Oriental z podróży

22 stycznia 2011
By

Basma – bardzo charakterystyczny tytoń orientalny, o smaku, który dość łatwo można jeszcze „zlokalizować” i poczuć. To ulubiony „turek” Petersona, zaś najbardziej „zabasmowana” mieszanka to znany większości zaawansowanych fajczarzy Old Dublin.

W Irish Oak producent pisze o burleju z Tajlandii – ale zdaniem smakoszy jest to właśnie tamtejsza basma, która od 1980 roku wypierała konsekwentnie uprawiany pod Bangkokiem samsun, także z tej przyczyny, że dawała się zbierać i suszyć w burlejowy sposób, czyli po ścięciu całego krzaka, a więc szybciej, prościej i taniej. Na początku XXI w. uprawy samsuna niemal zanikły w Tajlandii. Zaś tamtejsza basma już w latach 90. poprzedniego stulecia zmieniła smak kultowych papierosów camel, zastępując wyrazistsze w smaku greckie, arabskie oraz tureckie odmiany. Ci, którzy pamiętają jeszcze stary, pewexowski smak papierosów z wielbłądem, pamiętają też smak prawdziwej basmy z najlepszego źródła.

Smak basmy znają też doskonale wielbiciele hobbitowych mieszanek McClellanda z serii Frog Morton. Każda zawiera choć odrobinę tego tytoniu, zaś we Frog Morton on the Town stanowi on tajemnicze tolkienowskie sedno.

Basma bywa podstawą dla wielu bałkańskich blendów z latakią – tych delikatniejszych, mniej ziemistych i skórzanych… Zasada jest prosta – jeśli podstawą smaku jest latakia cypryjska, to z reguły towarzyszy jej właśnie basma. Z cięższą latakią z Syrii bardziej współgra Yendiye, Samsun lub Xantii.

Basma jest też bardzo chętnie preparowana jako tytoń do skrętów i chętnie palona w dobrych papierosach. Przed kilkoma dziesięcioleciami stanowiła bazę dla papierosowego luksusu.

Generalnie – to tytoń o małej zawartości nikotyny (ok. 1proc), dużej cukrów owocowych, sporej szlachetnych estrów oraz olejków eterycznych. Smak i zapach słodkawo-orientalny, bogaty, ale jednocześnie zachowujący pewną wytrawność, którą smakosze na rosyjskich forach określają lakonicznie, ale trafnie trzema słowami „daleko od rodzynek”. Mówi się też o wyczuwalnej pikantności basmy. Zapewne przez to jest jedynym orientalem, który bywa „zaprawiany” odrobiną najlepszej oliwy z oliwek – niczym najznakomitsza szopska sałatka czy selekcjonowana rakija z środka destylacji… Tak preparowana basma, to znakomicie się palący nawet podczas górskich wędrówek w deszczu oriental zwany „drama”, skwierczący czasami jak wigilijne zimne ognie…

Tak naprawdę zaprawiana oliwką drama, jest po prostu basmą uprawianą okolicach greckiego miasta Drama, ale z powodu braku „literatury tytoniowej”, na forach dla palaczy powstają całkiem zgrabne legendy…

Bo taka basma z Dramy skwierczy w fajce niemal epicko: jak płonąca jurta czy dom bogacza z pogranicza wielkich imperiów – tureckiego i rosyjskiego… Ogień w tamtych gorących regionach często podkładany był przez basmaczy, konnych rozbójników, którzy nie podporządkowywali się żadnej władzy, ani swojej, ani obcej. Latami żyli więc w ciągłym ruchu, poza społecznością, poza osadami, poza ziemiami uprawnymi. Od kiedy tylko tytoń zawędrował do Starej Ziemi, zawsze był ważny dla grup żyjących obok głównego nurtu społecznego – dla marynarzy, wojska i dla bandytów.

Dziś trudno ustalić, co było pierwsze – tytoń basma, zbite wiązki nanizanych na sznury liści, czyli basmaki, czy też basmacze, ludzie, którzy tytoń suszyli i fermentowali w drodze, przytraczając basmaki do siodła lub juków.

Ze względu na smak i doskonałe właściwości palne mówi się o basmie, że jest królową tytoniu. Ze względu na fakt, że jest to odmiana uprawiana pierwotnie w górach i na wyżynach, a więc na bezdrożach, określa się ją mianem tytoniu podróży. Zbierano go z setek maleńkich porozrzucanych pólek, podsuszano na ziemi, nanizywano bardzo gęsto na rzemienie – zbijając, ściskając liście aż po granicę wyciskania soku. W takich basmakach surowiec jednocześnie wysychał, jak i niemal od pierwszej chwili zaczynał fermentować we własnym sosie. Coś na dalekie podobieństwo do perique – może stąd ta pikantność i wytrawny smak?

Taki sposób zbijania w małą objętość dużej ilości surowca był nie do przecenienia w regionach, gdzie transport płodów rolnych odbywał się na grzbietach osłów, mułów i koni. Na tytoniowe żniwa udawały się w góry rodowe a nawet plemienne karawany. Były to wielotygodniowe, nawet 2-3 miesięczne wyprawy. Tytoń dojrzewał i fermentował na końskich grzbietach. I taka basma jest ideałem smaku… Ale do naszych fajek tak uprawiany i preparowany tytoń tej odmiany już raczej nie trafia.

Obecnie basmę uprawia się w greckiej Tracji i Macedonii, w Republice Macedonii, w Bułgarii, w Turcji oraz we wspomnianej na wstępie Tajlandii. Uprawia się ją jak najtańszym kosztem, w krajach Unii Europejskiej jest coraz bardziej rugowana z upraw przez brukselskie dyrektywy. Całe szczęście, nawet w Grecji i w Bułgarii, a także w Macedonii wciąż ludzie są uparci jak potomkowie Traków, więc na własne potrzeby oraz koneserskie, konserwatywne, „ekologiczne” rynki wewnętrzne trafia basma uprawiana tradycyjnie w górach i preparowana w basmakach. Smak basmy wciąż jest znany w Turcji, nad Morzem Czarnym, w Turkmenistanie…

Coraz częściej prawdziwą basmę uzyskuje się w prywatnych ogródkach w Niemczech oraz w komorach fermentacyjnych na działkach i w garażach, niż na rolniczych plantacjach dawnej Tracji.

Jest więc jeszcze szansa, że w fajce będziemy palić basmę, a nie burleja z Tajlandii. Tytoń fajkowy nie zaczyna się od zasiania ziarenka – tak naprawdę zaczyna się on dopiero od suszenia liści. W przypadku dzisiejszej historii – od zbicia liści na rzemieniu i stworzenia basmaka.

Tags: , , , , , , , ,

8 Responses to Oriental z podróży

  1. jazz59
    23 stycznia 2011 at 00:04

    Hm…wiedza…dużo jej tu serwujesz , Jacku…Dużo i smacznie.
    Aż chce się zapalić dobrego orientala.
    I przypomniałeś mi prawdziwe Camele – bez filtra…prawdziwe , pachnące Turcją…
    Za te dzisiejsze – nie dałbym grosza…
    Nie pamiętam , który to już raz – dziękuję , Jacku.
    Pozdrawiam
    Krzysztof
    P.S. COŚ JUŻ KIEDYŚ NA TEN TEMAT PISAŁEM…ALE KIEDY??? SKLEROZA…

  2. Jacek A. Rochacki
    23 stycznia 2011 at 00:35

    – wiedza – wiedzą, a dla mnie ważne jest zdanie:Coraz częściej prawdziwą basmę uzyskuje się w prywatnych ogródkach w Niemczech oraz w komorach fermentacyjnych na działkach i w garażach. To też wiedza.

    • Alan
      Alan
      23 stycznia 2011 at 00:45

      I to praktyczna, a dla mnie jeszcze zaskakująca.

      Btw: Tytoń dojrzewał i fermentował na końskich grzbietach. – czyli jednak nie latakia! ;)

  3. KrzysT
    KrzysT
    23 stycznia 2011 at 09:45

    Smakowity tekst. Muszę spróbować zapalić Old Dublina w innej fajce i spróbować wyłapać te smaczki – bo jako żywo nie wychwytuję wspólnych elementów we wskazywanych przez Ciebie tytoniach, które Basmę zawierają.

    • jalens
      23 stycznia 2011 at 10:11

      Dominantą basma jest tylko we wspomnianym Dublinie oraz we FM on the Town. Wyraźnie, moim zdaniem, daje się poczuć w Sam’s Flake, ale są to wiadomości niepotwierdzone i jedynym wiarygodnym informatorem są moje receptory smaku. Zresztą, miałem okazję ostatnio palić czystą dramę, więc do moich odczuć samsflakowych wprowadzam niewielką korektę – to chyba basma z kapeńką oliwy z oliwek, czyli drama – biorąc pod uwagę skwierczenie w kominie i śliczne jasnoniebieskie nitki dymu w szarej mgielnej chmurce :)

      Basma to jednak głownie tytoń papierosowy, do fajkowego dodawana jest jako akcent, często z innymi orientalami czy z latakią. Wbrew pozorom, nie jest łatwo ją wyłapać jako odrębny składnik.

  4. Rheged
    23 stycznia 2011 at 13:21

    Old Dublina już właściwie pamiętam jak przez mgłę – mam dunhillowe latakie i rattray’sowe, co skutecznie zabiło we mnie wspomnienie tego Petersona. Aczkolwiek coś było na rzeczy z tą Basmą.

    W ogóle – orientale to Twój temat. Niepodrabialne teksty o tych tytoniach piszesz. Aż chce się palić :)

  5. Grimar
    Grimar
    12 maja 2013 at 15:44

    Lada dzień będę szczęśliwy posiadaczem Torben Dansk Orient. Nie do blendu on przeznaczon, a raczej do „czystego” palenia (tak też mi smakuje). Chcę jednak jego cześć szczelnie zasłoikować.

    Wie ktoś jak wygląda rzecz z dojrzewaniem orientali? Po ilu latach nabiera pełni smaku, i czy w ogóle do leżakowania we własnym sosie bez wirginiowo-latakiowo-periquowych akompaniamentów się nadaje?

  6. carlos cruz
    carlos cruz
    12 maja 2013 at 18:27

    Nie zauważyłem dużych zmian po roku słoikowania, ale zawsze używałem go do blendowania palenie orientali au naturel zostawiam twardszym zawodnikom ;-]

Skomentuj KrzysT Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*