Całkiem Inny Poziom Abstrakcji

7 grudnia 2012
By

Ktoś tam, gdzieś tam, na jakimś portalu społecznościowym udostępnił jakiś tam mój wpis na jednym z amerykańskich blogów fajkowych. O czym to on był właściwie… o niczym w zasadzie – C.I.P.A. (Całkiem Inny Poziom Abstrakcji), ale w sumie czemu by nie napisać czegoś podobnego na fajkanet… a kto mi zabroni? Redakcja?

Siedzę zatem sobie w swoim wytartym fotelu w pracowni, niektórzy go znają, może nawet za dobrze- parę sprężyn przysiadło, może nawet znają jego magiczne moce, bo fotel ten nie jest zwykłym fotelem. W fotelu tym jak nigdzie indziej smakuje tytoń. Z jego poziomu widać półki zawalone fajkami (część z nich pewnie należy do niejednego* z was) i narzędziami i innymi takimi tam, mniej lub bardziej niepotrzebnymi, bibelotami.

Siedzę i myślę o czym by tu napisać, palę sobie jakieś resztki Grousemoora – ech, ileż ja bym dał co by pluga zapalić… wierzcie mi lub nie, ale to zupełnie inny tytoń. Dawno dawno temu, jeden z fajkowych przyjaciół (serdecznie Pana pozdrawiam proszę Pana) napisał, a może powiedział: „Panie Janie, znalazłem idealny tytoń dla pana. Smakuje jesiennym, ciepłym, choć rześkim porankiem na zamglonych torfowiskach…”.

Tak sobie wspominam tę radę – pierwsze zamówienie ze znanej niejednemu z nas trafiki, mieszczącej się w pewnym mniej lub bardziej urokliwym miasteczku, skąpanym w promieniach słońca zalewających południowe alpejskie stoki – taka miła imaginacja w zimny grudniowy wieczór, nigdy tam nie byłem. Kiedy to było, niby nie tak dawno, a jednak tak dawno…ileż to się od tego czasu zmieniło, strach się bać.

Palę więc tego grołsmóra (sic!), siwy wonny dym wypełnia pracownię (czepiajcie się, pomieszczenie w którym się pracuje pracownią jest, może być też warsztatem, ale ten kojarzy mi się z cięższymi pracami, warsztat mam gdzie indziej) fajka – jak to fajka – z jakiejś małej, może amatorskiej, pracowni, gdzieś z jakiegoś, nie koniecznie małego, państewka w sercu Europy. Kłęby dymu, z trzeszczących głośników ktoś po niemiecku nuci średniowieczne madrygały, jakaś nostalgia mnie ogarnia. Znów się zastanawiam kiedy palę bo muszę, a kiedy „bo mam na to ochotę”, kiedy fajka smakuje najlepiej. Cóż, sprawa ani prosta, ani wesoła.

Bo gdyby się tak poważniej zastanowić, to o co w ogóle w tym całym paleniu chodzi? Kiedy siadam sobie w tym nieszczęsnym, wyciągniętym z jakiegoś służewieckiego śmietnika fotelu, kiedy przykładam ogień do fajki, przed oczyma stają mi te wszystkie miejsca, gdzie fajka była niejako nagrodą, za trud ciężkiej pracy. Wspominam pewien zwalony pień gdzieś w Beskidzie, zimny głaz na Orlej Perci, ganek schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, ukryty we mgle nurt Bugu, dupę bolącą od siodła, rzut oka na paręnaście metrów połupanych grabowych pni, na tysiące ściągniętych z dachu dachówek, parapet prezbiterium gotyckiego kościoła, chyboczące rusztowanie, naście metrów nad ziemią… Zatem może fajkę najlepiej pali się w nagrodę? Może po uczciwej, nikomu nie otrzebnej robocie? Pewnie znajdzie się na to jakaś naukowa teoria, że nikotynista po wysiłku musi uzupełnić zapas narkotyku. Ale może jednak pozostańmy w mitomańskim klimacie (bo i czemu nie?), w końcu większość czytających ten tekst nie jest lub nie uważa się za narkomanów. To co ma w sobie ten przeklęty fotel, czemu on tak działa, że się w nim dobrze pali – no bo chyba nie dlatego, że jest zielony i w paski. A może nie znajdę na to pytanie odpowiedzi – bo i na co mi ona. Co to zmieni? Co by to wniosło?

No i po raz trzeci, pisząc ten tekst, zgubiłem myśl o czym to ja chciałem napisać. W sumie to na początku nie bardzo miałem pomysł, potem jakiś miałem ale teraz już nie pamiętam o czym to miało być. Tylko czy to ma jakieś znaczenie? Czy to komu potrzebne – taki tekst o czymś, może jednak tekst o niczym sprawi czytającemu więcej radości, niż tekst na jakiś temat? Tylko ten smak jesiennego, ciepłego, choć rześkiego poranka na zamglonych torfowiskach. Co z tym zrobić, znów latarki na psich ogonach ledwo widoczne w śnieżnej zamieci i zgasła fajka w gębie. Znów żar kominka schroniska gdzieś w Beskidzie – tylko cicho sza – właściciel śpi, zapalić pozwoliła jego córka, byle nie złapał na gorącym uczynku. Tylko czemu ten żółty i pomarańczowy szlak w świetle zapałki wyglądają tak samo. Widok wypiętych pośladków asekurowanej laski i lina wesoło ślizgająca się po ósemce, ogrzewająca ręce. Znów ten kajak tnie wzburzony ciężkimi, burzowymi kroplami nurt rzeki, pioruny walą sobie gdzieś w oddali – a może da się odpalić fajkę piorunem…

I  ten smak jesiennego, ciepłego, choć rześkiego, poranka na zamglonych torfowiskach…

 

* nie przypominam sobie fajek do naprawy z kobiecych rąk

 

14 Responses to Całkiem Inny Poziom Abstrakcji

  1. je2bnik
    7 grudnia 2012 at 10:36

    Piękna impresja. Odrobinę różna od „po prostu nabij i pal”. :)

    • JSG
      JSG
      7 grudnia 2012 at 10:41

      A gdzie tu jest co innego napisane? Tosz przecież w każdym wskazanym przypadku fajka nabita i palona, no chyba że zgasła…

  2. 3promile
    7 grudnia 2012 at 12:04

    Torfowisko w górach? Ciekawe…

    • JSG
      JSG
      7 grudnia 2012 at 12:07

      teleport…

  3. Janusz J.
    Janusz J.
    7 grudnia 2012 at 12:30

    Piekny tekst Panie Janie! A raczej piekne teksty, bo i angielski pozwolilem sobie przeczytac. Prawdziwy artyzm w naturalnym wydaniu!Prosze o wiecej. Tylko zdjec na flikr nie moge otworzyc i nie wiem czy to blokuja koledzy po wlasciwej stronie Muru, czy mnie brak odpowiedniego programu.
    Pozdrwiam. J.

    • JSG
      JSG
      7 grudnia 2012 at 12:40

      http://www.flickr.com/photos/jan_szymon/
      Flickr jest tu.
      Powinien działać.
      Chyba że chodzi o zdjęcia w moich artykułach na fajka net- cóż, portal który je udostępniał zmienił właściciela i wszystkie zostały skasowane- postaram się z redakcją znaleźć jakąś metodę by je pouzupełniać, jeśli zajdzie taka potrzeba.

  4. radekb
    radekb
    7 grudnia 2012 at 15:29

    Ty Janek, lepiej już fajki rób. Zdecydowanie lepiej Ci wychodzą niż proza.

    • JSG
      JSG
      7 grudnia 2012 at 15:51

      Pewnie nie jeden prędzej by się zgodził z negacją tej tezy… ale cóż… zapewne są i tacy co by woleli co bym nic nie robił, ale sam wiesz, sam rozumiesz…

      Nie każdy może równać poziomem do celebrytów z lokalnej telewizji… daj szansę maluczkim…

      • radekb
        radekb
        7 grudnia 2012 at 16:03

        Ale ja ani nie piszę, ani tym bardziej, fajek nie robię. Ty robisz dobre fajki.

        • Jacek A. Rochacki
          7 grudnia 2012 at 19:35

          Przy okazji powyższej przyjacielskiej i pozornie mało ważnej wymian zdań po raz kolejny zajawia się znacznie moim zdaniem poważniejszy problem, którego konsekwencje w większym czy mniejszym stopniu dotyczą bardzo wielu Osób a i całych społeczeństw.

          Chodzi o różnice pomiędzy schematem czy systemem kultury który nazwał bym: „autorytarnym”, a systemem „demokratycznym”. Nie chodzi o politykę. Chodzi o uczestnictwo w kulturze. Czynne uczestnictwo. Czynnie uczestnictwo w kulturze jest nie tylko bardzo rowijające jednostkę, ale też wpływa na poziom tego, co się dziś nazywa „kreatywnością” w skali społeczeństwa. Ma to wpływ na przykład na świadomy wybór pracy zawodowej i potem efektywne jej wykonywanie, niezależnie od wykonywanego zawodu.

          Nasz kraj należy do krajów o kulturze która przez bardzo długi czas rozwijała się i istniała w trybie „autorytarnym”. Czyli: mam zawsze, za wszelką cenę porównywać się do autorytetów: mam być piękny jak Emilia Plater, odważny jak Kmicic i wszystkie formacje naszej kawalerii razem wzięte, zdolny literacko jak Mickiewicz ze Słowackim, muzykalny jak Szopen. A jak ich „nie sięgam” – to wstyd i lepiej w kącie siedzieć, i broń Boże się nie wychylać. Z powyższego trybu wyłamywała się u nas lepiej czy gorzej kultura i sztuka tzw. ludowa.

          Podczas długiego i bardzo ciekawego życia czas jakiś przemieszkiwalem w krajach o diametralnie innym podejściu do spraw kultury, a mianowicie istniejących w trybie, który nazwałem tu „demokratycznym”. Otóż przyjęto tam ponad sto lat temu zasadę, iż równamy nie do najsilniejszych, a do najsłabszych. równocześnie zapewniając powszechny i znakomity system edukacji oparty na zasadzie, iż KAŻDA ludzka jednostka jest twórcza. NA SWOJĄ MIARĘ. I przez wiele generacji systemy edukacji i kultury tych krajów wychowują ludzi tak, aby od małego rozwijali swój większy czy mniejszy potencjał twórczy i kontynuowali to dosłownie do śmierci.

          Z punktu widzenia i doświadczeń człowieka wychowanego w systemie „autorytarnym” efekty spotkania się z takim diametralnie innym systemem były wręcz piorunujące. W wielu mieszkaniach moich Znajomych wieczorami, a przynajmniej w weekendy rodzina wspólnie grała – oczywiście po amatorsku, lepiej czy gorzej – muzykę kameralną. Kiedy po jakimś czasie byłem zaproszony na grilla/lunch w weekend do domku letniego pani rektor, byłem przy tej okazji przedstawiony jej mężowi. Pan w średnim wieku o szczupłej sportowej sylwetce przez kilka godzin rozmawiał dobrą angielszczyzną na tematy ostatnich koncertów i wystaw, a potem zagraliśmy wspólnie proste utwory z Małej Kroniki Muzycznej Anny Magdaleny Bach. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że pan jest glazurnikiem, glazurnikiem dumnym z wykonywanego zawodu i swoich kompetencji. Wielu moich znajomych bądź członków ich rodzin pracowała w biurach czy w zakładach produkcyjnych. Przed Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem z własnej inicjatywy tworzyli oni w swych miejscach pracy amatorskie przedstawienia, pełne aktualnie napisanych przez nich tekstow; podobnie z okazji tw. okrągłych urodzin – 40, 50, 60 przy okazji wielkiego przyjęcia prezentowano napisane na ta okoliczność skecze, odśpiewywano piosenki etc. W tym duchu kiedyś na Fajka.net pokazała się Szopka Noworoczna.

          Moim zdaniem funkcjonowało to wspniale nie tylko z racji znakomitego moim zdaniem systemu wychowania i edukacji (w tym od dawna istniejącego trybu tzw. edukacji permanentnej). Równie ważnym powodem jest poczucie ODNALEZIENIA i PRZESTRZEGANIA SWOJEGO MIEJSCA W SZEREGU. I tak jednostki bardziej oświecone i utalentowane ani okiem nie mrugnęły, traktując ze szczerym szacunkiem twory tych mniej uzdolnionych; ktoś z mych Przyjaciół – wybitna w skali swego kraju pani kompozytor z chęcia co jakiś czas prowadzi(ła) kursy dla tzw. amatorów, szczerze popierając amatorskie muzykowanie kameralne. A ci mniej zdolni nie myślą nawet o sobie jako o twórcach, artystach, literatach etc. I nawet jeśli są z natury energiczni, przestrzegają swego miejsca w szeregu.

          Moim zdaniem w pewnych sytuacjach nie jest ważna obiektywna ocena jakości literackiej danego tekstu. Tu: tekstu p. Jana. Ważne jest, iż osoba nie będąca literatem napisała, pisze, i jest to na pewno szczere i autentyczne. To wielka wartość, a może być to początek ciekawej drogi. Dla czytelników i dla samego autora.

          • kusznik
            kusznik
            7 grudnia 2012 at 21:50

            Nic dodać,nic ująć! A tekst przeczytałem z niekłamaną przyjemnością…

          • JSG
            JSG
            8 grudnia 2012 at 15:27

            Bardzo celnie, choć zastanawiam się na ile ma przełożenie na obecne „pokolenie”. Czy po woli nie dochodzimy do normy. Przynajmniej wśród ludzi których znam, takie działania nie są niczym nadzwyczajnym. Tak się składa że obracam się dla przykładu w środowisku fotograficznym, gdzie często inicjatywy i prace fotoamatorów są naprawdę świetne, pozostając nadal tylko w sferze pasji. Na licznych forach internetowych ludzie z większym doświadczaniem pomagają tym słabszym, ale bez autorytarnego podejścia- ze szczerą sympatią. Drugim takim znanym mi z autopsji środowiskiem są „harmonijkarze”. Forum harmoszka.com tworzą w 90% ludzie grający w samotności, jednak zawsze mogą liczyć na pomoc, na komentarz do nagrań, na łopatologiczne wyjaśnienie problemu itp. Wiele razy usłyszałem od zawodowca „no coraz fajniej, a jak fajnie rozpędziłeś dolne kanały, muszę spróbować” albo „zupełnie nie moja brożka, za mało blusa, za dużo westernu, ale ma swój klimat”

            Tak i tu na fajkanecie mamy przecież do czynienia z podobną sytuacją- nałogowy palacz z chęcią dzieli się swoją wiedzą z kimś kto popala raz na jakiś czas- nie traktując go z góry- może czasem jako kuriozum, ale to półżartem półserio z przymrużeniem oka.

            Możliwe że to moc wirtualności danych środowisk. Może kopiowanie pewnych wzorców ze innego świata? Ale mimo wszystko- wchodzimy w to, może z oporami, ale będzie coraz lepiej.

            • R.Woźniak
              zogaor
              8 grudnia 2012 at 15:47

              Dodam tylko patrząc przez pryzmat fajka.net-u, że gdybyśmy nadal byli w erze „autorytarnej” czy mielibyśmy tylu ludzi z wykształceniem stricte technicznym parajacych się piśmiennictwem i innymi formami „artystycznymi”, które podejrzewam, że powszechnie uchodzą za domenę „humanistów”. Swoją drogą beznadziejny ten podział.
              Wracając do wypowiedzi pana Jacka, obawiam się, że w pewnej kwestii ma rację i nadal funkcjonują u nas (w Polsce) pewne przyzwyczajenia z nie tak zamierzchłych czasów i nie docenia się, ani nie słucha tych młodych tylko i wyłącznie z racji wieku. J
              anku co do fotoamatorstwa popieram rękami i nogami, amatorzy są często dużo lepsi niż profesjonaliści. Najlepszym przykładem są tu zdjęcia do ślubu, chrztu i innych imprez rodzinnych.

  5. h2o
    h2o
    26 grudnia 2012 at 02:11

    fajne zdjęcie z gór

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*