Davidoff Scottish Mixture

1 maja 2014
By

Dzięki Piotrze M, że poszedłeś na rękę niepismatemu i pozwoliłeś na skreślenie paru słów tytułem wrażeń z palenia wybranego tytoniu. Dlaczego wybrałem Scottish Mixture? Bo uwielbiam markowy trunek, który zdaje się być uczestnikiem produkcji tego tytoniu. Doceniam troskę szkockich blenderów, którzy wierni tradycji potrafią przez lata utrzymywać nienaganną jakość swojego wyrobu. Wbrew pozorom nie jest to takie proste.

Kolejna sprawa, to proces leżakowania składników tegoż alkoholu, każdego z osobna, a potem i gotowego wyrobu. Jest to fakt, który ma dla mnie ogromne znaczenie. Już wyjaśniam dlaczego. Jeden z nas, znaczy – Wspaniałych stwierdził, że obrazy mają większą moc i lepiej trafiają do naszej wyobraźni niż słowo pisane. Zatem:

Piwniczka

Regał jest już dawno pełny, a kilka buteleczek to niespełna takie niewinne trzydziestolatki. Choć mogę się pochwalić i fabryczną wódeczką z 1978 r. Zapewne szanowne grono poznało i rozumie mój sentyment do czasu. Po co taki wstęp? Bo marzy mi się recenzja tytoniu, który poleżałby u mnie powiedzmy tak – latek dziesięć. Z czasem i w piśmie może nabrałbym nieco ogłady.

Nie chcąc aby moja facjata na liście gończym trafiła na publiczne miejsca, z oporami ale jednak stawiam literki. Przyznam, że zdzierżyłbym proces sądowy, wyrok, obelgi i banicję. Natomiast jest jedna rzecz, która nie pozwoliła mi zlekceważyć obowiązku wynikającego z udziału w akcji. To najzwyklejszy szacunek. Towar tak pożądany i deficytowy w dzisiejszym świecie. Szacunek dla pozostałych Wspaniałych, dla wszystkich czytających i wreszcie piszących wspaniałe teksty z ogromną troską o poprawną polszczyznę, dysponujących ogromną wiedzą , czyli wszystkich moich sensei.

Akcja „Siedmiu Wspaniałych” to moment, w którym zbiegły się: okazja i od dawna planowana chęć przygody z latakią i orientami. Z tego powodu sprawiłem sobie fajeczkę Filar 88 z dość pojemnym kominem (oj pojemnym!). Moje doświadczenia z tym klimatem żadne. Udział w akcji z Dunhillami w roli głównej, okazał się niewypałem. Palenie w gruszach po jakichś paskudnych aromatach? Kto to widział? Aż wstyd się do tego przyznać. Teraz to co innego bo wrzosiec i to nowy. Zdarty prekarbonizat i opalanie. Planowałem opalać metodą tradycyjną i zdążyłem dotrzeć do połowy fazy na 2/3. Opalałem Virginią No1. No i zaczęło się. Miłość od pierwszego pociągnięcia. Coś wspaniałego! Nie mogłem się nadziwić, że czuję na jęzorku delikatną słodycz, łagodny smak, przyjemny room-note, czyli to wszystko, o czym wielokrotnie czytałem, a co nie dane mi było odczuć. Niesamowite wrażenia, zachwyt i przede wszystkim radość z odkrycia nowego wymiaru fajki i tytoniu. Nadszedł czas czerpania przyjemności z palenia już na poziomie opalania.

Nadszedł dzień na Davidoffa. Tytoń podzieliłem na dwie porcje, bo jak wspomniałem komin pojemny. Trochę wysechł (wąchany nie wiem ile razy, jak każdy zresztą), więc lekko go zwilżyłem i do fai. Gradacja cięcia zbliżona, no może ciut większa niż u Irish Oak Petersona, o ile dobrze pamiętam. Załadunek na raz, no bo jak inaczej, skoro tytoń osiągnął wysokość około 2/3 komina. Zęby umyte, umysł trzeźwy, wyciszony, stosunek alkoholu do krwi twarde 0/100, żołądek spokojny, miesięczny post od aromatów i błoga samotność, bo wszyscy domownicy na wylocie. Odpalamy. Prawdziwa poezja. Jak na razie poezja łagodności smaku i zapachu. Co prawda po aromatach, to jakby nie było, taki tytoń to niemały szok.

Tytoń spokojny, niewymagający i równo się palący. Kurcze, jest dobrze myślę sobie, ale gdzie ta Scotch whisky. Ciasteczek też ni hu, hu. Może trzeba trochę poczekać? Może coś pod koniec się objawi, a może przeciągnąć? Nie, raczej nic na siłę, nie będę kombinował, palę dalej spokojnie. Na temat składników, nie wypowiadam się. Pozostawiam to tym, którzy nie raz, nie dwa smakowali latakię z orientami i potrafią na ich temat coś popartego doświadczeniem powiedzieć. Pod koniec sesji, tytoń jakby mocniejszy, jak dla mnie bardziej tytoniowy, ale nadal bez mojej szkockiej.

Ogólnie mogę z czystym sumieniem zaryzykować stwierdzenie, że tytoń ten jako miły i wdzięczny w swej obsłudze, łagodnie wytrawny, po dłuższym leżakowaniu, stanie się miłym dodatkiem do szklaneczki – wiadomo czego. No cóż, pewnie moje wrażenia byłyby inne po kilku sesjach. Jak na razie nie zanosi się na nie, bo cena trochę powala. Ale mam już spory zapasik latakiowo, orientalny, który wciąż powiększam. Mam nadzieję, że za sprawą czasu przyjdzie taki dzień, kiedy będę się delektował rzetelną szlachetnością swojej piwniczki, tak w dymku jak i w płynie. Pozostały do tego czas, postaram się wykorzystać na próbowaniu, smakowaniu i uczeniu się tego klimatu, który chyba stanie się obowiązkowym elementem mojej fajkowej diety.

Tags:

One Response to Davidoff Scottish Mixture

  1. Piotr M. Głęboki
    Piotr M. Głęboki
    1 maja 2014 at 08:30

    Takeda napisałeś w komentarzu:
    „Jestem chętny, choć z recenzją będzie u mnie ciężko, rzekłbym wcale. Za to wykroczenie, szczerze przepraszam, chętnie zachowam głowę, a w zamian zrezygnuję z miana Wspaniałego. Mam nadzieję, że pozostali Wspaniali nie zostaną urażeni moim haniebnym zachowaniem i nie nakażą mi postąpić zgodnie z kodeksem bushido”.

    Tytuły Wspaniałych, przyznajemy sami sobie, nie za udział w akcji ale za wypełnienie przyjętych zobowiązań. Jesteś Wspaniałym „całą gębą”.

    Pozdrawiam Szeryf Piotr M. Głęboki

Skomentuj Piotr M. Głęboki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*