Timm No Name, czyli pieczenie babeczki

10 lutego 2014
By

Timm No Name R-N

Faza pierwsza

Cukier, dużo cukru, mąka, drożdże, jajka, mleko, czekolada. Wszystko wspaniale pachnie, wszystko wspaniale smakuje. A jeśli jeszcze całość zmiesza się odpowiednio razem: ubije żółtka i cukier w puszysty kogel-mogel, z mąki i drożdży wyrobi ciasto, czekoladę rozpuści w gorącym mleku, a masłem wysmaruje tortownicę, to feeria zapachów osiągnie swoje apogeum. A nad tym wszystkim zaś, niczym duch ponad wodami, unosić się będzie zapach wanilii. Tak właśnie się czuję się paląc Timm No Name.

Jest to tytoń bezobsługowy. Nie bawię się w żadne przesuszanie, w żadne rozdrabnianie. Po prostu biorę go ze słoika i nabijam nim moją złotówkową No Name fajeczkę z Allegro. Nakładam do pełna i ugniatam lekko z góry. Rozpalam i od razu otaczam się waniliowym aromatem. Pierwszy kwadrans to cukier, słodki cukier i wanilia. Dużo wanilii. Jest bosko. Po kwadransie spokojnego palenia fajeczka gaśnie mi po raz pierwszy.

Faza druga

Ciasto jest już w piecu. Buzują płomienie, więc i zapach nieco się zmienia. Staje się głębszy, mniej surowy. Cukier zaczyna się topić i karmelizować. Skórka twardnieje i pięknie się rumieni. Drożdże rosną jak na drożdżach. Do głosu zaczyna dochodzić topiąca się gdzieś we wnętrzu ciasta czekolada. Słodycz wanilii zostaje przełamana lekką goryczką.

Zawsze przed drugim rozpaleniem, biorę do ręki kołeczek. Cudowny kołeczek Juzwy. Nie wiem, jak sobie wcześniej bez niego radziłem. Ściętym końcem odsuwam niespalony tytoń od ścianek fajki gromadząc go i lekko ugniatając w środku, gdzie jest już sporo białego popiołu. Tytoń zajmuje teraz w kominie zdecydowanie mniej miejsca. Tak mniej więcej o jedną trzecią mniej. Rozpalam go i od razu czuję lekkie, gorzkawe akcenty. Nie wiem, czy to kwestia popiołu, czy może samego tytoniu. Jest mi to obojętne, bo witam je z radością. Są potrzebne, żeby przełamać cukier i wanilię, żeby się do końca nie zasłodzić. Raz czy drugi nawet słyszę gdzieś w głębi fajki gulgotanie kondensatu. W ogóle jednak się tym nie przejmuję. Filtr węglowy kalibru 9 mm wszystko wchłonie. Fajka przyjemnie się rozgrzewa. Nie parzy, ale i nie jest już taka zimna jak na początku. Staram się więc palić nieco uważniej, trochę wolniej, żeby nie rozgrzała się zanadto. Choć przychodzi mi to z trudnością, bo wanilia i czekolada są takie kuszące. Mija spokojnie drugi kwadrans. Fajeczka znów mi gaśnie.

Faza trzecia

Wyjmuję ciasto z pieca. Wszystkie pierwotne, rozdzielone dotychczas zapachy zbiły się razem tworząc jeden wspólny zapach upieczonego ciasta. Nic nie może się z nim równać. Nie mogę się więc powstrzymać. Przebijam widelcem chrupiącą skórkę, żeby nasycić się miękkim, jeszcze ciepłym i wilgotnym miąższem. Pychota. Sięgam po filiżankę gorzkiej, świeżo zaparzonej kawy z odrobiną mleka. Na deser zaś zostawiam sobie mały kieliszeczek Amaretto.

Daję fajeczce odetchnąć. Wytrząsam z niej delikatnie biały popiół. Jest tak lekki, że unosi go podmuch wiatru. Patrzę do środka. Widzę, że zostało tam jeszcze trochę tytoniu. Zbieram go więc znowu kołeczkiem i gromadzę w mały stos na samym dnie. Po raz trzeci rozpalam. Czuję orzechy i migdały, lekką gorycz, a jednocześnie słodycz. W powietrzu zaś wciąż unosi się intensywny, waniliowy zapach. Po wypaleniu fajeczki do końca, mam ochotę na jeszcze. Tak jak kiedy po zjedzeniu ciastka zbiera się pieczołowicie na widelczyk okruszki z talerzyka. Osiągnięty zostaje wtedy idealny stan nasycenia. Człowiek ma ochotę na więcej, ale jednocześnie już wie, że to spowodowałoby przesyt, więc nie sięga po kolejny kawałek. Tak jak jest, jest idealnie.

W sumie były to trzy kwadranse deserowego palenia. Mogę już wracać do domu. Pies wybiegał się należycie i obsikał wszystko, co tylko było do obsikania. Ja zaś na tyle się zasłodziłem, że już bez potrzeby sięgania po małe co nieco, mogę spokojnie przez jakiś czas popracować intensywnie mózgowiem. Timm No Name to naprawdę lekki, smaczny i słodki tytoń. Zmieścił się u mnie na podium rozpychając pomiędzy Belle Epoque i Simply Unique. Choć oczywiście nie miał najmniejszej szansy zdetronizowania numeru jeden, którym nadal pozostaje GH Ultimum.

 

Tags: , , , ,

61 Responses to Timm No Name, czyli pieczenie babeczki

  1. yopas
    10 lutego 2014 at 16:28

    Cóż, licentia poetica, pozwala na wiele i każdemu; jego porno.
    Ja to kiedyś paliłem, cieszę się, że nie muszę. Moje wrażenia oddał w całej rozciągłości ŚP. Jacek w komentarzu do tekstu: KLIK.
    UkłonY,

  2. miro
    10 lutego 2014 at 16:57

    /autocenzura/*
    *nie potrafię powstrzymać się od wysyłania wulgaryzmów i negatywnych fluidów w kierunku twórców tego „tytoniu”

  3. Grimar
    Grimar
    10 lutego 2014 at 18:31

    W niektórych kręgach – do których razem z Mirem należę – TNN uchodzi za rzecz kultową. Kultową w sensie synonimu padaki, dziadostwa i wszelkiej maści pyty. TNN stał się po prostu memem. Kazali go palić ponoć więźniom w Kiejkutach.

  4. Julian
    Julian
    10 lutego 2014 at 19:07

    Oj tak, zaraz… Ale w kwestii wanilii proponuję raczej lody Haagen-Dazs vanilla.

  5. kusznik
    kusznik
    10 lutego 2014 at 19:49

    Zapalił Kolega TNN, smakuje mu, dostarcza pozytywnych przeżyć,podzielił się nimi z „Ogółem”…i o to chodzi, i o to chodzi!
    A że chwalebnie o TNN napisał? Też mnie to dziwi (raz spróbowałem) ale jego prawo. W sumie TNN jest fajnym produktem do eksperymentów…można go zmieszać z „Korsarzem”, można spróbować uwędzić w ogródkowym grill`u, można go utłuc w moździerzu z ziarnami jałowca i zasłoikować ze śledziem..ocean możliwości dla eksperymentatorów.
    Można go nawet wypalić i mieć z tego przyjemność, jak widać.

  6. kusznik
    kusznik
    10 lutego 2014 at 20:08

    A swoją drogą..pierwszy fragment postu Yopasa („.. licentia poetica, pozwala na wiele i każdemu; JEGO PORNO.”) skloniło mnie do uważnejszego przeczytania recenzji.

    „…ugniatam lekko z góry… Jest bosko…biorę do ręki kołeczek… Cudowny kołeczek…. i lekko ugniatając w środku…Rozpalam go… i nie jest już taka zimna jak na początku… trochę wolniej, żeby nie rozgrzała się zanadto…Patrzę do środka…żeby nasycić się miękkim, jeszcze ciepłym i wilgotnym miąższem…mam ochotę na jeszcze… jest idealnie…”

    O w mordę! I to wszystko o Tim No Name!!! „50 twarzy Gray`a” wysiada!

    • Jacek A. Rochacki
      10 lutego 2014 at 21:50

      – dla mnie jest to kolejny asumpt dp zastanawiania się, czy takie – zresztą bardzo sympatyczne teksty/opisy są recrenzją czy raczej impresją.

      • Dr Ketis
        Dr Ketis
        11 lutego 2014 at 00:24

        Zdecydowanie impresją, tylko, uwaga (!!?) na tej zasadzie, swobodnych asocjacji zbudowana jest duża część (nie powiem większość, bom wszystkich nie przeczytał…) pomieszczonych tu „recenzji”. I chwała ich autorom. A swoją drogą – to ciekawy temat dla psychologa i to niekoniecznie zajmującego się problematyką uzależnień.

        • Jacek A. Rochacki
          11 lutego 2014 at 00:54

          Bez cienia ironii: zdecydowanie tak – chwała Autorom. Te teksty są dla mnie dowodem istniejący i rozwijający się element twórczy właściwy nam, ludziom. I to jest bardzo, bardzo ważne i cenne. Natomiast po recenzje udaję się np. do Greg’a Pease czy Russa Ouellette.

          Wielokrotnie na temat tzw. „recenzji” rozmawiałem z Twórcą Fajkanet – Ś.P. Jackiem „Jalensem” Jóźwiakiem. Wyraźnie mnie poinformował mnie, iż stworzył on i prowadził portal według zasad medioznawstwa.

          • Dr Ketis
            Dr Ketis
            11 lutego 2014 at 01:37

            Temat, jak pamiętam, był już także na fakonecie przerabiany. I wówczas, i teraz, zgadzam się z Panem co do joty… I nic tu nie zmienia fakt, iż sam, ze swoimi upośledzonymi receptorami oraz nikłą i zbyt wąską skalą porównawczą nie odważyłbym się podjęcia napisania recenzji tytoniu. Impresji z jego spozywania – tak. Pozdrawiam.

    • Grimar
      Grimar
      10 lutego 2014 at 22:31

      …I do tego to „cudowny kołeczek JUZWY”… Robi się grubo.

  7. Obzon
    Obzon
    10 lutego 2014 at 23:14

    Panowie po co od razu tak napadać na biednego Tomka bez nazwiska i Bogu ducha winnego recenzenta? Jak widać każdy tytoń może smakować. Timm No Name jest jak podejrzewam całkiem dobrze sprzedającym się produktem. Więc jest spora rzesza ludzi, która ten typ tytoniu lubi. Nie można ich za to winić. Jedni oczekują od tytoni smaków tytoniu a inni aromatu. Ten specjał wyprodukowany został dla tych drugich, czyli wielbicieli aromatu. Jest słodki do przesady, bo taki ma być.
    Recenzję tego typu pokazują nam jak różne są gusta i oczekiwania palaczy fajki.

    • golf czarny
      10 lutego 2014 at 23:39

      „Recenzję tego typu pokazują nam jak różne są gusta i oczekiwania palaczy fajki.”

      100 % racji. Można się tez udać na pierwsze lepsze, większe spotkanie fajczarzy na żywo i popatrzyć Kolegom głęboko w fajkę.
      przytoczę kolejny cytat za wikipedią: „W 2009 szacunkowo było w Polsce 200-250 tys. fajczarzy, a 250-600 aktywnie uczestniczących w środowisku.” A ile na forach internetowych? Jestem przekonany, że 25% tej większej liczby z radością i smakiem popala TNN. Mi osobiście nie smakuje ale mam wielki szacunek dla tych , którym smakuje i podziwiam fenomen bardzo popularnych tytonii.

      • Dr Ketis
        Dr Ketis
        11 lutego 2014 at 00:32

        Dodam: jeżeli wierzyć w skuteczność „niewidzialnej ręki rynku” to nie 25% a grubo powyżej 50%. W końcu ktoś te tytonie typu Alsbo, etc. rozprowadza i nie sadzę, iż czyni to z pobudek filantropijnych.

        • Jacek A. Rochacki
          11 lutego 2014 at 00:58

          Panie Doktorze, a czy aby nie mamy do czynienia z bardzo „widzialną ręką rynku,” a mianowicie realizowaniem się zasady Kopernika – Greshama ?

          • Dr Ketis
            Dr Ketis
            11 lutego 2014 at 02:01

            Zaznaczę, że nie jestem ekonomistą. Interesuje mnie, trochę dyletancko, historia idei. Czy jednak tżw. „niewidzialna ręka rynku” (dodam, iż nie cierpię tego określenia nadużywanego przez publicystów typu Gadomski z GW, bliższe są mi idee liberalizmu wg J. Rawlsa) rzeczywiście kłóci się z działaniem prawa/zasady Kopernika – Greshama? Wszak to nie elity a masowy odbiorca wywiera decydujący wpływ na kształt rynku.
            Ps. Dr to skrót anagramu mojego imienia – Ryszard. Draszyr – aczkolwiek brzmi egzotycznie, jest jednak nieco przydługie. Przy okazji chyba ujawniłem i swoje nazwisko:-)

            • Grimar
              Grimar
              11 lutego 2014 at 08:54

              Ta niewidzialna ręka rynku ma z konieczności Chorobę Parkinsona w związku ze zjawiskiem asymetrii informacji. Ta asymetria kole w oczy kiedy zachęcani marketingiem producenta TNN kupujemy kopertę, a w środku zamiast leśnego miodu i para-religijnego odlotu tylko syntetyczna kupa.

              • yopas
                11 lutego 2014 at 09:28

                Ale, jak widać na załączonym obrazku, są ludzie, którym odpowiada idea fastfoodu. Niektórym (tutaj już nie odnoszę się bezpośrednio do Autora tekstu) odpowiada do tego stopnia, że chwalą go sobie i stawiają ponad (wysmażony według własnych upodobań) stek z wołowiny z Kobe.
                Czy to jest powód do szacunku (o którym pisał golf), nie wiem. Zwykłem szanować ludzi za coś więcej niż indywidualne preferencje.
                Natomiast pamiętając „błędy swojej młodości” zawsze zastanawiam się na ile takie wpisy są świadome, na ile wynikają z prostego rachunku ekonomicznego, a na ile z fajczarskiego stażu.
                Z drugiej strony (o czym, oczywiście, pisał już na tym portalu sp. Jacek) warto opisywać swoje doświadczenia tytoniowe tu i teraz. Nawet jeśli, tym najbardziej wygastym wygom wydadzą się głupie i śmieszne. Warto, bo potem można spojrzeć wstecz, zobaczyć ile człowiek w sobie zmienił, jak się rozwinął (lub nie, bo od początku miał rację).
                PozdrowieniaY,

  8. Obzon
    Obzon
    11 lutego 2014 at 10:11

    Po tak agresywnej krytyce Timma, to nawet jak ktoś lubi ten tytoń to się do tego nie przyzna. Na FMS na temat tego tytoniu jest dużo opinii i jest nawet jakaś równowaga (a nawet przewaga pozytywnych opinii). Jak widać dużo ludzi lubi zapalić ten tytoń. Ja osobiście wypaliłem jedną całą saszetkę bez jakiegoś wstrętu, a nawet ze smakiem. Drugiej koperty nie wypaliłem bo pojawiło się ogłoszenie wymiany TIMMa za Best Brown Flake SG. Okazało się, że wymiana była bardzo udana dla dwóch stron (czyli ludzie to jednak lubią!). Ja ze swojej strony jeszcze dorzuciłem Sweet Georgia Brown :)
    Podejrzewam, że jakbym dostał ten tytoń w prezencie to bym go wypalił, jako deserowy, przyjemny aromat. Sam raczej go nie kupię, za taką cenę wolę Kentucky Birda lub jakiegoś Larsena.
    Pozdrawiam
    P.S
    Tytoniu można nie lubić, ale po co się tak nad nim pastwić? Może tu działa jakiś podświadomy mechanizm kozła ofiarnego? :)
    Timm jako kwintesencja syropowego aromatu, zbiera cięgi od przeciwników tego typu tytoni, za to że takie tytonie są w ogóle na rynku (bo jest to zamach sztuczności na naturalność tytoniu – czy dalej idąc zamach fałszu na prawdę). A jak już wcześniej było wspominane tytoń ma sporą klientele.

    • yopas
      11 lutego 2014 at 10:38

      Wiesz, wina proste też mają sporą klientelę… jednak z jakichś powodów przyjęte jest, że traktuje się ich z pewnym hm… pobłażaniem. A roztrząsanie tematu wyższości „jabłuszka sandomierskiego” nad „corso” (cocktail cooler na winie owocowym) wydaje się być tematem hm… zabawnym (?).

      • Obzon
        Obzon
        11 lutego 2014 at 10:50

        Z jabłuszkiem sandomierskim to chyba za ostre porównanie :)
        Bo picie takich win porównałbym raczej z paleniem w fajce tytonii typu „Grodzki” „Korsarz” czy innego barachła.
        Cena wg mnie też jest nieadekwatna do jakości, ale gdyby ludziom nie smakowało to by nie kupowali.

      • golf czarny
        11 lutego 2014 at 11:28

        No dobra. O co mi chodzi z tym szacunkiem?

        1) brak protekcjonalnego tonu pt. jak byłbys mną to byłbyś lepszy tzn. jesteś na tym a nie innnym stopniu rozwoju a ja jestem na wyższym dlatego jak będziesz na moim Timm nie będzie smakował – nooo cóż…
        2) spojrzenie szerokie : ludziom smakują rózne rzeczy a najbardziej te które rosną najbliżej tzn. najłatwiej się do nich dostać (i nic w tym dziwnego) W Wlk. Brytanii są popularne tytonie ,które tamże opracowane ,w Danii tytonie duńskie albo duńskich marek bo to dosyc zróznicowana kategoria ale ze wspólnym mianownikiem smaku.W ponoć najstarszej trafice w Kopenhadze nie uswiadczyłem GH a wybór SG był skromny. W Niemmczech niemieckie znowu nieco inne od duńskich i angielskich. Polska fajkowej kultury za bardzo nie wykształciła to przejmuje tą najbliższą.
        3) samoświadomośc i odrobina pokory pt. jesteśmy nieliczną grupą, która postanowiła palic nieco inaczej , badamy , eksperymentujemy ale czy koniecznie musimy mieć rację ?

        Myślę ,że dałoby radę nieco mniej snobistycznie. Oczywiscie o ile do Japonii trafię to może się skuszę na tatarka z krówki smyranej ;) podobnie jak to japoński turysta na flaczki w „Neptunie”. Taka kulturalna wymiana. Ale ,żeby kotlet z wyższością zerkał na innego kotleta tylko dlatego ,że tamtem przebrał się za bułkę?

        • yopas
          11 lutego 2014 at 11:43

          Odbiór tonu jest hm… dyskusyjny. Słowo pisane zupełnie nie brzmi (osobiście tu i teraz opisałem wyłącznie moje indywidualne doświadczenia z wyżej wymienionym, zupełnie nie mając na myśli, jakiegokolwiek stawiania się ponad Autorem. Bo Autora nie znam, nie wiem co pali, jak pali, jakie ma spectrum porównanwcze, poza tym wymienionym w tekście).
          Oczywiście zgadzam się, że jesteśmy krajem nieszczęśliwie położonym między przeważające siły wroga i nie mamy skąd czerpać wzorców odkąd w 39r. alianci się na Nas wypięli. Tyle, że lata zaniedbań i wypaczeń nie są dla mnie (w dobie globalizacji i powszechnych internetów) żadnym wytłumaczeniem w tkwieniu tam, gdzie stało wiecie co.
          Daleki jestem od posiadania wiedzy absolutnej na jakikolwiek temat. Otoczenie zwykło mnie zdumiewać. I tak też zdumiewa mnie Amphora Full Aroma i Timm NoName.
          Oczywiście dałoby radę mniej. Ale przykład żeby trafił, musi być jaskrawy. Czasem jest i dalej nie trafia…
          UkłonY,

    • Grimar
      Grimar
      11 lutego 2014 at 10:43

      Timm stanowi z pewnością kozła ofiarnego, muszę przyznać, że to mój ulubiony kozioł ofiarny. Wynika to m.in. z tego, że w mojej ocenie stosunek ceny (40zł!) do jakości jest skandaliczny. Jeśli komuś smakuje pospolita Kadarka, to smacznego, ale dziwię się, że płaci za nią 25zł.

      • Grimar
        Grimar
        11 lutego 2014 at 10:46

        A, i żeby nie było niedomówień: 40zł płaci się za 40g. Granda w biały dzień.

        • Dexter
          11 lutego 2014 at 17:01

          50g jeśli nic się nie zmieniło ostatnio.

          • Grimar
            Grimar
            11 lutego 2014 at 17:18

            Patrząc po sklepach internetowych masz rację. Kupowałem go jakieś 1,5 roku temu i pamiętam, że zdziwiony byłem, że koperta ma tylko 40g. Albo coś się do tego czasu zmieniło, albo od początku mi się coś pozajączkowąło. Tak czy siak, cena i tak zawyżona jak za taką jakość.

  9. Jacek A. Rochacki
    11 lutego 2014 at 10:46

    Odnoszę wrażenie, że miast zastanawiać się nad typem i nazwą/tytułem/kategorią tego i podobnych tekstów – recenzja czy impresja – zaistniała sytuacja krytykująca sam tytoń oraz osoby które znajdują satysfakcję paląc go.

    Fajka ma dawać dobrą radość i tak szczerze cenię szczery uśmiech satysfakcji z palenia Tima czy podobnego tytoniu.

    Panie Pawle: moim zdaniem im bardziej „wygasty wyga” tym bardziej winien ze zrozumieniem pojąć prosty fakt iż różne i na różnych etapach są preferencje danej osoby. I na pewno warto stosować się do starej zasady: „im więcej wolno, tym mniej wypada”. Co nie oznacza, iż należy powstrzymać się od podawnia faktów/wiedzy która umożliwi kontynuację przygody z fajką na coraz wyższym jakościowo poziomie. Oczywiste, iż smak jest sprawą subiektywną, ale jakość stosowanego materiału (tytoniu na przykład) i typ stosowanych procedur blenderskich już nie.

    Opisy indywidualnych odczuć są o tyle cenne, iż umożliwiają manifestację pierwiastka twórczego każdego z piszących. I to jest bardzo duża wartosć. Natomiast jeśli dany opis zatytułowany jest: „recenzja” to może być odbierany jako wskaźnik/drogowskaz kierunku dla innych, w którym warto pójść.

    • Grimar
      Grimar
      11 lutego 2014 at 10:51

      Ale nikt nie ma za złe autorowi recenzji, że mu TNN smakuje i że opisuje swoje impresje. Każda recenzja smaku jest subiektywna z istoty rzeczy, dlatego dobrze jak dialektycznie zderzy się z przeciwnymi opiniami. Wtedy całość staje się bardziej zobiektywizowana. Za innych nie będę się odzywał, ale ja szczerze odradzam kupna tego tytoniu.

    • yopas
      11 lutego 2014 at 10:58

      Pan Jacek pisze: Natomiast jeśli dany opis zatytułowany jest: „recenzja” to może być odbierany jako wskaźnik/drogowskaz kierunku dla innych, w którym warto pójść.

      I dlatego nasz śp. Założyciel umieścił swego czasu ramkę w lewym górnym rogu strony. Która, owszem, brzmienie ma nieco prześmiewcze, ale treść już niekoniecznie.
      PozdrawiamY,

    • miro
      11 lutego 2014 at 11:22

      Odzywam się niepytany – ale to zupełnie nie tak, że mam jakiekolwiek zastrzeżenia do osób lubiących TNN. Dowodem są choćby sympatyczne (a czasami złośliwe – ale ciągle złośliwość jest podszyta sympatią) spotkania face-to-face na które mniej lub bardziej regularnie uczęszczam – pojawia się na nich i TNN, i inne mieszanki w typie duńskim, niemieckim czy amerykańskim, palone są bez dyskryminacji przez osoby je lubiące, ci mający inne preferencje palą mieszanki angielskie, straight Va, scented etc. Są i tacy, którzy chętnie sięgają i po jedne, i po drugie. Wolny kraj, palimy to, co nam odpowiada.
      Nie mam wrażenia, że nienajbardziej pochlebne opinie kolegów i moja są adresowane do Autora czy jakości recenzji (czy impresji) jako takiej. U mnie TNN i DaVinci tego samego producenta wywołują bardzo negatywne skojarzenia – ale mam na myśli produkt, nic więcej. Ani – tym bardziej – nikogo więcej.
      Nie widzę powodu, żeby wielbiciele TNN mieli opory przed wypowiadaniem się. Natomiast widzę, że kiedykolwiek TNN jest recenzowany, wywołuje sporo nieporozumień, a jak się wczytuję w komentarze, to nie widzę, dlaczego dyskusja staje się nagle emocjonalna.

  10. Jacek A. Rochacki
    11 lutego 2014 at 11:09

    Poruszono – i słusznie – czynnik ekonomiczny. Czasem myślę, że poza wysokością cen na które niestety nie mamy wpływu, istnieje rodzaj błę∂nego koła: importerzy sprowadzają to, co się sprzedaje, kupujący nabywają to, co jest stosunkowo łatwo i względnie tanio osiągalne.

    Cieszę się z podanego przykładu win. Pan Paweł wspomina mówiąc o „winach prostych” o napojach które winami są nazywane tylko bodaj u nas; każde wino bowiem, począwszy od takich po 2-3 Euro za butelkę czerwonego wina wytrawnego z supermarketu winno być niezłej jakości, nie cierpkie a „okrągłe w smaku”. To doskonale pamiętam sprzed lat, kiedy to „jedną nogą” byłem za granicą. Dziś pewno jest nieco drożej.

    Aby się nie rozpisywać: nie pamiętam kiedy ostatnio piłem Kadarkę, natomiast w sieci Lidl jest/było (?) sobie wino kalifornijskie Baywood z winogron Cabernet Carmenere. Dwa lata czy rok temu płaciłem za butelkę chyba 13 czy 14 PLN; obecnie nie kupuję gdyż wówczas kupiłem go sporo a teraz już pijam nieczęsto. Takiego wina za takie pieniądze szukałem w kraju kilka lat, dzięki Bogu wiedziałem czego szukam, jakie są kryteria/wiedza i że teoretycznie – przez analogię do znanych mi „zagranic” będzie to możliwe.

    P.S.: Panie Pawle, pamiętam historię tekstu widniejącego we wspomnianej przez Pana ramce :)

  11. Ralph
    11 lutego 2014 at 11:16

    Mój Boże, nie wiedziałem, że tak głęboko wetknę kij w mrowisko!

    Ja po prostu lubię ten tytoń. I nie zamierzam się z tym kryć. Smakuje mi. Lubię wydmuchiwać lekki, aromatyczny, słodki, waniliowy dym i sprawiać tym radość sobie i innym. Wypróbowałem Ennerdale i mi nie smakował. Spróbowałem Ultimum i byłem zachwycony. A ich cena jest przecież taka sama i jak widać nie ma nic do rzeczy.

    Co zaś do wina, to miałem okazję pić zarówno stuletnie porto jak i katalońskiego sikacza z kartonu przy którym nasz najgorszy, polski jabol jest prawdziwym objawieniem dla smakosza. I co? I nico. Najbardziej lubię półsłodkie wina kalifornijskie po kilkanascie złotych za flaszkę lub takie domowe, własnoręcznie robione w piwnicy (w przeliczeniu 5 zł/flaszka).

    To nie cena jest ważna, ale to, co się nam podoba i smakuje. A mnie smakuje Timm No Name.

    • Grimar
      Grimar
      11 lutego 2014 at 11:37

      Nikt nie ma do Ciebie pretensji, że Ci smakuje. Po prostu wiele osób szczerze go nie cierpi i odradza. Mają do tego prawo, tak jak Ty masz prawo do tego, żeby Ci smakował i żeby go polecać innym.

    • miro
      11 lutego 2014 at 11:39

      … a zauważ, że to chyba najchętniej ostatnio komentowany tekst :) Tylko się cieszyć!

      • Antemos
        Antemos
        11 lutego 2014 at 11:58

        A mnie się impresja podoba. I chętnie kiedyś spróbuję TNN, właśnie zachęcony przeczytaniem tego tekstu. O ile rozumiem, że można nie lubić tego tytoniu, o tyle nie uważam, że nie powinno się o nim pisać. Jak i, zresztą, o innych cukrowo-waniliowych aromatach.

  12. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    11 lutego 2014 at 13:35

    Przeczytałem recencję, i… fajnie, że ona jest.
    Jestem baaaardzo początkującym fajczarzem, który zaczyna swoją przygodę z fajką i takim, jak ja, tego typu recenzje są bardzo potrzebne. Bo żółtodzioby jeszcze nie mają zbyt dużych doświadczeń i zwyczajnie nie czują wszystkich niuansów smakowych tak, jak starzy wyjadacze (wypalacze? ;-)). A zatem poszukuje się czegoś, co primo: fajnie pachnie, secundo: nie parzy języka, nie zalewa kondensatem i nie gaśnie co chwila, tertio: nie smakuje papierochem i to gaszonym.
    Reszta przyjdzie sama, wraz z doświadczeniem.
    Ja mam na koncie niecałą paczkę No Name – i nie ukrywam, że do zakupu zachęciła mnie dyskusja wywołana recenzją Rhegeda i odpowiedzią Jalensa ([*]). Skoro TNN wywoływał aż takie emocje, to ciekawość była przemożna :-).
    Po tej nie w pełni jeszcze wypalonej paczce już wiem, że tytoń ten więcej nie znajdzie się na mojej liście zakupów. Ale nie dlatego, że jest aż tak dramatycznie zły. Po prostu pachnie jednak trochę za cukierkowo (balonowo?), smakuje jednak trochę zbyt bezbarwnie, a na końcu jednak zbyt mocno czuć papieroska, przez co wspomnienie nie zostaje aż tak fajne, jak by się chciało. Ale warto go spróbować – właśnie po to, żeby nabierać doświadczeń. Jest drogi (40 zł to ZA dużo, o czym wspomniał już Grimar), ale też nie sprawia kłopotów i nadaje się do nauki. No i pozwala ukierunkować swój smak w stronę innych tytoni. Jak dla mnie – warto spróbować i mieć swoje zdanie, a przy okazji czegoś się nauczyć.

  13. daddas
    daddas
    11 lutego 2014 at 14:25

    A jednak cena ma znaczenie. Bo mimo iż sam nie jestem wielbicielem Ennerdale, nie mam żadnych wątpliwości by stwierdzić, że jest on tytoniem jakościowo lepszym od TNN. Podobnie sprawa ma się z winami. To, że tanie wytrawne wino smakuje Ci mniej niż polski jabol, nie zmienia faktu, że to pierwsze jest szlachetniejszym trunkiem. W dodatku jabol, czy piwniczne wytwory nie są winami, ale to już inny temat…
    W każdym razie Ralph lubisz słodkie i nie mam z tym problemu, jak chyba nikt na tym portalu, ale chodzi o to by osobistych doznań i upodobań nie mylić z mozliwie obiektywnie pojmowaną jakością.

  14. Kien2
    11 lutego 2014 at 16:14

    Cóż… Przed wielu laty moja żona zajadała się śledzikami na ostro z towarzyszeniem cukierków o wdzięcznej nazwie „kukułki”… Ale ona wtedy była w zaawansowanej ciąży…

  15. Jacek_Placek
    13 lutego 2014 at 09:30

    Cześć!

    To mój pierwszy post na tej stronie ale nie mogłem się powstrzymać. Mam niemal 50 lat, fajkę palę od połowy żywota. Towarzyszy mi ostatnio nieodparte wrażenie, że w wielu sieciowych miejscach dominuje podział na tych co aromaty palą i tych co ich nie palą, bowiem osiągnęli tajemniczy (dla tych od aromatów) próg fajczarskiego wtajemniczenia. Skoro już go osiągnęli (lub tak myślą) i rozsmakowują się w lataki, i Bóg wie czym jeszcze, na lichych palaczy No Name czy Da Vinci patrzą z wyższością i rozbawieniem. Czasem z wyrozumiałością, czasem nie. To takie dość typowe dla koneserów…, nie tylko fajki i tytoniu oczywiście.
    Paliłem, palę i będę palił wiele tytoni bardzo różnych. Przez 25 lat palenia nieraz wydawało mi się, że jestem już blisko mojego idealnego tytoniu. Po jakimś czasie okazywało się, że jednak nie. Że właśnie ten co teraz, świeżo nabyty bardziej mi odpowiada. Ale jedno Wam powiem… Przez te lata palenie zawsze lubię mieć pod ręką da Vinci lub No Name. Traktuje go jako „szybki tytoń” do porannego zapalenia przy kawie, lub jak mi się zachce gdzieś (gdziekolwiek) zapalić. To prawda, że się w nim nie rozsmakowuje. To zostawiam sobie dla tytoni ze stajni bardziej uznanych producentów. Dla tytoni przy których muszę zapaść w fotel, nalać sobie mojego ulubionego irlandzkiego piwa i mieć zagwarantowaną godzinkę spokoju. Rozsmakować się. Mieć ten czas dla mnie, dla fajki i dla tytoniu. Co w niczym nie zmienia faktu, że następny dzień przy szybkiej rozpuszczalnej kawie zacznę właśnie od da Vinci i fajki z mocno średniej półki.

    W tym stanie rzeczy ogarnia mnie przerażająca myśl, że może to właśnie ten tytoń jest naj… Ale nawet gdyby tak było, to jakoś się tego nie wstydzę i dobrze mi z tym ;)

    P.S. Piszę paląc Mixture 965 … Wczoraj bardzo mi smakował … Dziś odbieram go jako poprawny tytoń.

    • yopas
      13 lutego 2014 at 10:11

      Jacek_Placek napisał:
      Towarzyszy mi ostatnio nieodparte wrażenie, że w wielu sieciowych miejscach dominuje podział na tych co aromaty palą i tych co ich nie palą, bowiem osiągnęli tajemniczy (dla tych od aromatów) próg fajczarskiego wtajemniczenia. Skoro już go osiągnęli (lub tak myślą) i rozsmakowują się w lataki, i Bóg wie czym jeszcze, na lichych palaczy No Name czy Da Vinci patrzą z wyższością i rozbawieniem. Czasem z wyrozumiałością, czasem nie. To takie dość typowe dla koneserów…

      Natomiast typowy, internetowy palacz niemieckich aromatów, jest biedną, zgnębioną i niezrozumianą sierotką Marysią, którą wciąż zdumiewa fakt, że budyń waniliowy się je, a nie pali. A najlepszym materiałem na fajki, jaki człowiek do tej pory odkrył nie jest ulęgałka ale wrzosiec.
      Oczywiście możemy sobie utrwalać te stereotypy, tylko po co?
      Ale żeby nie było, żem cham i snob (uwaga: dopuszczam również każdą z tych możliwości z osobna), witaj na fajkanecie, czuj się dobrze (choć wszedłęś między specyficzne wrony), zapoznaj z ramką w lewym, górnym rogu.
      Oraz: poza preambułą do której się odniosłem (hm… krytycznie) sympatyczny wpis.
      UkłonY,

    • Jacek A. Rochacki
      13 lutego 2014 at 10:12

      Myślę iż podział wprost na amatorów tzw. „aromatów” i na „koneserow” jest wynikiem jakiegoś jak dla mnie nieporozumienia. Wydaje mi się, iż jeśli wogóle o jakimś podziale może być mowa, to o podziale na amatorów tytoni wyższej i innej niż wyższa jakości. W największym skrócie: na takich, który palą tytonie będące wynikiem znakomitego dobrania najwyższej klasy materiału i zastosowania niekiedy żmudnych procedur z zastosowaniem środków naturalnych, a takich, którym nie przeszkadza materiał średniej jakości, czesto potraktowany chemią i to tak, że zatraca się naturalne cechy/walory tytoniu, pewno z racji miernej jego w takich przypadkach jakości.

      Nie chodzi więc o „aromaty” vs. „nie_aromaty” a o jakość wyższą vs. jakość niezbyt wysoką.

      Znów analogia do win: to nie jest tak, że amatorzy dobrych win wytrawnych – takich przysłowiowych „grand cru” nie wezmą do ust win słodkich. A co z Sauternes, czy mniej snobistycznie – z dobrymi Muszkatami (Muscadet Sevre et Main na przykład?). Co z Tokajami ?

      Bardzo wiele znakomitych blendów jest „uzapachowionych” – wiele napisano o tych od SG i G&H.
      http://www.synjeco.ch/pataall/taba/3026.php?i5s7s6
      A tytonie Schurcha ?
      http://www.synjeco.ch/pataall/taba/4063.php?i5s13s3
      Pomiędzy tymi wymienionymi powyżej znajdziemy pozycje często u nas wspominane, opisywane, oferowane w kraju. Tyle że do ich produkcji użyto materiału wysokiej klasy i naturalnych procedur. I o to chodzi.

      • Jacek_Placek
        13 lutego 2014 at 10:36

        Czołem!

        Dzięki Yopas za miłe przywitanie. Jacku… Według mnie to chodzi o to żeby palić to co danej osobie smakuje. Mnie osobiście różne rzeczy smakują różnie, w różnych momentach i różnych miejscach. Wbrew pozorom na budyń też czasami można mieć ochotę, niekoniecznie przy okazji będąc zakompleksiałym Niemcem ;) Oczywiście, ze aromat, aromatowi nie równy ale „skreślanie” jakiegoś to przesada (jak zresztą i jakichkolwiek tytoni). Znałem kiedyś faceta, który palił jedynie papierosy „Popularne”. Robił to w złotej fifce. Dla sceptyków miał jedną odpowiedz: „Wiem, że są lepsze, ale te mi smakują najbardziej. Mój smak moja sprawa”. W sumie „Każda potwora znajdzie swego amatora”.

        Pozdrawiam

  16. Grimar
    Grimar
    13 lutego 2014 at 11:01

    ogólnie konstatacja, że „jednemu smakuje to, innemu to” jest problematyczna, ponieważ wychodzi na to, że nie istnieją konkluzywne recenzje, bo w końcu „jednemu smakuje to, innemu to”. W ten sposób wycinamy wszelkie kryteria, podług których możemy ocenić recenzję w jej merytorycznej części (pomijając artystyczną).

    TO CO JEST KRYTERIUM OCENY RECENZJI?

    • wulf
      13 lutego 2014 at 11:59

      Dla mnie:
      1) Czy się dobrze czyta – dobrze napisana recenzja, to jest dobra recenzja.
      2) Czy zachęca/zniechęca do zapalenia danego tytoniu – najgorsza recenzja to taka, po której zostaje pytanie „no i co z tego?” – jak z recenzji wiem, że tego tytoniu mam ochotę spróbować, albo tego tytoniu najchętniej nawet by nie oglądał – to jest to dobra recenzja ;)
      3) Podejście do tematu – na co autor zwraca uwagę – jeśli omawia wszystkie istotne elementy procesu (nawilżenie tytoniu, tin note, room note, problematyczność palenia, brudzenie fajki etc), to jest to dobra recenzja.
      4) Dystans – nie lubię zadęcia, a szczególnie nie lubię buractwa – wolę jak ktoś pisze z dystansem do wszystkiego, jak pokusi się troszkę chociaż o zwrócenie uwagi, że niekoniecznie jest czubkiem świata i zeżarł wszystkie rozumy, wypalił wszystkie tytonie – jeśli recenzent w recenzji zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń – to jest to dobra recenzja.

      I to chyba tyle – w moim skromnym odczuciu.

  17. Jacek_Placek
    13 lutego 2014 at 11:06

    Nie jest jest to kryterium, chyba że za wyznacznik uznasz np. popularność :) Wtedy wyniki mogą być zaskakujące :)

  18. adam
    adam
    1 marca 2014 at 09:20

    Bardzo fajna recenzja! TNN – ma swój skrót, więc jest palony często. Moim zdaniem nie jest zły. Jakn nie ma nic innego-kupuj TNN! A w moim regionie, czyli Śląsk na półkach królem jest Alsbo i inne podobne niewymawialne. Lubię go choć mam po nim czkawkę, nieomylny znak sztuczności aromatyzacji. Szkoda, że trafiki prowadzą ludzie nie mający pojęcia co sprzedają ( pewnie narzekają jak ciężko prowadzić biznes:).

  19. Wolter
    28 grudnia 2015 at 00:11

    Dzięki uprzejmości Kolegi „Szydlo” miałem przyjemność spróbowania tego produktu. I paliłem go z niezwykłą przyjemnością. Zapewne nigdy nie zostanę prawdziwym, dojrzałym fajczarzem. Nie wejdę w te elitarne kręgi, których czołowym wyznacznikiem i dowodem przynależności, symbolem awansu i wskaźnikiem wyrafinowania jest wieszanie psów i urąganie TNN. Nie jestem jego wybitnym smakoszem, ale nie będę ukrywał, że wielce mi smakował. Jeden z bardzo, bardzo niewielu tytoni, które można palić po kilka razy dziennie, nieledwie raz za razem. Jeśli – co widać w komentarzach – PT. Kolegom brakuje mocy, to zachęcam do palenia innego lubianego przeze mnie tytoniu: SG Black XX.
    TNN pali się przyzwoicie, wrażeń smakowych dostarcza świetnych. Otoczenie również zadowolone. Z ogromną radością oddałem mu specjalnie dużego kalabasza od Strambacha (bo cóż jeszcze innego można palić w tych Strambachowych wielkich fajach) oraz, szczęśliwie nabytego benta Pavla Hapa…

  20. Wolter
    28 grudnia 2015 at 00:22

    P.S. Ten czy ów go nie cierpi, ten czy ów go lubi. Snobizm, jak z whiskey/whisky/burbonem. Jedno i to samo, wóda na myszach, a nalepka – i tylko ona – wywołuje rzekome wrażenia smakowe. Krzysztof Zanussi kiedyś opisywał następującą sytuację: do butelki po jakimś wyjątkowo drogim (okolice tysiąca jeśli nie więcej złotych) chateau nalał zwykłej Sophie. I zaprosił uznanych w środowisku, wyjątkowo wyczulonych i wybrednych znawców i koneserów win. Jak oni się rozpływali nad głębią bukietu, dziesiątkami skojarzeń, ziemistością i/lub wykwintnością smaku, nasłonecznieniem stoku, gdzie rosły te krzaki, świetnym warsztatem winiarza i odpowiednio dobranymi oraz przechowywanymi beczkami. Itd. itp.

    • Julian
      28 grudnia 2015 at 12:22

      „Snobizm, jak z whiskey/whisky/burbonem. Jedno i to samo, wóda na myszach, a nalepka – i tylko ona – wywołuje rzekome wrażenia smakowe”

      Pozwolę sobie powątpiewać.

      • hykasy
        28 grudnia 2015 at 13:36

        No to ja również, pozwolę sobie wątpić. Równie dobrze można powiedzieć, że Baldo i Bróg „to samo”. A fakt nie lubienia whisky, nie znaczy, że należy ją tak dyskryminować. ;) Każdy lubi co innego.

    • hombre40
      28 grudnia 2015 at 20:23

      pozwolę sobie nie zgodzić się z twierdzeniem że tylko nalepkami whisky (burbony, whiskey) się różnią. Ja umiem odróżnić niezłą, odleżaną w dobrych beczkach szkocką od kiepskiej…. i zwykle umiem odróżnić w której części Szkocji ja wyprodukowano – nie patrząc na etykietę.Choć czasem się mylę albo nie mam pojęcia co piję. Częściej jednak mam. trzeba trochę tego trunku wypić :) w życiu i wątroba popracować, żeby jakoś to ogarniać..

  21. ajt
    28 grudnia 2015 at 01:18

    Mi akurat TNN smakował gdy paliłem aromaty, miło go wspominam i może kiedyś przy okazji jeszcze szczyptę zaciumciam. Nie ma co się specjalnie bulwersować bo nikt na tym portalu nie tworzy elitarnych kręgów ani nie dzieli użytkowników na dobrych i złych ze względu na stosunek do aromatów.
    Każdemu smakuje co innego.

    Natomiast przytaczanie anegdotek o Sopji w drogiej butelce(moim zdaniem nieprawdziwej) jest trochę bez sensu. Przemycana jest tu teza że wszystko tak na prawdę smakuje tak samo a różnice w odbiorze wynikają jedynie z oczekiwań odbiorców. Oczekiwania i nastawienie wpływ na odbiór mają z pewnością. Ale chyba nie zaprzeczysz że są produkty o wysokiej i niskiej jakości, udane i nie. Spróbuj na spotkaniu fajkowym poczęstować Alsbo wiśniowym przesypanym do puszki po jakimś rarytasie. Zobaczysz czy się ktoś nabierze ;p

    • Wolter
      28 grudnia 2015 at 12:15

      Oczywiście, nie zaprzeczę, iż różnice w jakości są i to spore. Nie twierdzę też bynajmniej, że wszystko smakuje tak samo. Tym niemniej wpływ naszych oczekiwań jest znaczny, a rola „nalepki” często niewspółmierna do zawartości.
      Czy anegdota o Sofii jest prawdziwa – nie wiem. Se non e vero… Pamiętam po prostu poświęcony tej kwestii tekst Zanussiego, jeszcze z czasów, gdy pisywał felietony do „Polityki”.
      A na spotkanie fajkowe chętnie bym się wybrał, tyle że mieszkam dość daleko (Gorzów Wlkp.) i w stolicy niestety nie bywam… W Krakowie też ostatnio bardzo rzadko.

    • Robociarz
      6 stycznia 2016 at 12:52

      Mi akurat TNN smakował gdy paliłem aromaty, miło go wspominam i może kiedyś przy okazji jeszcze szczyptę zaciumciam. Nie ma co się specjalnie bulwersować bo nikt na tym portalu nie tworzy elitarnych kręgów ani nie dzieli i użytkowników na dobrych i złych ze względu na stosunek do aromatów.
      Każdemu smakuje co innego. – w pełni zgadzam się z przedmówcą. Mi tam TNN smakuje i palę go przynajmniej 2-3 razy w tygodniu.

  22. P_iter
    P_iter
    11 maja 2016 at 15:20

    Zachęcony komentarzami obiecywałem sobie, że przy najbliższej wizycie w trafice, kupię sobie No Nejma. Trzeba Wam wiedzieć, że typowy „aromatyzowany” fajczarz jestem. Szukam w fajce wszystkiego tylko nie smaku i mocy papierochów które rzuciłem czternaście lat temu. Lekkie objawy paniki wzbudziło we mnie zniknięcie 50 gramowych saszetek z Fajkowa. Wykupią! Wykupią i nie spróbuję… Już lekko zdesperowany z pomocą wujka Google znalazłem sklep, który miał na stanie upragniony tytoń. Do zamówienia doszło sprawdzone Captain Black, DVC Chocolate, American Delight i na próbę Aroma Savinelliego. Dzisiaj dotarła paczka. Poczekałem do obiadu i nabiłem fajkę niewielką ilością NN……Palę…..
    …..Nooooo……….Pale i czekam…… Gdzie te fajerwerki?… Palę… Skończyłem palić po jakiś czterdziestu minutach i dupa. Zero mocy (to dobrze). Zero smaku (to źle). Przynajmniej smaku aromatu. Gdzie te owoce? Gdzie te glikole? Nic…. Jakieś wstrętne kwaski… Pali się nie porywająco. Trzeba pilnować. Popiół przetykany niedopalonymi kawałkami badyli. Jeśli chodzi o smak, podobny efekt w odczuciach zapewne dałoby wykruszenie Białoruskiego szluga do komina fajki. Po pierwszym paleniu, rozczarowanie. Nawet większe niż po zapaleniu nowej Amphory full aroma. Jutro zapalę w innej fajce. Może bez filtra będzie lepiej?

    • Grimar
      Grimar
      11 maja 2016 at 16:02

      Obawiam się, że nie będzie. To po prostu marny aromat.

    • frm
      11 maja 2016 at 17:35

      Dziwią mnie odczucia kolegi P_itera . Wypaliłem kiedyś 50g paczkę białego TNN i był to chyba najbardziej aromatyzowany i przesłodzony tytoń z jakim miałem do czynienia . Że nie smakuje to się nie dziwię, mnie też nie smakował, ale że nie ma smaku ???

  23. P_iter
    P_iter
    11 maja 2016 at 22:22

    Może podróbę kupiłem. 😁

    • Faust
      12 maja 2016 at 09:06

      Jakiś czas temu znalazłem zapomnianą saszetkę z białym No Name wciśniętą gdzieś w kąt szuflady. Zapomnianą na jakieś 5 lat. Tytoń powiedziałbym podsuszony w sam raz do palenia ;) Nie suchy, a przecież otwarta saszetka szczelna nie jest (co daje pewne wyobrażenie o ilości „zasyropowania”). Jako, że smaki się pozmieniały to nie paliłem się do zapalenia tegoż sezonowanego znaleziska. Leżało i kusiło jednak, bo…bądź co bądź to tytoń legenda na swój pokrętny sposób ;) No i zapaliłem. Mocy nie miał jak dawniej, aromat mocny jak dawniej. Za mocny, zbyt natarczywy, męczący. Reszta wylądowała w koszu na śmieci.

      A co się tyczy wspomnianej przez Ciebie Amphory: zielona bardzo trafia w moje gusta. Choć sądzę, że nie podejdzie Ci zbytnio, bo moc tam wyczuwalna, tytoń także (a nawet rozróżnialne jego składniki). I pali się ładnie do siwego popiołu, bez nadmiernego kondensatu.

  24. P_iter
    P_iter
    12 maja 2016 at 16:57

    Drugie i trzecie palenie NN. Było nieco lepiej. Najpierw powtórka w fajce z filtrem. Lżej ubity tytoń łatwiej było opanować. Kołeczek jednak się napracował. To że było lepiej nie znaczy, że dobrze. Później bez filtrowy Kulpiński. Kiepsko. NN to jednak nie moja bajka.

Skomentuj Grimar Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*