Kupiłem cudo

12 kwietnia 2013
By

Postanowiłem zasilić ten dział krótkim wpisem, ponieważ dział to z tytułu i zamysłu świetny, jednakże ostatnio nie zasilany Waszymi artykułami. Nie chce mi się wierzyć, że nie macie się już czym pochwalić. Ja jednakże kupiłem cudo i chcę się tym dzisiaj z Wami podzielić. Nie! Odkrywszy właściwości tej fajki, muszę się tym z Wami podzielić!

Tel Awiw posiada dwa znane mi targi staroci, na których wraz z żoną przez okres kilku tygodni buszowaliśmy dosyć regularnie. Żona szukała biżuterii a ja, wiadomo – palonych w zeszłym wieku fajek. Przez wzgląd na historię tego pięknego, aczkolwiek kontrowersyjnego miejsca, starszych przyrządów służących do konsumpcji tytoniu nie spodziewałem się tu znaleźć. I tak mile spędzając czas powiększyłem swoja kolekcję Petów o 4 sztuki, kupiłem… wiele innych fajek, ale przejdźmy może do tego cuda, bo toż i o zakupionym cudzie ma być wpis.

Fajki z tykwy do mnie, wrzoścowego zboczeńca, jakoś nie przemawiały. Oczywiście, że chciałem dla podniesienia prestiżu kolekcji takową mieć, ale ich ceny, za które mogłem kupić jedną starą, markową lub 2 średniej klasy wrzoścówki skutecznie odstraszały. Dlatego też zobaczywszy coś takiego, na jednym ze znanych mi stoisk, nie wpadłem w euforię i by nie okazać nadmiernego zainteresowania, nie złapałem (a to już chyba doświadczenie nabyte przy innych okazjach) tej fajki w łapska jako pierwszej, a dopiero obejrzawszy wszystkie pozostałe, powolutku podniosłem ją (cudo!) i od niechcenia zapytałem o cenę. Dopiero odpowiedź sprzedawcy, ujawniająca wyjątkowo, jak na moje krótkie doświadczenie branżowe, niską cenę spowodowała lekkie, niezauważone przez nikogo drżenie kolan i nadmierne, mam nadzieję, że również niewyczuwalne dla otoczenia wydzielanie potu… Zaprawiony jednak w bojach odłożyłem fajkę z należytym jej pietyzmem, wypowiedziałem suchym już z nadmiaru emocji gardłem „za dużo” i… odszedłem. Co uwierzcie mi nie było łatwe, bo ciężko się chodzi gdy kolana drżą a wewnętrzny głos początkującego hobbisty krzyczy „Gupiś?!”.

Odszedłem jednak, by wyciszywszy wewnętrzny krzyk zastąpić go sherlockowską dedukcją. Nim to jednak nastąpiło pierwsze skrzypce próbował zagrać zdrowy rozsądek: To „no name”, a ty Jasiu zbierasz markowe fajki! Jednakże, szybko zagłuszyłem te bzdury czystą dedukcją: że to przecież klasyczny kształt najbardziej znanego detektywa… że „każdy szanujący się” zbieracz fajek musi go mieć… że te wszystkie właściwości, dla których jest tak wielbiony… że.. już nie pamiętam jakie tam jeszcze „że” się pojawiały. Fakt jest taki, że wróciłem, stargowałem cenę o 20%, kupiłem i pobiegłem jak mały dzieciak pochwalić się cudem żonie! Teraz mam przyjemność pochwalić się (wiadomo czym) Wam. Kupiłem to cudo:

Calabash

Dlaczego cudo? Zapytają Ci, którzy jak ignorancki kiedyś ja, pomijali lub nawet deprecjonowali ten majstersztyk fajczarskiej sztuki. Ano z jednego ważnego powodu, dla którego palimy fajki – przyjemności chłodnego palenia. Przez rok mojego fajczarskiego doświadczenia paliłem w kilkunastu wrzoścach i jednej piance. To bardzo krótko, przynajmniej dla mnie, by mówić o jakimkolwiek doświadczeniu, skoro dalej mogę się spokojnie tytułować „mistrzem kondensatu”. Wymyśliłem nawet własny sposób pozbywania się tego upierdliwego płynu wydzielanego w trakcie palenia… ale nie o tym tu, wracamy do cudu.

Calabash – fajka z tykwy lagenaria vulgaris to fajka, której główną i największą część stanowi utworzony z opestkowanej tykwy dyni przewód dymowy zapewniający doskonałe wręcz chłodzenie. Główka zwana grzybkiem wykonana jest z pianki morskiej. Ostatnie dwa elelmenty, to ebonitowy ustnik zamocowany za pomocą plastikowego czopa. Oczywiście od każdego z tych elelmetów są wyjątki i odstępstwa, łącznie z tym, że teraz fajki robione z wrzośca, bez komory z tykwy, czy nawet piankowego grzybka, a wzorujące się tylko kształtem pierwowzoru też nazywane są calabash.

Ale w dalszym ciągu nie wytłumaczyłem dlaczego ten artykuł znajduje się w tym właśnie dziale. Wybaczcie. Już spieszę z wyjaśnieniem. Nabiłem to cudo, otworzyłem piwo, wziąłem w dłoń książkę, rozsiadłem się na balkonie i odpaliłem fajkę. Już miałem zanurzyć się w lekturze, gdy niespotykane wcześniej doznania smakowe przyciągnęły moją uwagę z powrotem do fajki. Dym był niewiarygodnie przyjemny, ciepły ale nie gorący. Można by tak palić cały dzień bez ryzyka poparzenia języka czy gardła. Calabasha pali się inaczej niż krótką fajkę. Pali się go tak jak ja, czyli „mistrz kondensatu”, właśnie lubi. By pyknąć z calabasha lub zaciągnąć się dymem należy najpierw pociągnąć dwa, trzy razy aby wypełnić nim wnętrze tykwy, zwane gourd, a przez ROTMa (na alt.pl.fajka) nazwane Ogórem. Dopiero wtedy, gęsty nasycony dym może zostać zassany do jamy ustnej. Jednakże nawet po tak niewłaściwym we wrzoścach, bo tworzącym kondensat i gorący dym paleniu, w tej fajce wogóle temperatury nie czuć. Paliłem wolno, było smacznie, chłodno i przyjemnie, choć mało dymu. Gdy na swój ulubiony sposób rozbuchałem ogień w kominie, dalej było przyjemnie. I choć coś zabulgotało na dnie tykwy, to jednak nic z tego niepożądanego przez nas płynu nie przedostało się do ustnika. Byłem w raju utworzonym z chłodnego, smacznego dymu! Osiągnąłem swoją fajkową nirvanę, nie musząc walczyć z kondensatem! Znalazłem fajkowego Świętego Graala! Czy po prostu – „kupiłem cudo”!

Tak więc nabyłem fajkę o świetnej konstrukcji i inżynierii, która dała mi tak chłodny i smaczny dym, jak żadna inna dotychczas palona. A jak już wyżej napisałem, nie było ich wiele a przede wszystkim nie było wśród tych fajek większości dostępnych kształtów. Według mnie, najbardziej do porównania brakuje churchwardena (choć to nie kształt, a rodzaj), bo on podobno ma najbardziej zbliżone właściwości chłodzenia dymu i uwydatniania poszukiwanych smaków.

Fajka jest w świetnym stanie. Poza zielonym od oksydacji ustnikiem, na dnie komina odkryłem kilka drobnych, ale nie przechodzących do przewodu dymowego pęknięć. Po higienizacji i polerce ustnika przeszła swoją próbę i zdała ją z wynikiem najwyższym z możliwych. Choć ciężko z nią wyjść na spacer, czy nawet pracować nie wyjmując z ust, to jednak uważam, że Calabash jest fajką, którą każdy z fajczarzy, jeśli nie powinien mieć, to na pewno powinien z niej zapalić, by, dopiero po spróbowaniu możliwości, które ona daje, powiedzieć, że jej nie chce. To istne cudo fajkarskiej sztuki.

Dzięki uprzejmości i doświadczeniu Rotma możemy się dowiedzieć jak czyścić i dbać o tego typu fajkę, o tu: LINK
A dzięki zdolnościom poszukiwawczym JSG, dowiadujemy się również jak taką fajkę zrobić własnym sumptem: LINK
Wybierającym się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej podaję nazwy targów staroci oraz jednej traffiki w Tel Awiwie:
Dizengoff Square, wtorki i piątki do godziny 15.
Rynek na starówce w Yaffo (Tel Aviv Old Town). Wiem na pewno, że wtorki i piątki do godziny 15, reszty dni nie zweryfikowałem.
Traffika na ulicy King Georg 6.

Tags: , ,

17 Responses to Kupiłem cudo

  1. yopas
    12 kwietnia 2013 at 22:02

    Witaj zatem w klubie ludzi o nieskończonej inteligencji, urodzie i uroku osobistym ;)

  2. KrzysT
    KrzysT
    13 kwietnia 2013 at 08:14

    Gratulacje!
    …ino jeszcze raz baca powiedz, że pisać nie potrafisz :>
    Ino raz :]

  3. Piotr M. Głęboki
    Piotr M. Głęboki
    13 kwietnia 2013 at 08:40

    Zawsze mówiłem że Tel Aviv to miasto cudów. Nawet Baca nawrócił się na prawdziwą wiarę (calabash’ową oczywiście żadną inną broń Boże). Gratuluję Janusz: i fajki i pióra.

  4. 3promile
    13 kwietnia 2013 at 09:24

    ” Janusz J. dnia 10 marca 2013 o godzinie 22:14

    I to jest właśnie kolejny z powodów, dla których nie napiszę Tu recenzji. Twoją świetnie się czyta!
    Pozdrawiam.”

    Taaa, jasne…

  5. golf czarny
    13 kwietnia 2013 at 10:05

    Januszu (po zatamowaniu ostrego ślinotoku oraz opanowaniu spazmów zazdrości) uprzejmie zapytuję o izraelski wybór tytoni i ich ewentualne ceny na PLN-y.

  6. Jacek A. Rochacki
    13 kwietnia 2013 at 11:07

    Dołączam do gratulacji, a i w uzupełnieniu znakomitej wiedzy p. Krzysztofa Woźniaka – „Rotma” podaję za Pipesmagazine:
    http://pipesmagazine.com/forums/topic/cleaning-a-calabash

  7. Janusz J.
    Janusz J.
    13 kwietnia 2013 at 14:52

    Dziękuję Wszystkim za miłe słowa. To ważne, ponieważ motywuje czowieka do dalszej pracy. Mam zamiar napisać swoją pierwsza recenzję… za kilka lat.
    Yopas: i jak mawiał mój znajomy „niewymuszonym sposobie bycia”.
    Golf Czarny: Zafascynowany artykułami śp. Jalensa poszukiwałem na dwóch targach, ale miejscowych tytoni nie udało mi się znaleźć. W trafice, której adres podałem, można dostać od Alsbo 25NIS do Petów 75NIS (1NIS = 0,85PLN). Nie mieli tam niestety nic ze stajni Dunhilla czy G&H.
    Panie Jacku: Jak zwykle jest Pan kopalnią wiedzy. Słów brak, po prostu podziw.

  8. Krzaq
    Krzaq
    13 kwietnia 2013 at 20:49

    Ostatnio również nabyłem mojego pierwszego calabasha :-) w związku z tym wszystkie podane linki są mi znane i potwierdzam ich dużą użyteczność. Ciekawi mnie tylko próba określenia producenta fajki autora postu oraz tej której zdjęcie widnieje na stronie do której prowadzi link zamieszczony przez Pana Jacka (moja jest, że tak powiem z tej samej bajki ;-)); ja obstawiałbym, że obydwie to produkty Pioneera a jak typujecie wy Panowie ?

  9. pigpen
    pigpen
    18 kwietnia 2013 at 12:38

    Januszu. Wielkie dzięki za ten artykuł, który jest kolejnym ukazującym kalabasza jako fajkę do palenia a nie oglądania. Twój opis jest bardzo zachęcający. A perspektywa suchego palenia z możliwością zaciągnięcia się od czasu do czasu mmmm
    Pozdrawiam

  10. Wolter
    26 sierpnia 2014 at 17:05

    Szlachetni Panowie, mam pytanie – co to za fajka, bo krąży już od pewnego czasu na aledrogo. Co to za kalabasz, czyli co o tym sądzicie? Innymi słowy – czy warto?
    http://allegro.pl/fajka-calabash-i4527349609.html

    • yopas
      26 sierpnia 2014 at 17:59

      Specjalnie szlachetny to ja nie jestem, ale imo, to nie jest fajka z tykwy. Turcy takie robią. Ze zdjęcia nie wiem, czy warto.
      UkłonY,

      • Wolter
        26 sierpnia 2014 at 23:35

        Dziękuję za sugestię i pomoc, faktycznie znalazłem cosik podobnego wśród tureckich wyrobów kalabaszowych: http://www.meerschaumstore.com/proddetail.asp?prod=CA010. Wynikałoby, że materiałem jest mahoń, ciekawe… Prawdę powiedziawszy skusiłem się, bo cena choć niemała, to jednak niezaporowa, w sumie zbliżona do taniego wrzośca. Prawdę powiedziawszy wygląd fajki zbliżony i do zdjęcia zamieszczonego w artykule, i do fajki Altinaya, oferowanej na fajkowie za cenę – no, dla mnie wysoką.
        Panu, szanowny Yopasie, dziękuję za wskazanie kierunku poszukiwań.

        • Kien2
          27 sierpnia 2014 at 00:07

          Szczerze odradzam zakup. Tykwa jest wewnątrz porowata (ma konsystencję korka) i higroskopijna, natomiast mahoń nie. Lepiej nabyć w tej cenie niezły wrzosiec, który niczego nie udaje… :)

  11. Wolter
    17 września 2014 at 03:11

    Ciekawe jakby potraktować to: http://allegro.pl/tykwa-owoc-wysuszony-z-iraku-i4613436484.html
    w charakterze „Ogóra”, materiału do takiej fajki…

  12. Janusz J.
    Janusz J.
    17 września 2014 at 11:32

    Wolter odwagi!

    Kup i zrób fajkę, ale pod jednym warunkiem, że wszystko udokumentujesz i opiszesz.

    Pozdrawiam i życzę powodzenia.

  13. mareek
    mareek
    11 grudnia 2014 at 19:00

    Dzisiaj i ja dołączyłem do „ludzi o nieskończonej inteligencji, urodzie i uroku osobistym” :D a to za sprawą Strambacha z fajkowa. Akurat się trochę rozchorowałem, katar, kaszel itp, więc starałem się trzymać ciekawość na wodzy, ale jak tylko paczka dotarła, nie wytrzymałem i po chwili nabiłem ogóra Dunhillem DLNR. I nie da się ukryć, KUPIŁEM CUDO :) Chociaż o smaku, ze względu na zawalony nos, ciężko coś konkretnego powiedzieć, o tyle dym był zdecydowanie dużo chłodniejszy niż w zwykłych fajkach. I było słodko, za przeproszeniem, jak cholera, mimo kataru. Z minusów to na pewno warto wspomnieć, że ciężka jest taka fajka i nie polecam jej za długo trzymać w zębach. Z ciekawości rozbuchałem ją, jak przysłowiowy parowóz, i było tylko odrobinę cieplej niż wcześniej.

    Z tego wszystkiego przed paleniem zapomniałem o „tarczy Rootma” i faktycznie, trochę resztek i popiołu posypało się do tykwy, nauczka na przyszłość. Swoją drogą spodziewałem się, że w środku będzie obrobiona bardziej na gładko ;)

    Sama tykwa sprawia wrażenie bardzo delikatnej, ustnik też dosyć ciasno wchodzi na wystający z pierścienia czop, więc na wszelki wypadek obchodzę się z nią bardzo ostrożnie, ciekawe czy by wytrzymała upadek z, dajmy na to, jednego metra. Komuś się zdarzyło ? ;)

  14. Janusz J.
    Janusz J.
    12 grudnia 2014 at 11:26

    Szybkiego powrotu do zdrowia.

    Tykwa wygląda na delikatną, ale upadek z metra nie powinien jej zaszkodzić.
    Ergonomia tej fajki raczej nie predestynuje jej do trzymania w zębach, raczej do spokojnej kontemplacji przy lekturze.

    Gratuluję zakupu i życzę smacznego używania.

Skomentuj Jacek A. Rochacki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*