Falcon od kuchni

27 września 2016
By

Fajki Falcon dla jednych są piękne, dla innych szkaradne. Jedni doceniają ich outdoorowy charakter, inni narzekają na słaby smak. Ja nie zaliczam się ani do jednych, ani do drugich. Lubię te fajki, bo dzięki swojej konstrukcji i systemowi zmiany główek dają mi możliwość częstego puszczenia dymka i to niezależnie od tego, czy siedzę w fotelu przed telewizorem, czy też jestem poza domem. Nie ma jednak róży bez kolców.

Częste palenie „falcona” wiąże się z koniecznością posiadania większej ilości wymiennych główek. Oryginalne główki w standardowych wykończeniach i niezbyt bogatym zestawie shape’ów są powszechnie dostępne w handlu. W anglojęzycznej części sieci można znaleźć także znacznie ciekawsze modele produkowane przez niezależnych wytwórców ze świetnej klasy materiałów i o niebanalnych kształtach. Takie właśnie nietypowe i często produkowane tylko w paru egzemplarzach modele są czymś, obok czego zagorzały zwolennik systemu Falcona nie może przejść obojętnie. Niestety, wszystko wskazuje na to, że producenci o tym także świetnie wiedzą i wykorzystują tę wiedzę ustalając swoje cenniki. Oczywiście, każdy towar jest wart tyle, ile jest skłonny zapłacić za niego klient i należałoby przejść na tym do porządku dziennego. Ja jednak tak nie potrafię. Od dawna zastanawia mnie, dlaczego tak w sumie prosty fajkarski produkt nie jest powszechnie dostępny w ofercie naszych rodzimych producentów. Niewielki, wręcz „odpadowy” kawałek wrzośca, prosta tokarka i już – tanie „falcono-podobne” główki podbijają nasz rynek. No tak – chyba zapomniałem o drobnym szczególe – magicznym poczwórnym i ponoć opatentowanym gwincie falconowskich fajek. Tak, ten nietypowy gwint stanowi rzeczywiście dość poważny problem… A gdyby go tak jakoś „ominąć”?

Poszukałem nieco głębiej w internecie i w końcu znalazłem rozwiązanie w którym falconowski gwint nie jest do niczego potrzebny. Może trochę przesadzam z tym „do niczego” bo jego część znajdująca się w łyżce wciąż pełni dość istotną rolę, niemniej sama główka fajki jest go zupełnie pozbawiona. W znalezionym rozwiązaniu, miejsce gwintu na „falcono-kompatybilnej” główce zajmuje wyżłobienie utrzymujące silikonowy oring. Powalająca prostota w całym swoim majestacie i aureoli przebłysków geniuszu, nieprawdaż? Że też ja na to sam nie wpadłem…

Z fazy koncepcyjnej postanowiłem przejść do fazy projektowej. Pierwszą rzeczą jaką należało zrobić, było wykonanie nieco bardziej szczegółowych pomiarów posiadanych oryginalnych falconowskich główek. Wyszedł mi z tego taki, przy okazji wyjaśniający całą koncepcję oringowego mocowania, „warsztatowy” rysuneczek:

blow

Kolejną fazę nazwałbym fazą logistyczną. Należało znaleźć i przygotować materiały, oraz stworzyć sobie na blacie kuchennym namiastkę fajkarskiego warsztatu. To drugie zadanie, po krótkich, aczkolwiek burzliwych pertraktacjach z małżonką, zostało dość szybko zrealizowane. Dostałem blat na wyłączność na całe popołudnie z możliwością przedłużenia dzierżawy na godziny nocne. Jeżeli natomiast chodzi o wybór materiału, decyzję bardzo ułatwił mi panujący w moim podręcznym magazynku „różności na każdą okazje” deficyt wrzośca. Wybór padł więc na leżakowany ponad dwadzieścia lat, osobiście kiedyś wycięty, twardy jak kamień klocek klonowy. Oczywiście, wiedziałem że klon to nie będzie to samo co wrzosiec, ale nie o to tym razem przecież mi chodziło – chciałem tylko zrobić własnoręcznie wymienną falconowską główkę i z grubsza przetestować jak się ona sprawdza pod względem użytkowym. Tak więc, zainstalowałem się w kuchni i brzeszczotem przyciąłem sobie niewielki klocek klonowy o wymiarach około 35x35x60mm. Z grubsza obrobiłem go tarnikiem, a następnie wkręciłem w modelarską tokarkę:

story01

Nie jestem asem tokarstwa, ale po jakiś trzech godzinach borykania się z niedoskonałością posiadanego sprzętu, uzyskałem coś takiego:

story02

Ponieważ, klonowa główka wyszła mi chyba całkiem przyzwoicie, zabejcowałem ją, a po wyschnięciu bejcy, zawoskowałem. Na wyżłobiony rowek w podstawie główki, założyłem wytrzymującą temperatury do ok. 200 C, wściekle czerwoną, płaską silikonową uszczelkę:

story03

I tak właśnie, stałem się szczęśliwym posiadaczem niewątpliwie unikalnej, klonowej główki do fajki Falcona z kominem głębokości 28mm i o średnicy 19mm. Sama główka ma 33mm średnicy i 48mm wysokości. Ze względu na użyty materiał, dno główki wykonałem znacznie grubsze niż te, które spotykane jest w standardowych wrzoścowych oryginałach. Po fazie produkcji, przeszedł moment na który najbardziej czekałem – ostateczna próba przełamania monopolu gwintów Falcona. Wkręciłem główkę w gwint łyżeczki, wykręciłem. Łatwo poszło. Jeszce raz – wkręciłem, wykręciłem. Super! Wszystko chodzi niemal tak jak przy oryginalnej główce. Połączenie jest szczelne i tak pewne, że nie ma nawet takiej opcji by główka sama się odłączyła od łyżeczki. Do tego jeszcze, fajka z zamontowaną nową główka całkiem nie najgorzej się prezentuje:

story04

Nabiłem, ubiłem, odpaliłem…

Oj, o wrażeniach smakowych raczej nie będę tu się rozpisywał. Powiem tylko, że było… Dość ostro. Natomiast, co do jakości połączenia łyżki z główką – nie mam żadnych krytycznych uwag. Pomimo dość silnego nagrzania się łyżki, silikonowa uszczelka wyszła z tej próby bez najmniejszego szwanku. Rozkręcenie fajki i jej wyczyszczenie było również zupełnie bezproblemowe.

Podsumowując – w jedno popołudnie, bez posiadania profesjonalnego sprzętu (tokarkę modelarską z powodzeniem może zastąpić zwykła wiertarka), wykonałem sobie nową, zupełnie nietypową główkę do fajki Falcona. Nie jest ona z pewnością dziełem wybitnym, ale i tak daje sporo satysfakcji, a co najważniejsze, udowadnia, że każdy może swoją własną kolekcję takich fajek tanio i prosto rozbudowywać. Tak więc, do pełnego szczęścia brakuje mi teraz tylko jakichś fajnie usłojonych, niewielkich klocków wrzoścowych i oczywiście – wolnego kuchennego blatu.

Tags: ,

21 Responses to Falcon od kuchni

  1. Faust
    28 września 2016 at 08:23

    Fajnie, że Ci się chciało kombinować. Jak widać z całkiem dobrym skutkiem. Krytycznym okiem patrząc: być może mniejsza o 1-2mm średnica główki byłaby wizualnie korzystniejsza. Nawet uwzględniając, że to falcon ;) A może głównie dlatego?
    W każdym razie mam nadzieję, że podziałasz na wrzoścu, a żona będzie łaskawa i udostępni kuchenny blat ;)

    • Brudny Harry
      28 września 2016 at 08:49

      Też mam taką nadzieję.;)
      Co do średnicy podstawy główki, to skopiowałem 1:1 rozwiązanie stosowane w oryginalnych główkach Falcon’a – też wystają poza obrys krawędzi łyżki ok. 1mm (pod tą krawędzią znajduje się uszczelka). Ale oczywiście, nie ma żadnego problemu by główkę nocowaną na oring idealnie zlicować z krawędzią łyżeczki.

      • Brudny Harry
        28 września 2016 at 08:50

        Miało być „mocowaną”, a nie „nocowaną”… :) :) :)

        • Faust
          28 września 2016 at 09:35

          Wiesz…to jest tak serio mały detal. Jak dla mnie w falconie o użyteczność idzie, a walory wizualne są na drugim miejscu. Ale jeśli można je ciut podnieść to czemu nie :)
          Doświadczenie w temacie już masz. Teraz czekać na wrzosiec :)

  2. parck
    parck
    28 września 2016 at 09:05

    Muszę przyznać, że na falcon`a z taką główką (ale wrzoścową) to bym się skusił.
    Pogratulować inicjatywy :)

  3. KrzysT
    KrzysT
    28 września 2016 at 10:47

    Bardzo ładny Falcon i bardzo fajny artykuł.
    Czekamy na efekty zabawy z wrzoścem.

    • Brudny Harry
      28 września 2016 at 12:04

      Oj, coś mi się tak wydaje, że tego „wrzośca” to mi nie odpuścicie… ;)
      Ale i tak – dziękuję za opinię.
      Tak jak napisałem w tekście, z przyjemnością zrobię tego typu główkę z wrzośca. Znam ten materiał dość dobrze, więc o ile nie trafię na jakieś wredne sandpity, to obróbka będzie znacznie szybsza i łatwiejsza niż w przypadku drewna klonowego. Jedyny problem stanowi dorwanie odpowiednich klocków wrzoścowych – tak, by nie tracić niepotrzebnie zbyt wiele tego bądź co bądź nie najtańszego materiału. Odpadają więc już na starcie łatwo dostępne klocki cięte pod benty chy też canadiany. W prawdzie na e-bay’u są oferowane ostatnio także regularne klocki 35x35x45mm, lecz z nich nie wyczaruję wysokiej smukłej główki z pojemnym kominem. No cóż, będę poszukiwał dalej – mój ideał to coś ok. 40X40x60mm.

      • KrzysT
        KrzysT
        28 września 2016 at 12:48

        Nie odpuścimy ;)
        Piszesz, że znasz materiał (powiesz, co z wrzośca wykonywałeś?), więc nie powinno być problemu.
        Odnośnie dostępności klocków natomiast, to pytanie, czy główka musi być smukła i wysoka?
        Jeśli chodzi o dostępność, to proponuję podłączyć się pod zamówienie któregoś z naszych fajkarzy amatorów (albo zawodowców, o ile będą chętni).

        • Brudny Harry
          28 września 2016 at 14:27

          Może faktycznie w przypadku wrzośca, słowo „znam” jest trochę nie na miejscu, niemniej – jeżeli chodzi o samą jego obróbkę – sądzę, że radzę sobie z nim już dość przyzwoicie. Co do moich „dokonań”, to nie ma się czym specjalnie chwalić. Zrobiłem dla znajomych parę freehand’ów, głównie pokerówek i niemal-co-billardów. Do tego doszło trochę rożnych kołeczków. Ot, i tyle.

          Wracając do wysokości główki – owszem, nie musi być koniecznie wysoka. Ale ja lubię pojemne fajki, a takich główek do Falcon’a (z wyjątkiem Chimney’a) raczej się wiele nie spotyka. Tak więc, jeżeli mam w perspektywie kolejne pertraktacje o dzierżawę blatu kuchennego z małżonką, to muszę wiedzieć, że będzie warto trochę się pokłócić… (żartuję, żonę mam naprawdę ok.) ;)

          Jeżeli natomiast chodzi o „podłączenie się” pod jakieś zbiorowe zamówienie – owszem, bardzo chętnie. Tyle tylko, że ja jestem jedynie detalistą amatorem, a takimi kawałkami wrzośca jakie mnie obecnie interesują, to jak przypuszczam, prawdziwi zawodowcy palą jesiennymi wieczorami w swoich kominkach… ;)

  4. ajt
    28 września 2016 at 23:46

    Spełniłeś jedno z moich fajkowych marzeń tym artykułem ;-)
    Falcon to była moja pierwsza ,,fajka z wrzośca,,. Zacząłem zbierać do niej główki i obecnie mam 9 sztuk. I o ile w międzyczasie zdobyłem i odnowiłem kilka bardziej standardowych fajek, o tyle w falconie pali mi się po prostu najwygodniej. Podoba mi się modułowa budowa, outdorowość, jak sam określiłeś i pewna beztroska w użytkowaniu. Gdybyś wyprodukował kilka główek z wielką chęcią bym takie zakupił, choćby nawet z dobrej jakości gruszy czy wiśni. Sam niestety nie mam ani miejsca ani wiertarki, by takie cuda wytwarzać.
    Gratuluję pomysłowości i wykonania.

    • Brudny Harry
      29 września 2016 at 09:16

      Cieszę się ogromnie, bo to prawdziwa frajda, gdy spełnia się czyjeś marzenia. ;)
      Z pewnością w niedalekiej przyszłości „popełnię” parę kolejnych takich główek, więc nie wykluczam, że będę miał coś na zbyciu. Na razie jednak, dopracowuję detale – np. testuje trwałość wkręcanych w gwint uszczelek, ich optymalne profile, szerokości itp. Po prostu, zawsze wychodzę z założenia, że jeżeli nawet coś działa, to być może, może działać jeszcze lepiej.
      Tak jeszcze na marginesie – w swoim tekście wspomniałem o obrzydliwym smaku z klonowej główki. Nad tym też pracuję i chyba znalazłem już pewne rozwiązanie. I nie jest to bynajmniej jakaś wkładka piankowa… ;)

      • Julian
        Julian
        3 października 2016 at 14:48

        Gdyby to miał być konkurs na najgorzej smakujący materiał, proponuję sczerniałe drewno topolowe. Żadne chyba drewno nie pachnie ohydniej. Polecam.

        • Brudny Harry
          3 października 2016 at 19:32

          Oj, klon jest też niczego sobie… ;
          Jeżeli, chodzi zaś o sczerniałe drewno, to właśnie biorę się za coś w tym rodzaju – dorabiam sobie główkę z morty. Paskudnie się to to obrabia, ale smak powinien być przyzwoity.

          • Riv
            3 października 2016 at 22:39

            Oj z czarnym dębem to bym uważał, zleży skąd go masz. Jeśli jest polskiego pochodzenia to będzie gorzko. Sam mam taką mortę i nie dość że musiałem dorobić prekarbonizat, to taniny nie raz dały znać o sobie gorzkim posmakiem. Z ilością wypaleń na szczęście coraz mniej czuć.

            • Brudny Harry
              4 października 2016 at 10:44

              No cóż, z tego co wiem, moja morta jest krajowa. Zdaję sobie sprawę z tego, że może być gorzkawa, ale i tak zaryzykuję ze względu na jej niewątpliwą urodę. Niestety, krajowe morty mają zwykle tylko po kilkaset lat. Najstarszy „polski heban” o jakim słyszałem, pochodzący z IX wieku, jest i tak „młodzieniaszkiem” w porównaniu do okazów czarnego dębu znajdowanych np. na Bałkanach, liczących sobie nawet po ponad 8 tysięcy lat. Na taki ekskluzywny materiał, datowany metodą węglowa też może kiedyś przyjdzie jeszcze czas. Chwilowo jednak podziałam na tym co mam, a w razie czego, spróbuję poradzić sobie z taninami podobną metodą jak Ty Riv. Nie będę jednak izolował fajki szkłem wodnym (prekarbonizat), lecz zastosuję w podobny sposób, bardzo cienką warstwę odpowiednio spreparowanej masy kaolinowej. Sprawdziłem już ten materiał w tym zastosowaniu (klonowa główka falcon’a) i jestem naprawdę pod wrażeniem jego możliwości – niezwykle mocno się trzyma ścian komina i jest bardzo wytrzymały mechanicznie (można nawet frezować), a do tego całkowicie zapobiega jego nadpalaniu i co najistotniejsze – skutecznie poprawia smak fajki bez względu na użyty do jej produkcji rodzaj drewna. Co ciekawe, po mimo narzucających się podobieństw, nie uzyskuje się w ten sposób wcale fajki o właściwościach typowej glinianki – mz. pali się w czymś takim znacznie bardziej sucho (częściowo to zasługa konstrukcji systemu falcon), a do tego warstwa drewna zmienia kompletnie sposób oddawania ciepła przez główkę fajki, co wpływa także na sam sposób spalania się tytoniu w kominie. Jedyna analogia jaka mi się tu nasuwa, to analogia do wkładki piankowej. Pewien problem stanowi dla mnie wciąż jeszcze tylko optymalna „technologia” nanoszenia takiej równomiernej i cienkiej warstwy oraz jej wstępnego utwardzenia i przygotowania do właściwego użytku. I właśnie nad tym problemem teraz dość usilnie właśnie pracuję. Tak więc, co do gorzkawego smaku morty – myślę, że sobie z nim jakoś poradzę.

              • yopas
                5 października 2016 at 13:18

                A ja mam fajkę z krajowej morty i… nie jest gorzko… AndrzejKu, a u Ciebie jak jest?

              • Andrzej K.
                5 października 2016 at 13:58

                A ja mam Paweł nawet kilka z krajowej morty i też nie jest gorzko… Ba! Powiem więcej – ja mam fajki z morty, co to (jak udowadniano) nie jest nawet jeszcze mortą! Ino nie-do-końca-zmorciałą mortą, czyli zwyczajnie – straszliwie starym dębem, co mu brakuje kilkaset lat, ale szczęśliwie leżał pod wodą, wiec zasadniczo „może być” ;)
                Nie wiem skąd Kolega ma info, że na terenie naszego pięknego Kraju nie spotyka się morty starszej niż kilkaset lat? Mam rozumieć, że dęby to u nas sadzili dopiero od średniowiecza? ;)
                To ciekawe, skąd morciane posadzki na Wawelu na ten przykład? Albo… co to za dziwne kłody, o które potykam się łażąc z wędką nad Wisłą i o które można gumiaki pogubić uciekając przed komarami :)
                Że o metrach (całkiem czarnej na moje oko) dębiny wyciąganych koparkami z pobliskich żwirowni nie wspomnę… ciekawe co to? Może wierzby płaczące? Toć tych ponoć w Polsce dostatek od zarania dziejów (a będzie więcej – bo jest nad czym w Ojczyźnie zapłakać…).

                Morta morciana,czy polska czy zagramaniczna – byle by odpowiednio skrystlizowana. Nie będzie wydzielała posmaków. Taniny ulegają degradacji w przeciągu kilkuset lat. Najbidniejsza morta (drewno skrystlizowane w warunkach beztlenowych i mokrych, w wyniku absorbcji skladników mineralnych z otoczenia – czyli mówiąc wprost – dąb co poleżał odpowiednio długo w bagnie/pod wodą) nie powinna uwalniać tanin. Krzemionki będzie miała n-dziesiąt razy więcej niż wrzosiec, a sorbcję porównywalną do pianki ( puste kanaliki po przerostach ligninowych).
                A tak w ogóle – ten wpis miał byc pod pytaniem Pawła, ale się nie da ;)

              • Brudny Harry
                5 października 2016 at 20:10

                Ależ ja przecież nie twierdzę, że nie można spotkać krajowej morty starszej niż kilkaset lat. Napisałem tylko, że nie słyszałem o wydobytym współcześnie egzemplarzu starszym niż ten, datowany na IX wiek, natomiast w-i-ę-k-s-z-o-ś-ć obecnie oferowanego krajowego czarnego dębu pochodzi zazwyczaj z znacznie częściej znajdowanych, sporo młodszych pni.
                Tak jeszcze przy okazji – kiedyś usłyszałem od dość wiarygodnej dla mnie osoby historię, że na Polesiu czarne dęby były „produkowane” na przestrzeni paru ludzkich pokoleń – pradziad zatapiał, prawnuk wydobywał. Tak więc, jeżeli nie jest to tylko jakaś lokalna legenda powielana przez starego polesiaka – w odpowiednich warunkach nie potrzeba wcale stuleci, by dębowe drewno było „czarne”. ;)

            • Andrzej K.
              5 października 2016 at 14:02

              to Kolega ma (za przeproszeniem) guzik a nie mortę! Dąb, ino poczerniony. Ot co.

              Jak ten pastowany Kaban Pawlaka :)

  5. 5 października 2016 at 23:46

    Czarny kolor nie świadczy w żaden sposób o wieku drewna, raczej o warunkach środowiska w jakim przebywało. Polecam risercz we internetach.
    Każdy kawałek powinien być oceniany indywidualnie, ale faktycznie w Polsce jest mało miejsc o warunkach tak pozytywnie wpływających na mineralizowanie się drewna jak torfowiska w np. Irlandii czy Bretanii.
    Mam parę kg polskiej morty, z której w innych pracowniach powstawały fajki, ale według mnie nie jest to materiał nadający się na wykorzystanie w wysokiej klasy fajkach, bo po prostu nie da się dać gwarancji na to, że nawet przy ostrożnym użytkowaniu nie pojawią się nadpalenia. Nawet prosty test przyłożenia płomienia zapalniczki pokazuje, że jest to drewno jak najbardziej palne. Poza tym strasznie brudzi w warsztacie ;)

    • Brudny Harry
      6 października 2016 at 01:43

      Zgadzam się w całej rozciągłości – dlatego też słowo czarny napisałem w cudzysłowie. :)
      Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że sama czarna barwa nie gwarantuje posiadania przez ten materiał pożądanych właściwości do zastosowań w fajkarskich (zwarta i jednolita struktura, wysoka mineralizacja), co jednocześnie kompletnie nie wyklucza użycia go w innych, znacznie bardziej typowych zastosowaniach – np. produkcji deski parkietowej lub w meblarstwie.

Skomentuj Julian Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*