Peterson Summertime 2011

14 sierpnia 2012
By

Okropnie gorący dzień, samo południe. Żar leje się z nieba, nawet delikatne listki wierzby są przerażone bezwietrznym skwarem, nie śmiąc nawet się poruszyć. Przekręciłbym się w konwulsjach, gdybym spróbował w tak upalny dzień dotknąć chociaż puszki FVF czy Nightcapa. Na szczęście moje fajczarskie skłonności do eklektyzmu doprowadziły do tego, że nie posiadam jedynie mieszanek naturalnych czy scented, ale i syropowate aromaty, które budzą tu i ówdzie kontrowersje, wzniecają gorące dysputy, zmuszają do wygłaszania żarliwych kazań… Czy to już udar słoneczny?

Natknąłem się na puszkę, która od razu urzeka swoim wyglądem. Plaża, delikatnie spienione fale morza przy bryzie i kobaltowe niebo, które wygląda jakby zaraz miało spaść. I to wszystko dla mnie, stoi leżak, parasol, całkowita cisza. Napis na froncie głosi: Peterson Summertime 2011, wśród delikatnych akcentów, że to jest limited i special reserve. Otwieramy wspaniałe wieczko na zawiasach, a w środku wita nas koperta z zawartością – oczywiście przypominająca nam o tym, że limited. Rozwiązanie trochę niepraktyczne, bo puszka nie jest szczelna, tak samo koperta, zawartość więc trzeba przełożyć do słoja. Praktyczność nie zawsze idzie w parze z elegancją.

Wraz z odchyleniem wieka wita nas bardzo przyjemny zapach aromatyzacji czarnej porzeczki i jeżyny – tak nas informuje producent, ja się pod tym podpisuję, dodałbym jednak jeszcze coś cierpkiego. Wytrawne czerwone wino? Zapach nie jest mdły i słodki, raczej czuć kwaski na pierwszy rzut nosa. No i gdzieś tam daleko, hen hen za górami syropu, zaprawiony niuchacz poczuje zapach tytoniu.

A ten nie odbiega składowo od mieszanek tego pokroju. Brązowy Cavendish, podwójnie fermentowany czarny i złota Virginia. Cięcie w poszarpaną, drobną wstążeczkę, czasem trafi się większy liść czy żyłki. Forma bardzo wygodna do nabijania, bezproblemowo warstwy się ze sobą łączą, zazębiają, co zwiększa prawdopodobieństwo przyjemnego palenia, bo tego nigdy nie da się zagwarantować.

No ale dobrze, zapomniałem, że smażymy się właśnie w nieprzyzwoicie białym słońcu ze smażącym się Summertime’m w fajce. A smaży się od początku do końca tak samo, żadnych wybryków, smakowy konstans. Czuć to, co w puszce. Ani grama więcej czy mniej. Spala się bezproblemowo, nie gaśnie, umiarkowanie sucho. Przy odrobinie wprawy da się nawet spopielić na biało. Przegrzany traci na intensywności smaku, no i grozi wystukaniem wilgotnego koreczka.

Wiem już też skąd przyszedł producentowi do głowy pomysł, żeby palić go właśnie w takich okolicznościach. Otóż moc tego specyfiku jest zerowa. Ze-ro-wa. Ubawiłem się setnie czytając na Tobaccoreviews o mocy w granicach „mild to medium”. Toż to beznikotynowe kadzidło, nawet w przepastnym chimney’u o średnicy wewnętrznej komina 3 cm może co najwyżej doprowadzić do uśnięcia z powodu monotonii wypuszczania obłoczków o tym samym smaku każdy.

Podsumowując: kolejny aromat od Petersona, który nie jest szaloną podróżą wśród feerycznie wytryskujących w powietrze synestetycznych doznań. To raczej pielgrzymka na Jasną Górę bez Jasnej Góry. Nudny marsz bez początku i końca, któremu absolutnie nie odmawiam uroku, ale wolę to pierwsze. Przypomina trochę szkolne wakacje. Jak się nie spręży dupy i nie zajmie czymś kreatywnym, to chwile się zlewają ze sobą. Najpierw minuty, potem godziny, dni. Nudy, nudynudynudynuuuudyyy…

Tags: , , , , ,

3 Responses to Peterson Summertime 2011

  1. KrzysT
    KrzysT
    14 sierpnia 2012 at 19:47

    Elegancka recka!

    • Alan
      14 sierpnia 2012 at 19:48

      Tym lepsza, że aromatu, bo tu same naturalesy :)

      • h2o
        h2o
        14 sierpnia 2012 at 23:43

        mówisz, a ja chciałem dziś napisać, że wiem już dlaczego ludzie palą aromaty – bo te klasyczne tytonie to takie nudne… pykasz, pykasz i ciągle to samo, na końcu mocniejsze ;-) W każdym razie dotarło do mnie dlaczego Dunhill się cieni. Ale wiecej nie powiem, bom dopiero trzecią puszkę roztworzył ;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*