Timm No Name Grün – recenzja @Ralpha

7 maja 2014
By

f375355d266548aff0570132bc661c85[1]

 

Jako początkujący fajczarz i wielbiciel aromatów, postanowiłem wreszcie przekroczyć cienką, czerwoną linię i samemu posmakować ciemniejszej strony mocy. Sławetna latakia, bo o niej tu mowa, miała być przedmiotem piętnastej akcji-recenzji. Dlatego też zgłosiłem się na ochotnika z nadzieją na niezwykłe doznania. No i muszę przyznać, że się nie zawiodłem.

Wygląd
Recenzowany tytoń z pozoru nie wygląda specjalnie. Nie są to pociągające medaliony pociętego twistu, ani też ponętnie sprasowane kostki plug. Nie są to nawet atrakcyjne płatki flake, tylko zwykła, standardowa, gotowa od razu do użycia krajanka ready rubbed. Widać w niej przeplatane, jasne i ciemne wstążki. Z pewnością jest więc to jakaś mieszanka.

Zapach
Nie musiałem nawet otwierać przydziałowej torebki, żeby poczuć zapach jej zawartości. Niektórzy nazywają go pieszczotliwie wędzonką. Mnie na myśl przywodzi stare, nieco zmurszałe, wiekowe drewno. Jakby kościelnej wieży. Zapach miły, choć nieco drażniący. Jednak trzeba przyznać, nie sposób go pomylić z żadnym innym.

Palenie
Tytoń nie wymaga specjalnego podsuszania. Zapala się łatwo i pali bardzo równo, aż do samego końca. Spala się na biały, delikatny popiół. Paląc duńskie aromaty jestem przyzwyczajony do wykręcania fajki z jeziorka kondensatu, a tutaj ze zdziwieniem na dnie nie spostrzegłem nawet kropelki. To duży plus. Ale jedno trzeba przyznać, wysusza paszczę. Podczas palenia ślinianki pracują na pełnych obrotach. No i do tego fajka naprawdę dogłębnie nasiąka zapachem latakii więc już po kilku paleniach zapach z komina nie różni się niczym od zapachu tytoniu z torebki. Trzeba więc zdecydowanie mieć do niego dedykowane palidełko.

Smak
I tu ujawnia się to, co najważniejsze. Ten tytoń naprawdę jest smaczny. Nie pachnie jak aromat. Nie roztacza wokół zachwycającego zapachu wanilii, rumu, whiskey czy wiśni. Wręcz przeciwnie, na płeć piękną działa odstraszająco. Ale przynajmniej nie smakuje jak ciepłe powietrze. Ma smak!
Paląc go delikatnie, wyczuwa się lekką słodycz. To na pewno efekt dodatku Virginii. Dla eksperymentu, paląc go szybko i maksymalnie rozgrzewając fajkę, daje się wyczuć orzechową goryczkę i szczypanie na języku. Trzeba go więc palić powoli i umiejętnie. Wtedy potrafi się odwdzięczyć. Kilka razy wyczułem podczas palenia lekki zapach jałowca, co sugeruje spory dodatek olejków eterycznych.

Podsumowanie
Veni, vidi,vici. Zajrzałem na ciemną stronę mocy i nie zachwyciłem się. Owszem, było miło, momentami nawet przyjemnie. Ale do codziennego palenia zdecydowanie wybieram łagodniejszy aromat. Wolę dominować nad tytoniem niż być przez niego zdominowanym.

Typowanie
Swoimi mało wprawnymi zmysłami trudno mi ustalić, jaki to może być tytoń. Na pewno zawiera Latakię i Virginię. Stawiam więc na to, że jest to Gawith & Hoggarth No. 12 Mixture. Albo coś bardzo do niego podobnego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*