Robert Lewis Tree Mixture – recenzja @Noone

10 czerwca 2013
By

lewis tree mixt

Wytrawne inaczej.

Swoją przygodę z latakią, a właściwie jej odrobiną rozpocząłem od Simply Uniqe. Może się to wydać nieco dziwne, że to właśnie W.O. Larsen skłonił mnie do zejścia z szerokiej drogi nasyconej smakami i zapachami wanilii, wiśni, czekolady, rodzynek, itp. i zapoznania się z czymś całkowicie innym. Niestety (choć może niektórzy powiedzą na szczęście) na przestrzeni wielu lat tytonie zmieniają się. Dobrym przykładem wydaje się być właśnie rzeczony Simply Unique – zapewniam, że dzisiejszy od tego sprzed 10 lat różni się tak samo, jak różnią się ich opakowania. Tamten faktycznie miał domieszkę latakii, dzisiejszego nie chcę próbować, po zawodzie jakiego doznałem od tego właśnie tytoniu w przedostatnim wcieleniu.

Tak czy inaczej nie zapomnę tego pierwszego razu, gdy fajka całkowicie mnie zaskoczyła. Przyznaję, że przed zakupem nie weryfikowałem składu – otwarcie opakowania przyniosło poruszenie w domenie zapachu i skojarzeń, zaś palenie skłoniło do podjęcia decyzji by poszukać cóż takiego spowodowało, że w mojej głowie zrodziła się myśl, że to jest to czego szukałem. Zejście ze szlaku aromatów spowodowało, że nieobca mi jest część z opisanych na Portalu tytoni oznaczonych tagiem latakia, ale że palacz ze mnie sporadyczny, moja wędrówka po świecie nie aromatów potrwa jeszcze bardzo długo. Tyle tytułem wstępu. Pora przejść do meritum.

Tytoń dotarł do mnie bardzo szybko (podziękowania dla Sponsora), a że dotarł wiedziałem już w odległości 3 metrów od koperty, w której został dostarczony – nie sposób było nie poczuć. Moje jakże słuszne domysły potwierdziła mina lepszej połowy i stwierdzenie „to nie za ciekawie pachnie”. Na mój zmysł węchu podziałało wręcz odwrotnie. Ten drobno cięty tytoń bardzo intensywnie rozsiewa swój zapach, co najprawdopodobniej jest wynikiem jego sporej wilgotności. Przy próbie palenia na szybko (bez wstępnego podsuszenia) miałem problemy z gaśnięciem fajki. Gdy da mu się „odpocząć w suchym i przewiewnym miejscu” odwdzięczy się suchym paleniem i pozostawieniem po sobie szarego popiołu. Prócz popiołu pozostaje również wspomnienie, że miało się szansę obcowania nie tylko z latakią ale również ze słodkością pochodzącą od całkiem niezłej virginii.

Latakię kojarzy się z wędzonką, z podkładami kolejowymi, wędzoną śliwką, skórą itp. Mi ten tytoń przywołuje obraz starego zamczyska, w którym na ścianach z ciosanego kamienia wiszą ciężkie kilimy. Zamczyska, w którym niechętny niezapowiedzianym gościom gospodarz, tylko wybrańców oprowadza po mrocznych piwnicach i daje skosztować trunków powalających zwykłego śmiertelnika już po pierwszym łyku. Moją zapachowo – smakową asocjację w poddawanym testowi tytoniu, nieco rozbija virginiowa słodycz. Latakię lubię w wersji wina wytrawnego – kto w tym gatunku zasmakuje, niechętnie wraca do słodkiego.

Moc słaba do umiarkowanej, w głowie nie zakręci i w fotelu nie uwięzi. Palony wolno i chłodno oddaje swój smak od początku do końca z taką samą intensywnością. Jeśli chodzi o tendencyjne opinie otoczenia, to należy podkreślić iż mimo tego, że z góry było nastawione niechętnie, to nie wyrzuciło mnie z fajką z domu. Słowne nękanie palącej mniejszości zakończyło się wraz z końcem palenia – wniosek: dym i jego zapach nie wgryza się w wystrój wnętrza, a odległość jednego piętra od współdomowników gwarantuje, że nie obudzą się w nich mordercze instynkty.

Podsumowując: tytoń ciekawy i z pewnością wrócę do niego – gdy będę chciał w piwnicy starego zamczyska przypomnieć sobie jak smakuje coś półsłodkiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*