W.O. Larsen Simply Unique

9 kwietnia 2010
By

Tę recenzję chciałbym zacząć od ustalenia tzw. targetu… To blend dla miłośników aromatów, zarówno tych doświadczonych, jak i nowicjuszy. To tytoń dla tych, co jeszcze w życiu fajki nie palili, a na dodatek wolą nie zaczynać od mieszanek błyskawicznie uzależniających. To także blend dla tych, którzy mają dość papierosów i szukają czegoś zupełnie odmiennego…


Jako recenzent bez cienia wstydu sięgający po najmniej ugwiazdkowione na tobaccoreviews.com aromaty, nabyłem i ten tytoń. Wiem bowiem, że jest to tytoń lubiany, choć mało kto obnosi się z tym publicznie. Bo to przecież wstyd lubić i cenić czarne kawendisze – a głównie z nich składa się ta mieszanka.

Procesowi drugiej fermentacji, zapewne ze sporym dodatkiem cukru, poddane zostały trzy blendy naraz – doskonała Old Belt Virginia, burley z Tennessee oraz niewielka ilość orientali… Old Belt Virginia to bodaj najstarsza, najbardziej prawdziwa i virginiowa virginia z najstarszej części Wirginii. Uratowana z największym trudem – jak żubry z Puszczy Białowieskiej… Uprawiana była od kilkuset lat i przetwarzana zgodnie z ustną tradycją przez 26 farmerskich rodzin – liście zbierano, suszono „w stodołach”, fermentowano w przerzucanych ręcznie stertach i powtórnie suszono. Ręczna uprawa, ręczny zbiór idealnie dojrzałych liści, ręczne suszenie, fermentacja, powtórne suszenie… Dawało to przepiękny, najszlachetniejszy Bright Leaf, jasny liść…

Uzyskuje się w ten sposób bardzo słodki, owocowy w smaku, wręcz rodzynkowo-winny surowiec. Coś wspaniałego, ale w dzisiejszych czasach kompletnie nieopłacalnego. Kilkanaście lat temu tego typu virginie niemal zniknęły z rynku i utrzymały się dzięki państwowym, stanowym i uniwersyteckim interwencjom. Dostępne bywały na tytoniowych licytacjach w maleńkich miasteczkach, z roku na rok w mniejszych ilościach.

Zainteresowali się tymi starymi virginiami naukowcy, potem został o nich – oraz o ludziach je uprawiających – poważny film dokumentalny, który do dzisiaj można kupić w Amazonie – „Down in the Old Belt – Voices From The Tobacco South”. Niedługo potem opracowany został program utrzymania tej produkcji, później restytucji upraw oraz przetwórstwa. Rząd oraz władze lokalne sypnęły dotacjami…

Paradoksalnie, te stare virginie z południowego pasa uratowane zostały przez amerykańskich producentów luksusowych papierosów oraz fajkowych Skandynawów, szczególnie specjalistów od „arcyduńskich” mieszanek. Wbrew powszechnej opinii szuka się w Danii nie tylko tytoniu, który wchłonie rozpylone flavoury czy sosy, ale także znakomitości o wyrazistych aromatach i smakach „własnych”.

Wróćmy do larsenowskiego Simply Unique i składu sprzed procesu cavendishowania… Zarówno blenderzy, jak i obecni orlikowscy producenci podkreślają naturalne słodycze, właśnie te ze starego pasa (Old Belt) upraw, jak i rodzynkowo-kwaskowy naturalny posmak starej virginii. Nie bez znaczenia jest też w tej mieszance obecność słodkich i niemal beznikotynowych orientali. Słynny burley z Tennessee słynie z najbardziej orzechowo-migdałowych smaczków…

Te trzy tytonie moczone są parą wodną, wędrują pod prasę, poddawane są tzw. drugiej fermentacji, czyli cavendishowane i następnie suszone. Producenci zapewniają, że takie przetworzenie tytoniu pozbawia go zarówno nadmiaru nikotyny, jak i tych substancji, które „gryzą” w język. Poza tym zapewniają one „powtarzalność” zapachowo-smakową – a virginie z Old Belt są bardzo zależne od pogody i różne „roczniki” mogą mieć odmienne smaki.

Warto może wrócić do artykułu Alberto Belliniego o tytoniach aromatycznych, który od dawna wisi w naszym portalu. Cavendishe niekoniecznie są śmiertelnym wrogiem fajczarzy.

Potem cavendishowe „ciacho” się rozdrabnia, dodaje grubo ciętych (może raczej grubo rwanych) jasnych virginii z Brazylii, podobno trochę virginii ze Stanów i Afryki i uzyskuje pięknie wyglądającą ciemną mieszankę z ozdobnymi żółtymi oraz jasnobrązowymi wtrętami.

W której fazie produkcji dodaje się kakao, wanilii i dodatkowych aromatów orzechowych, nie bardzo wiadomo – ale dodane są one z umiarem. Generalnie, zarówno zapach z koperty, jak i room note oraz wrażenia z palenia są bardzo miłe, przyjemne, absolutnie nieprzesadzone. Dla miłośników nieprzechemizowanych duńskich aromatów, czyli dla „targetu”, o którym pisałem na wstępie – blend niemal idealny.

Delikatny, niemal nie trącający tytoniem, słodziutki, ale w żadnym razie nie marcepanowy czy budyniowy, rodzynkowo-orzechowo-czekoladowo-waniliowy aromat i smak odczuwalny jest zarówno podczas niuchania zawartości opakowania, jak i przez fajczarza podczas palenia oraz przez otoczenie. Mieszanka jest świetnie zbalansowana – pojedyncze akcenty wyczuwa się nieczęsto i najwyżej przez ułamek sekundy.

To po prostu W.O. Larsen Simply Unique. Czyli blend dla miłośników aromatów, zarówno tych doświadczonych, jak i nowicjuszy. To tytoń dla tych, co jeszcze w życiu fajki nie palili, a na dodatek wolą nie zaczynać od mieszanek błyskawicznie uzależniających. To także blend dla tych, którzy mają dość papierosów i szukają czegoś zupełnie odmiennego…

Tags: , , , ,

40 Responses to W.O. Larsen Simply Unique

  1. nrvr
    9 kwietnia 2010 at 18:59

    Lubię Twoje recencje. Bardzo dla mnie fajne są autorskie zdjęcia tytoni z całą ich scenerią – nabita fajeczka, wokoło gdzieś porozrzucane skrawki, obok puszeczka/pojemnik. Uważam, że choćby sam wygląd tytoniu „na żywo” może sporo powiedzieć.
    Właśnie jakiś Larsen chyba będzie moim następnym zakupem aromatycznym, bo kusi ceną i większością recenzji. A nazwijcie mnie ignorantem, ale ja lubię takie słodkości, ale oczywiście słodkości z jakąś klasą.
    Aha, przy okazji ostatnich zakupów tytoniowych również wyposażyłem się w rolnikowy słoik. Smakowicie to wygląda z dobrym tytoniem w środku ;)

    • 9 kwietnia 2010 at 19:40

      Oj, długo się odżywiałem dynią w occie, oj, długo. Zjadłem 11 słoiczków tego specjału.

      Dzięki za miłe słowo. Staram się przy okazji – jeśli tylko jest okazja – opowiedzieć o czymś, co niby weszło do polskiej nomenklatury, ale nie bardzo się wie, co to właściwie jest :D

  2. lgatto
    lgatto
    9 kwietnia 2010 at 20:05

    Jacku stajesz się człowiekiem-instytucją :D to pochwała tak jakby co ;)

    Wbrew wzmiankom w twojej recenzji spotkałem się z licznymi dobrymi opiniami o tym tytoniu, może nie szukam tam gdzie powinienem. Na pewno i ja go spróbuję, bo Larsen coraz bardziej rośnie w moich oczach.
    Dzięki.

  3. Noone
    9 kwietnia 2010 at 20:49

    Aktualnie delektuję się zielonym, ale w szufladzie czeka na mnie właśnie ten tytoń Larsena. Po recenzji pozostaje już tylko jedno – spróbować.

  4. miro
    9 kwietnia 2010 at 22:09

    Larsena Simply Unique zapalilem po raz pierwszy na etapie rzygania roznistymi mieszankami aromatycznymi. Jakimi? To chyba nie tak bardzo istotne, kazdemu kazdy tyton moze smakowac inaczej. Ja po rzuceniu papierosow „delektowalem sie” jakis czas Borkum Riff, baaaardzo aromatyzowanymi Mac Barenami (te mniej pachnione pale i dzisiaj), sprobowalem DaVinci i TNN, Sweet Geaorgia Brown i Blue Note (#!!!!#$$$@@@@@*!!!!! – dla wszystkich czterech wymienionych), trafilem na zupelnie dobry The Malthouse… whatever: to wlasnie Simply Unique uratowal mnie przed rzuceniem fajki! Podpisuje sie obiema rencami pod tym, co jelens sprokurowal. To jest dobra mieszanka aromatyczna. Tylko tyle… i az tyle.
    lg
    m.
    PS. Ja jednak troche migdalow w tym tytoniu wyczuwam, co jednakowoz w niczym nie przeszkadza :-)

  5. Rheged
    9 kwietnia 2010 at 22:23

    Tragiczne słowo – ten „target”. Pachnie bezpłciowym marketingiem, korporacjonizmem, brrrr!

    Lubię tego Larsena, choć za mało w nim mocy. Praktycznie tyle, co nic. Za to smakowity jest. No, ale nie da się nim napalić, ni dudu…

    • Alan
      Alan
      9 kwietnia 2010 at 22:39

      Co do „targetu” – skojarzenia prawidłowe, chyba nawet o takie Jackowi chodziło, biorąc pod uwagę co dalej jest napisane ;)

      • Rheged
        9 kwietnia 2010 at 22:50

        Ty mnie tu najpierw impotencję na puszce wynajdujesz, a teraz się zgadzasz, że termin bezpłciowy! No imputujesz mnie coś! ;)

        • Noone
          10 kwietnia 2010 at 09:48

          Do całkiem interesujących wniosków można dojść po połączeniu informacji -> Impotencja może szkodzić osobom w Twoim otoczeniu ;)
          Spróbowałem. Fajka smakowała mi bardzo. Tytoń w paleniu delikatny i słodki. Taki w sam raz.

  6. tatar.tatar
    13 kwietnia 2010 at 08:59

    Bardzo smaczny tytoń, lekki i przyjemny, zapach akceptowany przez otoczenie. W sumie to był chyba mój pierwszy tytoń, i wciąż do niego wracam raz po raz. Polecam zwłaszcza początkującym (sam się za takiego uważam) cena przystępna, pali się łatwo, wybacza wiele błędów, nie trzeba sie wysilać aby poczuć jakieś smaczki – on poprostu smakuje dobrze od początku do końca (opinia subiektywna, pozdrawiamy virginiowych radykałów ;) .

  7. pinkplato
    25 czerwca 2010 at 22:36

    Simly Unique to mój pierwszy aromat – i po nim to przestałem być li tylko radykałem – a stałem się radykałem na 3/4 etatu. A co mi tam – czasem też zjadam całą czekoladę – jeżeli ciało lubi czasem aromat, albo niebiesko – oka blondunkę- to trzeba mu ulżyć..
    Zwykle zaczynam dzień od Latakii połączonej z medytacja, potem BBF do gorzkiej kawki, kolejny zwykle czarwony albo czarny larsen- dla osłodzenia kolejnej herbaty, albo szklaneczki whisky.
    Życie jest piękne – a trochę kiczu czasem uświadamia , jak smakuje prawdziwa sztuka.

  8. Bullet
    30 lipca 2010 at 12:09

    Po wieloletnim paleniu papierosów przeszedłem na cygara,ale to drugie pochłania sporo kasy,więc zacząłem szukać czegoś innego równie przyjemnego w doznaniach…I tak zaczęła się moja przygoda z fajką,którą zapoczątkował właśnie ten Larsen.
    Wypaliłem tego trzy opakowania ale w gruszce i moim zdaniem jest to tytoń dobry skoro nie zniechęcił mnie po paleniu kubańskich cygar w których się zakochałem,a wręcz przeciwnie rzucił mnie dalej na głęboką wodę.Ogólnie rzecz ujmując jest to tytoń dobry(smaczny)ale jak dla mnie za słaby.

    • jalens
      30 lipca 2010 at 12:25

      No, nie dziwię się, że za słaby po kubanach. Ja z kilku duńczyków, m. in. z tego, plus stanwelle, zrobiłem sobie Own Blenda, którego nazwałem Light Dane. Przed nabiciem dodaję do tej mieszanki kilka odrywków z SG 1792 – i mnie to satysfakcjonuje :) Pod względem smaku i mocy.

  9. Bullet
    30 lipca 2010 at 12:40

    Niema to jak w konkretnym dymie się zanurzyć:)

  10. SilesianSmoker
    5 września 2012 at 19:04

    A ja nigdzie nie moge znaleźć opinii tytoniu W.O.Larsen Fine&Elegant. Co o nim powiecie??

  11. Brandon
    22 listopada 2012 at 22:47

    Czy ktoś się orientuje gdzie można nabyć ten tytoń w Polsce? Jak wpisuję „Larsen Simply unique” to są, ale te w białych opakowaniach i zdaje się bez „Simply unique” tylko Classic a to chyba nie to samo? Będę bardzo wdzięczny. Pozdrawiam

    • PiotrekN
      22 listopada 2012 at 23:13

      Czarne opakowanie – to stara szata, już wycofana,
      teraz tylko białe, z czarnym paskiem na górze.

      • Brandon
        22 listopada 2012 at 23:53

        Dzięki!

  12. maciej stryjecki
    22 grudnia 2012 at 03:28

    Zawiodłem się na wielu drogich tytoniach, przed którymi „klękaja narody”, a Larsen? Zawsze chętnie do niego wracam, bo jest skurczybyk po prostu dobry. Wyważony, gładki, miły dla podniebienia i płuca, o aromacie pasującym do tytoniu, a nie kisielu, albo płynu do podłóg. Wprawdzie wole mocniejsze, ale co przeszkadza nabić wieksza fajkę i dłużej posiedzieć nad książką, albo przy dobrym filmie? Mozna tez „dokruszyc” kilka szczypt Irish Flake (polecam taka mieszankę, w proporcji 1:4-5, oba sie doskonale komponują. Po takiej operacji warto dokładnie wymieszać wszystko i odstawić na miesiąc-dwa, polecam).
    SU to tytoń, który mam zawsze w zapasie i cos czuję, że przed nastepna podwyżką akcyzy (podobno idzie…) zasłoikuję jeszcze 10 saszetek. Nie zmarnują się.
    Kiedy oceniam tytonie na własny użytek, nie interesuje mnie ich cena. Ale tutaj warto powiedzieć – jest skandalicznie niska :)

    PS. Uważam, że inne, dostepne w Polsce kopertowe Larseny do SU sie może zbliżaja, ale nie za nadto. Niestety nie ma u nas „puszkowej reszty”, ale pewnie jak Bozia da troche kasy, to sie u Estrevala obkupię. Chyba, że polski dystrybutor nadrobi zaległości.

  13. Grimar
    Grimar
    17 stycznia 2013 at 21:20

    Po tym jak raczyłem się na początku TNN i Bellini Torino, nabiłem i zapaliłem w końcu Simply Unique, nasunęła się refleksja, iż tamte tytonie to malizna (w sumie TNN nie jest sztuką przebić), a ów nowy nabytek to arcydzieło. Czułem dyskretny posmak śliwki, paliło się wspaniale i byłem ogólnie rzecz biorąc wniebowzięty!

    Jednak obecnie – z perspektywy smaku czystej virgini i orientalno-latakiowych anglików – SU już nie powala. Dzisiaj nabiłem jeden komin tym specyfikiem (a dawno tego nie czyniłem) i wydał mi się on bardzo nudny i mdły. Takie kadzidełko, który można włożyć w usta i spokojnie, bezszelestnie się spopiela. Niczym nie zaskakuje, jest równo.

    Nie chce przez to powiedzieć, iż jest to tytoń zły. Może smaki mi się zmieniły, a może wygrywa on i zyskuje poklask tylko wtedy, gdy ma słabszych rywali. Jeśli ktoś lubi aromaty, to powinien być zadowolony. Plusem jest także na pewno przyjemny zapach dla otoczenia, to jedyny room-note, który akceptuje moja lepsza połówka.

    Na pewno kiedyś do niego wrócę, mam go jeszcze troszkę, ale póki co swoje musi odpokutować za nudę i jednostajność, którą mnie dzisiaj uraczył.

  14. bogus1983
    bogus1983
    15 lutego 2013 at 19:37

    Witam,

    Czy podsuszaliście ten tytoń przed paleniem? Właśnie wypaliłem pierwszą fajkę SU i chyba ze 4 razy mi zgasła. Jestem jeszcze „raczkującym” fajczarzem, ale z poprzednim tytoniem (Holger Danske Oryginal Honey Dew) nie miałem takich problemów i wielokrotnie dopalałem prawie do końca, a tu utworzył mi się pokaźny korek. Zaskoczyła mnie wilgotność Larsena i wyraźna lepkość w dotyku.
    Jak myślicie to problem tytoniu czy warsztatu?

    • Alan
      15 lutego 2013 at 22:01

      No to jak się czuje dużą wilgoć, to się podsusza – nie każdy musi być cziterem, co spali cokolwiek prosto z puszki ;)

    • Zyrg
      zrg
      20 marca 2013 at 09:50

      Cześć! Tez zaczynam i tez miałem podobne problemy. Larssena udało mi się spalić dopiero jakoś sensownie po półgodzinnym suszeniu rozczochranej mieszanki na talerzyku w lekko nabitym kukuryźniku. Próbowałem palić prosto z torby we wrzoścu (ale z małym kominem), w gruszce, w cobie i była lipa. Kopeć szedł z komina, a do paszczy nic. Nabijałem mocniej i luźniej i to samo. Nie było kondensatu coś się tam paliło, ale co chwila gasło i nic z tego dobrego nie wynikało. Poza tym mnie ten tytoń co nieco gryzie (i to w bardziej nieprzyjemny sposób niż np mój pierwszy tytoń i niezbyt trafiony na początek strzał – SG Celtic Talisman: dużo burley, dużo nikotyna, dużo trampek w paszczy, ale tylko trampek, a nie poparzony jęzor) i pośmierduje papierochem. W sumie wrażenia z dotychczasowych pięciu – nie najlepsze. Też paliłem Holgera (Mango) i jak na razie to jest pod względem delikatności (nie paliłem nigdy papierochów więc nie wysezonowana paszcza) moje numero uno. Pod względem obsługi, room note’a i innych rządzi SG (choć dla mnie nigdy nie palącego za mocny, to jednak jest różnica klasy i to nawet ja niewprawiony mogę zauważyć). Powodznia

  15. hombre40
    21 stycznia 2015 at 18:04

    właśnie po raz pierwszy palę simply unique.
    piekny zapach wydobywajacy sie z otwieranej saszetki troche mnie swoja niespotykana słodkością przestraszył…. Suszone słodkie, kandyzowane owoce, miód, to ocieka słodyczą – jak to sie bedzie palic…?
    Pali sie bez suzenia świetnie świetnie smakuje, pachnie…. . Nie gasnie Na pewno nie jest to tytoń dla lubiacych mocne nikotynowe klimaty… Ale dla mnie bardzo OK. NO i zadowolona żona.

  16. hombre40
    26 lutego 2015 at 21:22

    Własnie pale po raz pierwszy Simply Unique i bardzo mi smakuje. Słodki, nale bez przesady, ienachalny, na pewno nie dla mikotynowych twardzieli, ale.. . jest OK.

    • Mikael Candlekeep
      Mikael Candlekeep
      6 marca 2015 at 11:30

      Mistrzostwo! Pierwsze palenie Simple Unique, i od razu 5 dni! :-D
      /Wybacz, Hombre, nie mogłem się powstrzymać ;-) /
      A sam tytoń bardzo przyjemny. No, przynajmniej takie mam wspomnienia, które jednak pochodzą jeszcze sprzed bliższej znajomości z SG i GH. Jak teraz by to wypadło? Nie wiem. Ale Larsen robi w sumie fajne aromaty, więc pewnie rozczarowania by nie było.

      • Zyrg
        Zyrg
        6 marca 2015 at 13:46

        Słabo by wypadło…

      • hombre40
        6 kwietnia 2015 at 12:48

        no fakt, aż tak dobry, żeby palić jedną fajkę przez 5 dni jeszcze nie jestem :)
        Po raz pierwszy w życiu było 21 lutego. Ale że paliłem w tych dniach 5 czy 6 nowych ( dla mnie) tytoni to zapomniałem po prostu, że coś juz skrobnąłem na ten temat. Zapomniałem, gdyż 21 lutego wieczorem kończyłem własnie butelkę whisky zaczetą …. 21 lutego po południu:) A 26 lutego simply unique był wciąż pierwszy – w sensie że pierwsza w życiu koperta:).

        • Mikael Candlekeep
          Mikael Candlekeep
          7 kwietnia 2015 at 08:21

          Musiałeś mocno popłynąć z tą whisky. Bo – spójrzmy na daty – zacząłeś 21, ale stycznia, i – he he – ocknąłeś się w lutym ;-)
          Ot, jak w rosyjskim ppowiedzonku: jeśli budzisz się w poniedziałek rano i nie nap…la Cię głowa, to znaczy, że już jest środa ;-)

          • hombre40
            7 kwietnia 2015 at 20:30

            tak…. za dużo whisky… ale to tym bardziej tłumaczy, czemu nie pamiętałem przy drugim wpisie , że już coś przed miesiącem paliłem i opisałem…. :)
            Ostatnio jednak się trochę ogarniam – podjąłem decyzje – palę i piję mocniejsze trunki w większych ilościach tylko w weekendy. Wywiozłem więc do weekendowego domu wszystkie fajki i tytonie,zrobiło się tego strasznie dużo bo i tam był spory zapas, własnie weekendowy. Kiedy ja to wypalę?
            A teraz siedzę jak sierota czytając recenzje ” na sucho”…. i czekam na weekend. Az mi siebie jest żal . ;)

  17. MariuszG
    27 lutego 2015 at 14:26

    Także wczoraj zapaliłem po raz pierwszy Simply Unique i paląc go bardzo mi smakował. Przed SU do porannej kawy wypaliłem Nutty Cut Petersona i SU wydał się bardzo delikatny. Myślę że dla początkującego fajczarza jest idealny(zdecydowanie lepiej się spopiela od Petersona). Ale w dniu dzisiejszym paląc SU w domu paląc SU czułem „kwaśny” posmak na języku. I teraz nie wiem skąd ta różnica. Dodam tylko że paląc w pracy używałem filtra a w domu paliłem bez. A noże sądzicie że palę zbyt często w tej fajce, która jest w trakcie opalania i palę raz dziennie po 2/3. Podejrzewam jeszcze wpływ na smak fakt że przez noc trzymałem słoik z tytoniem w humidorze razem z cygarami w wilgotności 71%.

    • golf czarny
      28 lutego 2015 at 00:58

      Tak, palisz zbyt często o ile to wrzosiec. Proponuję abyś dał fajce odpocząć tak 3-4 dni po każdym paleniu. Najlepiej na stojaku.

      • MariuszG
        28 lutego 2015 at 13:00

        Dzięki za podpowiedź. Tak palę w fajce z wrzośca, i na pewno zalecę się do Twoich rad. W drugiej fajce także z wrzośca palę Nutty Cut Petersona i nie mam problemów z kwaśnym smakiem. Czy w takim przypadku też dawać kilkudniowy odpoczynek?

        • JerzyW
          6 marca 2015 at 18:42

          Tak. Zawsze palac fajke wrzoscowa nalezy dac jej po paleniu kilka dni przerwy. Im dluzej tym lepiej. Ale te 3-4 dni to takie minimum. Fajka po paleniu ma nie tylko wyschnac, ale tez wywietrzec. Wowczas smak bedzie zdecydowanie lepszy

  18. ajt
    27 lutego 2015 at 16:25

    Ja także to zapaliłem. Groza zaczeła się już po otwarciu koperty. Zapach- turob chemiczne amaretto. Moim skromnym zdaniem, już ładniej pachną Czarne kapitany i bezimienne Timony. Smak słodki, fakt że tytoń nie gryzie w język jakoś nie ratuje sprawy. Zapewne negatywna opinia wynika z tego, że nie potrafię już doświadczać przyjemności paląc aromaty tego typu, ale nawet na ich tle Lasrsen wypada słabo.

  19. SzamanPL
    SzamanPL
    28 lutego 2015 at 10:51

    Ja zapalilem ten tyton pierwszy raz w grudniu w klimacie świątecznym. Pachnie kandyzami, intensywnie z kwaskami w tle. Tytoń wilgotny w kopercie, moim zdaniem wymaga podsuszenia. Smakuje ciekawie, choc dla mnie malo w tym wymiarów. Płaski smak w trakcie palenia caly czas ten sam. Moim zdaniem odzwierciedlajacy zapach choc poslodzony. Pali sie dobrze choc przeciagany mści się zalewając toksyną okrutną. Niepodsuszony cieżko o stabilność i lubi zgasnąć. Mnie niesamowicie wysusza. Jedna szklanka napitku to zdecydowanie za malo, a i tak jesli palony wieczorem, rano czuje że go palilem. Siła zdecydowanie słaba. Ogolnie raczej swiateczny jednowymiarowy smak i jak mowi moj kolega „szału nie ma..” Na koniec ciekawostka zmieszany z Mcbarenem Vanila Crem w stosunku 2:1 nabiera ciekawego tła.

  20. Orlik
    24 września 2016 at 00:18

    Powiecie mi jak nabijacie ten tyton ? Bo mi co chwile gasnie!

    • Antemos
      Antemos
      24 września 2016 at 00:26

      Koniecznie trzeba go podsuszyć. Palony prosto z koperty będzie gasł bez przerwy. Odpowiednio podsuszony tytoń będzie się wydawał suchy w palcach, ale nie będzie się kruszył.

  21. Dakmen
    Dakmen
    11 października 2016 at 22:53

    Zachęcony recenzjami zakupiłem ten tytoń. Po otwarciu saszetki…rodzynki. Zapach rodzynek i suszonych owoców. Znam ten zapach. Amphora Gold, mój pierwszy tytoń. Koniec lat 90tych, znów mam 20 lat i malutką fajeczkę. Zapaliłem drugą fajkę bez filtra i mam pewność że to ten smak. Przypomniałem też sobie że nie lubię rodzynków. Wypaliłem to 50g. W sumie warto było. Oprócz podróży w czasie kolejny punkt w poszukiwaniach tytoniu. Ciekaw jestem tylko czy ktoś jeszcze palił wtedy Amphorę Gold ( lub Golden wg Tobaccoreview).

Skomentuj Alan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*