie wypada z kieszeni. Been there, done that.

      • jazz59
        27 października 2010 at 18:34

        …say something about…jeżeli już trzeba po angolsku…
        to ciekawe z tym klipsem…

        • Pendrive
          27 października 2010 at 22:48

          Folder, czyli nóż składany w jednym ostrzem (każdy nie-scyzoryk to folder) często ma na jednej z okładek rękojeści przykręcony metalowy klips. Wkładasz nóż do kieszeni, a klips zaczepiasz o zewnętrzną część kieszeni.

          Firma Wenger ma linię scyzoryków właśnie wyposażonych w taki klips. Victorinox chyba też.

          • JSG
            JSG
            27 października 2010 at 23:18

            nie koniecznie w ten sposób, ja obstawiał bym rodowód wojskowy tego typu mocowania, a co za tym idzie raczej zaczepianie go o pasek, nie koniecznie przy spodniach- wiadomo że wojsko nosi teraz różne kamizelki iinne szelki takie tam.
            Mniejszy brat wspomnianego przeze mnie leathermana Skeletool ma ten typ mocowania.

            • Pendrive
              27 października 2010 at 23:34

              O ile dobrze pamiętam, pierwszy patent takiego rozwiązania należy do firmy Spyderco, a nazwany jest „pocket clip”.

              • JSG
                JSG
                28 października 2010 at 00:01

                nie bede sie spieral, mialem jako nastolatek taką zabawkę i średnio wygodnie się to w opisany przez ciebie sposób nosiło, za to świetnie- właśnie na różnego rodzaju militarnych trokach. ale jedno nie wyklucza drugiego.

            • 28 października 2010 at 15:24

              Jazz dobrze powiedział. W wojsku kabura jest na broń krótką. Pochwa to to do czego nóż, scyzor, bagnet się chowa :) Nawet teraz żołnierze noszą noże w pochwach (teraz jest moda na plastikowe „przyklejki” do kamizelki). To tak gwoli ścisłości ze strony osoby „coś tam wiedzącej o wojsku” ;) Chociaż mam wrażenie, że od p[aru lat określenie „pochwa” ma na tyle pejoratywne znaczenie, że nie nożownicy boją się jej używać.

              • Pendrive
                28 października 2010 at 22:30

                Co do nazw, zgadzam się z JSG, dla mnie:
                Pochwa, to ubranko na nóż o stałym ostrzu.

                Ubranko dla noża składnego to (z angielska) „pouch”. Z braku polskiego odpowiednika – myślę że „kabura” to całkiem dobre określenie.

            • JSG
              JSG
              29 października 2010 at 10:53

              ano tak sobie googlam te kaburę i mieści się w niej telefon, klucze, scyzoryk, menaszka, piersiówka, papierossy- myślę że w handlu „kabura” przejęła również funkcje ładownicy, a te kiedy przestały być już potrzebne na amunicję zaczęły służyć również jako sakiewka, stąd to językowe zamieszanie- owszem kabura jest przedewszystkim na broń, ale w języku potocznym, ewoluowała do roli wszystkiego tego co nosimy na pasku.

              Wracając jeszcze na chwilę do „pocket clip” takie rozwiązanie ma też bagnet do kałasza- wersja składana- ale przy prawie 20 cm długości średnio jest „pocket clip”„pocket” ;)

              • jazz59
                29 października 2010 at 12:00

                Ja to miałem jeszcze kałacha wz.47 z drewnianą kolbą i bagnet jak się patrzy – w całości.
                Ale ja to przedpotopowy mastodont jestem…
                PS.Kałach z pełną kolbą miał swoje zalety…można go było przeładować uderzając kolbą o podłoże…no i przywalić było można nieźle…

          • JSG
            JSG
            29 października 2010 at 12:28

            Z tego co widzę można oba bagnety kupić nowe- i składany (folder- jak wyżej powiedziano) i pod postacią jednego kawałka blachy z okładzinami- ba jest jeszcze polski gerlach który jest dwusiecznym sztyletem.
            Sporo na ten temat mógł by nam powiedzieć kolega Grube Udo czy Udo Grube, który wiem że czytuje, ale się nie odzywa- jak czyta to się niech odezwie i fachowo wyjaśni.

      • JSG
        JSG
        27 października 2010 at 22:10

        no to dla mnie jest kabura na scyzoryk… w wojsku nie byłem bo jak musiałem to unikałem, a teraz już nie muszę, dla mnie kabura to wszystko co nosi się przy pasku i służy do noszenia różnych przedmiotów- wyjątkiem jest pochwa, ale te chronią jedynie gołe ostrza nie składane scyzoryki- takie jest moje językowe mniemanie.

  16. marek milczek
    marek milczek
    5 listopada 2010 at 22:15

    a jak wam się podoba taki nożyk?
    http://picasaweb.google.com/marek.milczewski/DropBox?authkey=Gv1sRgCPidq-LgyozAfQ&pli=1&gsessionid=0q3HiTTSRX8zSIF84GlrbA#5536175603818299570

    chyba sobie kupię, chociaż nie jestem gadżetowcem, ale to mnie urzekło. Jak zapalniczka Zippo, to i nożyk, a co!!!
    aukcja tu:

    http://allegro.pl/show_user_auctions.php?uid=11689650

    • JSG
      JSG
      6 listopada 2010 at 07:49

      jakoś tak bezużytecznie wygląda… do czyszczenia paznokci po robótkach ziemno-błotnych w ogródku może… do otwierania korespondencji… tylko gdzie to wbić w monitor żeby przeczytać mail…

Skomentuj jazz59 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*