Schürch Lapis

1 sierpnia 2010
By

Tak jak złoszczą mnie niekiedy angielskie moderny z Synjeco, tak akurat zestawionemu przez Hansa Schürcha Lapisowi chętnie poświęciłbym pełnowymiarową recenzję. Musiałbym przecież, siadając do pisania, wypalić choć jedną pełną paczuszkę, a nie 3 fajeczki. Jeśli Lapis będzie dostępny bez problemów w Polsce, wejdzie na 100 proc. do mojej stałej rotacji, skąd zapewne wyprze kilka innych blendów, bo najnormalniej w świecie nie będą mi one już potrzebne.

Mieszanka dotknięta ręką mistrza, a mistrz w tym przypadku dotknięty ręką Boga. Większość moich recenzji i recenzyjek jest przychylna, bo we wszystkich tytoniach doszukuję się najlepszych cech i prawie zawsze je znajduję. Jednak o żadnym tytoniu nie wypowiadałem się tak entuzjastycznie, jak muszę to zrobić w przypadku Lapisa. Blender, który ją wymyślił, powinien tę mieszankę opisać starannie, opis włożyć do koperty, zanieść do notariusza, opieczętować i zamknąć w sejfie jakiegoś starego szwajcarskiego banku i dostęp do niej obwarować restrykcyjnym testamentem.

Skład jest „prosty” – Several Virginias, White Burley, Latakia, and a touch of Black Cavendish. Kilka virginii, łatwo powiedzieć, ale skąd, jakich, jak fermentowanych, jak suszonych… Bo kilku pierwszych pyknięciach wiadomo, że jest tego pełna gama – jest tu pełna słodycz jasnych odmian, jest leciutka pikanteria czerwonej, są pogłębione, bogate smaki ciemnych… Wszystkie oktawy virginiowej skali. Mam, znalazłem – to wirginia koloraturowa jest!

Za najtrudniejszą operową partię koloraturową świata uważa się partię Królowej Nocy z opery Czarodziejski flet W.A. Mozarta, nazywając nawet gwarowo umiejętność wykonywania jej oddzielnym zawodem śpiewaczym. Nie znoszę opery, ale kiedy słucham tej akurat arii, przechodzą mnie dreszcze… Posłuchajcie zresztą sami. Jest tutaj.

Rany boskie, co ja ględzę? No nie? A wcale że nie! Bo Hans Schürch, komponując ten Modern English Mixture, który nazwał Lapisem, wykazał się opanowaniem całkiem odrębnego zawodu blenderskiego. Fakt, że dodał do niego białego burleya, czyli najbardziej chłonny, najsilniej wszysający aromaty rodzaj tytoniu (chętnie używany przy sporządzaniu prymek do żucia) już świadczy o opanowaniu fachu. Ale to coś, czego użył do topingu oraz idealnie pasujący dodatek czarnego kawendisza a także akuratna ilość latakii nie przeciążająca smaku, lecz go pogłębiająca, to właśnie ta koloraturowość.

Na 100 proc. będzie smakowała wszystkim – i aromaciarzom, i anglikanom, i latakiowcom. Jeśli się mylę, to sobie kubki smakowe zetrę szmerglem za karę! Jak prekarbonizaty i lakiery ze swoich fajek.

Tags:

3 Responses to Schürch Lapis

  1. jalens
    1 sierpnia 2010 at 18:59

    Najbardziej entuzjastyczna recenzyjka świata!

  2. 1 sierpnia 2010 at 19:28

    cieszy, cieszy ;) i cieszy podwojnie – ze sprawila Ci troche radosci;

    dzis tez mialem przyjemnosc z Lapisem – pisalem na pogadywajce – i jak wykle – pysznosci… szkoda ze ostalo sie na jedna fajeczke…

    trza byndzie domowic ;)

  3. JSG
    JSG
    2 sierpnia 2010 at 15:18

    Nabiłem swoją wysłużoną długaśną gliniankę… przyłożyłem ogień i co u diabła, co to za perfuma….
    Ale po chwili obudził się wędzony smok i przywaliło latakią. Jednak wydaje mi się ona jakaś taka przyćmiona, ukryta, palę, więc może jeszcze wylezie, ale jakoś tego nie czuję. Poczęstowany nie odmówię, ale gdybym miał zamawiać Schürcha to na pewno nie ten tytoń.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*