Burley

14 lipca 2011
By

Szanowni,
a gdyby tak komuś wpadł do łba pomysł, by nabić swoją fajkę czystym (sic!) burleyem, to według Was po jakie tytonie miałby sięgnąć? Prince Albert? Solani Aged Burley?
Sugestie? Podpowiedzi? Dygresje?
W ramach sezonu ogórkowego pozdrawiam
pYj

Tags:

17 Responses to Burley

  1. yopas
    14 lipca 2011 at 10:36

    Prosząc o wypowiedzi, kłaniam się najniżej
    y,

  2. Julian
    14 lipca 2011 at 11:19

    Prince Albert to straszny mass-market, Solani nie próbowałem, może warto coś amerykańskiego, ale z małej wytwórni, jak C&D, Butera czy McClelland? Oni chyba wszyscy mają w ofercie mieszanki i płatki z dominującym udziałem burleya, albo wręcz z czystym b.

    • yopas
      14 lipca 2011 at 11:28

      Szanowny Julianie,
      po cichu liczyłem, na Twoją obecność w tym temacie, ale nie będę krył rozczarowania, że tę wiedzę posiadałem już wcześniej, że akurat amerykanie (no bo i którz, jak nie oni). Da się dodać coś więcej? Kuńkretni?
      Dziękuję i za obces (jeśli nazbyt) przepraszam!
      y,

  3. Julian
    Julian
    14 lipca 2011 at 12:16

    Cóż, moja aktualna styczność z tytoniem o znacznej dominacji burley’a ogranicza sie do CD Blend Sutliffa, ale nie podpasowało mi szczególnie (zobacz w Po Jednej Próbce). Czysty burley to dla mnie na razie terra incognita, obecnie eksploruję powolutku raczej tereny fermentowanej virginii i mieszanek z orientem.

  4. admin
    14 lipca 2011 at 17:12

    Najbardziej rozburlejowani blenderzy to – tak jak pisze Julian – Cornell & Diehl oraz McClelland. I po ich mieszaqnkach można się przekonać, że pytanie o tytonie burlejowe jest lekko, hm, naiwne. Znając jednak Pawła, podejrzewam, że poszukuje on coś na kształt „czystego” burleja…
    zystych burlejów, a więc mieszanek składających się wyłącznie z burlejów lub z nieznacznymi dodatkami, na dodatek z burlejów nieprzetworzonych jest niezmiernie mało. Ja znam i próbowałem np. 808: Burley Straight C&D – mocnawą i strasznie wysuszającą gardziel miksturę niewiele mającą wspólnego ze standardowym rozumieniem terminu „tytoń amerykanski”. Coś na kształt aromatu blender uzyskał dodając „touch” suszonej na słońcu, drobnolistnej Va lub Bu z Kentucky. Poza tym popielnica.
    Tego samego producenta 169: White Burley – to rzeczywiście czysty Bu, na dodatek z tych najtańszych. Palenie jest prawdziwym przeżyciem – a’la Ondraszek czy Grodzki. Podobnych srurlejów można w Stanach kupić kilka. Przy nich Prince Albert, a nawet rozmaite „Duchy Manitou”, „Zachody Słonca” i „Złotonośne Strumienie”, czy „Liderzy Związkowi”, to poezja.
    Powołuję się na te dziwaczne smrodliwce, bo trzeba pamiętać, że Bu to tytoń nadzwyczaj chłonny i przejmuje każde świnstwo lub zestaw świnstw. Polecam np. C&D 211: Burley Light, gdzie do burlejowej bazy wlano whiskey, jakiś je.any słodki likier i naszczano waniliowego olejku do ciast. I to jest także „czysty burlej”, choć w tzw. amerykańskim stylu. Podobnych specyfików jest na rynku w tym kraju bezguścia i nędzy intelektualnej setki.
    Są nawet mieszanki na bazie Bu składane jak blendy angielskie – Latakia, Orientale (lub autarkistyczne Kentucky) na bazie najtańszego burleja w postaci „pokruszu” z podłogi. Takie latakie ang-amer, dla kubków smakowych ćwiczonych w Europie coś strasznego… Odrobina aromatycznych tytoniów natychmiast zostaje zaimportowana przez chłonną bazę – in saecula saeculorum.
    Burleja bardzo łatwo też dosłodzić – leje się doń cukry owocowe, dekstrozy, sypie „opiłki” z trzciny cukrowej, pławi tytoń w syropie kolonowym, uzyskując tzw. Tobacco C (Canadian).
    Burlej to marzenie pana Belliniego i jego idei New Taste – wystarczy do całkowicie bezsmakowej burlejowej bazy nasprejować aromatu spożywczego i hermetycznie zamknąć pojemnik, aby uzyskać gotową mieszankę.
    Ale burleje, Pawle, to także cała gama Twoich ulubieńców, czyli Kawendiszy, głownie czarnych, bowiem dodatki rozmaitych poprawiaczy i „nowych smaków” nie mogą zatrzymać się na etapie brązowości i proces cavendish trwa aż do szczernienia.
    Egzemplifikacja per analogiam TNN – Pressed Burley Petera Stokkebye, czyli czysty i lubiany przez niektórych szwarckawendisz…
    Ale nawet w tej „klasie” trafiają się perły, jak uwielbiany za oceanem Butternut Burley z pipesandcigars.com.
    Wymieniony burlej Solani to już zupełnie nie burlej – bo to niemal wyłącznie Kentucky (a więc burlej „orientalny” w smaku i zapachu) z dodatkiem znakomitych, maturowanych hybryd tytoniowych z Afryki i Brazylii (coś pomiędzy Bu a Va, zbieranych i podsuszanych jak Bu, dosuszanych i fermentowanych jak Va).
    Generalnie za kwintesencje burlejowego smaku naród amerykanski uważa dobre gatunkowo burleje z… dodatkiem virginii, w rodzaju No.X-10 Unflavored Burley Ribbon McClellanda. Mocny, słodki, orzechowy… No, ale to już raczej legenda, a nie burlej… Podobnie jak Burley Slice Wessexa, który ma nie tyle wielbicieli, co wyznawców.
    No, jest też europejski burlej, Mac Barena – Burley London Blend, czyli dobry gatunkowo Bu, bodaj suszony na słonku, trochę słodkiej virginii i gęsty napój czekoladopodobny – prawie jak Gawith bez latakii. Coś w rodzaju „Tu się robi ser, dla ZSSR”, jak się pisało w dworcowych toaletach.
    No i jak tu Ci opowiedzieć, Pawle, o czystych burlejach? Odpowiem jak w jesziwie z akcentem ze szmoncesów – pytaniem: „a co to jest czysty burlej?”

    • yopas
      14 lipca 2011 at 18:34

      hehe… no tom dostał. A i tak warto było :)
      Aż chce się wszystko podsumować jednym zdaniem:

      Jacek, k… m… wracaj!

  5. Alan
    14 lipca 2011 at 19:05

    Co tam burley, perika spróbuj! Nawet gdzieś chyba jeszcze mam, na jedną fajkę akurat :D

    A poważniej – może to czas na University Flake? Ja wiem, że aromat, że nieczysty, ale jakieś tam pojęcie daje o bureyu.

    PS: „Jacek, k… m… wracaj!”

    • yopas
      14 lipca 2011 at 19:13

      Alan, uspokój się chłopaku. Lekarz zaleca mi umiarkowany wysiłek ;)

    • admin
      14 lipca 2011 at 21:11

      Byś się, Alan, zdziwił, ile w ofercie „burlejów” C&D i MC jest mieszanek z dodatkiem, i to sporym, perika. Na ogół daje to amerykańskie kompozycje o smaku sera dla kraju rad.

      Co do, hm, powrotów, to ja już tylko o fajce i tytoniach czytam – choć może nawet więcej niż kiedyś. Na dobrą sprawę, fajki nie paliłem już od miesięcy, czasami tylko próbuję w małej piance cudów, które trafiają w moje łapy od przyjaciół spoza Polski i obiegu internetowego. Oni jakoś nie mają mi za złe, że mój inhalator nikotyny nie przypomina fajki, więcej, że nie przypomina już nawet elektronicznego papierosa: http://fajka.net.pl/img/mypv.jpg, ale robi pomiary, pozwala na zmianę napięcia, daje się programować…

      Dzisiejsza opowieść to sezon ogórkowy i osobista słabość do pytań zadawanych przez Pawła.

      • 14 lipca 2011 at 21:57

        Nie chciałem…. ale nie wytrzymałem.

        A jakie to ma Jacku znaczenie? Czy i co palisz?
        Czy w ogóle palisz? Ludzie niepalący nawet ani ani mają tu też prawo być; proponuję – nie mówmy już o tym, wracaj Pan i już;

        W sensie – Ty i tak tu jesteś; ale wracaj na jakdawniejszą pozycję i formę aktywności.

        • yopas
          15 lipca 2011 at 22:43

          Gdyby jeszcze w moim portfelu pojawiała się kasa po każdym takim wpisie, wszyscy mielibyśmy TAAAAK.
          Ale się nie pojawia.
          :(

  6. 14 lipca 2011 at 19:52

    Solani Aged Burley – paliłem; dziwny był;

    z zapisków:
    mocny – w drugiej połowie bardzo mocny;
    zapach z puszki – niby mocny a jednak nie mogłem go określić;
    room note – pozytywnie odbierany
    smakowo – pierwsze 30% nawet smaczne (ciekawe i smaczne); potem już tylko smaczne mnie po to by z trudem dopalić ledwie kilka fajek do końca z całej puszki wypalonego tytoniu; pozostałe lądowały w koszu w okolicach 30%

    Nie, nie jest zły; po prostu inny – dla mnie za ciężki;
    Nie kupię ale poczęstowany nie odmówię. Nie wzbudził we mnie wrażeń traumatycznych; (po takich odczuciach zawsze wiem, czego nie skosztuję więcej…)

  7. KrzysztofT
    14 lipca 2011 at 20:31

    w ostatniej dostawie zza Wielkiej Wody obok zamawianych GLP: Cairo i Montgomery jako próbki dołączono coś o nazwie Almondine oraz coś o nazwie Blacksburg. Obydwa „cosie” od Altadisa. Ten drugi to własnie głównie burley i czarny cavedish wykąpane w rumie. O ile odradzam Almondine (cavendish płukany w likierze migdałowym z nutką moreli) o tyle Blaksburg to przyjemna lekkosłodka śliwka. Kupić bym nie kupił ale częstowany bym nie odmawiał.

  8. KrzysztofT
    14 lipca 2011 at 20:32

    aaa..zapomniałem o PS:… no wracaj…

  9. KrzysztofT
    21 lipca 2011 at 20:21
  10. yopas
    26 grudnia 2011 at 19:53

    No i chyba się z burleya wyleczyłem. Przynajmniej na jakiś czas. Dziś Solani Aged Burley a wcześniej Haunted Bookstore u Juliana potwierdziły, że burley mnie męczy. Dziś nawet zakanszałem czekoladą, żeby się nie dać. Ale nie da się. Ja nie mogę. Żeby to jeszcz jakieś w smaku było. Słodkie. Ale jest orzechowo-maślano. Cały czas. I co, że w takim Aged jest Kentucky… dla mnie niewiele zmienia.
    Przeładowany nikotyną pozdrawiam przedpoświątecznie
    y,
    Ps. Ja nigdzie nie napisałem, że to złe tytonie są. One są poza moim postrzeganiem tego, jak powinien smakować tytoń w fajce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*