Va Mysore Ready Rubbed Flake

24 listopada 2010
By

Jeszcze kilka tygodni temu wyobrażałem sobie, że kiedy nareszcie znajdę swojego tytoniowego graala, to napiszę taką recenzję, przy której Emilowe latanie z The Doors podczas palenia => Irish Flake będzie niemal techniczną recenzją. No i siedzę trzeci dzień nad pustą kartką Open Office i… brak mi słów.

Brak słów, porównania jakieś płaskie, metafory przetrącone. Na dodatek wcale nie odlatuję podczas palenia, przeciwnie, twardo wbijam się w fotel, osiadam jak Wenecja w lagunie, opadam, wypłaszczam i rozpościeram…

Wirginia Mysore

Nie dam rady opisać całej mojej prawdy o Virginia Mysore Ready Rubbed Flake, ale bardzo chcę napisać tę recenzję. Znalazłem sposób, trzeba posłużyć się typowym wzorcem recenzji tytoniowej, standardem.

Brand? Torben Dansk, aktualnie Niemcy. Ci sami blenderzy, co w Dan Tobacco. Pełny asortyment Torbena znajduje się w katalogu Dan Pipe and Cigar & Company.

Opis producenta: Prosta złota wirginia bez dodatków. Bardzo słodka, zawiera 25 proc. cukrów. Tytoń ten ma służyć jako baza do tworzenia samodzielnych mieszanek. Palny samodzielnie jest jednak bardzo smaczny.

Jestem zdeklarowanym wirginiowcem, od kiedy kupiłem sobie pierwszą puszkę MB Va No 1. Nie jest wykluczone, że – kiedyś kiedy ten tytoń będzie w Polsce do kupienia bez obawy o to, że nagle zniknie – spróbuję zastosować go jako podstawę własnej mieszanki opartej wyłącznie na innych czystych tytoniach przeznaczonych do mieszania. Na razie jednak będę go palił samodzielnie.

Przygotowanie tytoniu: To rzeczywiście prosta, zwyczajna, naturalna (plain) jasna wirginia najwyższego gatunku. Liście zrywane są wyłącznie w chwili, gdy na ich powierzchnię wydostane się największa ilość gęstego, kleistego, słodkiego soku, czyli tzw. smółki. Liście nawlekane są na druty, obsuszane wstępnie i kiedy cały zbiór nabierze jednolitego, żółtego koloru, do przewiewnego pomieszczenia wtłaczane rurami jest gorące powietrze o określonej temperaturze.

Każdy zbrązowiały, odarty ze smółki, nadmiernie pomarszczony, nadpleśniały liść jest starannie zrywany z drutów i odrzucany, zanim jeszcze rozpali się ogień w paleniskach nawiewowych. Potem godzinami kontroluje się temperaturę w suszarni, podsyca ogień, przygasza go, otwiera i zamyka tzw. ażury wywiewnikowe.

Po ostygnięciu wysuszonych liści, następuje kolejna selekcja – znów odrzucane są liście nadmiernie zbrązowiałe lub zbyt żółte albo nieodpowiednie z innych przyczyn. Pracownicy starają się nie dotykać pozostałych liści, by nie zetrzeć smółki z ich powierzchni. Smółka to gęsty syrop, którego podstawą są wyłącznie cukry zawarte w tytoniu. Niektórzy mówią, że dobra wirginia to, w pewnym sensie, naturalnie kandyzowane i dojrzewające w kandyzie liście.

Na tak pracochłonny zbiór i obróbkę można sobie pozwolić jedynie w regionach, gdzie ludzka praca jest bardzo tania, ale jej etos jest nadzwyczaj wysoki i wykonywana jest z nadzwyczajną pieczołowitością. Okolice Mysore spełniają te warunki.

Potem tytoń jest pozbawiany zw. nerwów, fermentowany w stosach, pakowany w worki, a następnie prasowany w wielkie placki, w których wciąż trwają procesy dojrzewania. Prawdopodobnie w tej postaci wirginia z Mysore trafia do manufaktury DTM w Lauenburgu, gdzie jest cięta na dość grube płatki, które po podeschnięciu są bardzo starannie przetarte we wstążki, Okruchy są odsiewane. Ta wirginia jest naprawdę ready rubbed i nie ma w niej niemal pokruszonych, większych kawałków flake. Kiedy już „nabierze powietrza” próżniowo pakuje się ją do puszek.

W puszce: To wszystko o czym było wyżej, widać natychmiast po otwarciu puszki. Długie, dość szerokie wstążki mają ten sam jasnobrązowy kolor. Czysta sepia.

Zapach? Plainwirginiowy – lekko ziemisty, ale o wiele łagodniejszy niż mieszanki latakiowe. I słodszy. A jak się wwąchać, to ta słodycz nabiera coś z pienika, coś z suszonych owocków. I tytoń, po prostu pachnie tytoniem. Tytoniem z górnej półki, tytoniem przygotowanym z troską, wysiłkiem i pomysłem.

Kompletne, totalne zero jakichkolwiek dodatków. Dziewicza wirginia. A to każdemu miłośnikowi trgo tytoniu w nieskalanej postaci daje nadzieję na tysiące smakowych niespodzianek.

Wilgotność z dotychczas otwieranych dwóch puszek – akuratna. Ale ja i tak wirginie podsuszam dość zdecydowanie. Bardziej niż myślę, że trzeba. I tak nie wyschną na pieprz – przez tę smółkę. A przy pierwszych pociągnięciach wchłoną odpowiednią ilość wilgoci z pokoju.

W fajce: Nabija się łatwo, można powiedzieć, że przyjemnie. Odpowiednia sprężystość, szerokość i długość wstążek – idealna do trzywarstwówki. Obrót fajki podczas nabijania drugiej i trzeciej powoduje wymieszanie się poziomów. Tytoń nie będzie się podnosił, kiedy żar natrafi na łączenie warstw.

Nie nabijać zbyt mocno – to tytoń „kleisty”, trzeba mu pozostawić luzu, nieco powietrza, inaczej będzie gasł lub miał tendencję do nadmiernego rozbuchania się. A potem i tak zgaśnie z nagła.

Zapalać warto starannie i „regulaminowo”, na dwa razy. Czysta wirginia to nie jest łatwopalny, eteryczny oriental. W pierwszym etapie suszymy i zaczerniamy tytoń. Potem przybicie i roztarcie kołeczkiem, czyli stworzenie łatwopalnej warstwy. I podpalenie po całej powierzchni – na ograniczenie żaru i prowadzenie go punktowo przyjdzie czas, jak tytoń się rozpali.

Palić nadzwyczaj wolno, kontrolować żar, operować nim za pomocą kołeczka. Nie pozwolić na tworzenie się krateru – ułatwi to jednostronnie ukośne ścięcie tampera. Zdrapywać co pewien czas niespalony tytoń ze ścianek i wyrównywać powierzchnię. Przedtem odsypać nadmiar popiołu. Cięcie w szerokie, długie wstążki oraz „kręcony” sposób nabijania zapobiegają wysypywaniu się tytoniu z popiołem.

Raczej nie palić w kominkach o mniejszej średnicy – to dotyczy wszystkich wirginii. Tej „kandyzowanej” smółką w szczególności. Jeśli już mała fajka o niewielkiej średnicy, to wygasaniu zapobiegnie stożkowy kształt komina. Perfekcyjni fajkarze o tym wiedzą i swoje antraktówki w taki właśnie sposób drążą.

Sporo zaleceń proceduralnych,prawda? Ale zapewniam,że ich trzymanie się na początku zaprocentuje po wypaleniu kilku fajek. To wszystko błyskawicznie wchodzi w nawyk i pali się potem odruchowo, swobodnie, naturalnie, bez zaprzątania sobie głowy procedurami.

Jak każda wirginia, tytoń ten ma tendencje do nadmiernego rozgrzewania się. Przyczyną jest duża ilość cukrów, głównie tych prostszych – glukozy, fruktozy, sacharozy. Palone pomału dają słodycz i wieloakcentowe smaki. Przegrzane zwęglają się, gorzknieją i mogą zamienić przyjemność w paskudztwo już w połowie komina.

Smak? Poza cukrami, sporo w tym tytoniu olejków eterycznych i przyjaznych estrów – to wpływ staranności zbioru, suszenia i fermentacji. I wszystko to stuprocentowo naturalne. Jedną z cech dobrze przygotowanej wirginii jest pozostawienie jak największej liczby dużych komórek naczyniowych i magazynowych w całości, bez rozrywania ścian komórkowych. To w nich na fajczarza czekają te smakowe niespodzianki – ledwie słyszalny trzask w kominie i nowy, nieoczekiwany, skondensowany smaczek przez jedno, dwa pufnięcia. Tego jest pełno w wirginii z Mysore. Jeśli nie pali się za szybko i za gorąco.

Jest tu tak oczywista w dobrej wirginii słodycz, a raczej wiele rodzajów słodyczy. Akcenty kwaskowo-owocowe są także. Konkretnie? Konkretnie to nie do opisania, one są do poszukiwań i zaskoczeń. Ale dobrze – czułem owoce leśne w całej ich gamie i każdy z osobna – na króciusieńko pojawiały się jagody, błysnęła jakaś poziomka, jeżyna, kwaśna żurawina i cierpka tarnina.

Pojawiły się te ogrodowe – raz kwaśna czerwona porzeczka, raz słodsza porzeczka biała, jakaś pigwa, smorodina, cytrusy… Nie radzę jednak oczekiwać tych wszystkich akcentów przy każdym paleniu. Zawsze są odmienne i pojawiają się w wiecznie różnorodnej kolejności. To niespodzianki, nagłe smaki i smaczki. Wielu się nie rozpoznaje. Wiele kojarzy się za którymś razem. Niemal za wszystkimi się tęskni, jeśli się ich raz skosztuje.

Pod koniec palenia pojawiają się akcenty orzechowe – włoskich, brazylijskich, czułem też pistacje i migdały. Jeśli były gorzkie, znaczy, że za szybko paliłem.

Tytoń spala się do dna, jeśli jest odsypywany. Pozostawiony w kominie, może się wklajstrować między włókna tytoniu i utrudnić palenie i spowodować spaskudzenie smaku. Tak się spala smółka – nieco tłusto i kleiście.

Room note? Podobno bardzo przyjemny. Ale mój tato, czyli obecnie jedyny konsultant, nie przepada – jak to określa – za perfumą z aromatów. Potrafi nawet pozytywnie się wyrażać o latakiach – jeśli tylko zawierają obfitszą domieszkę turków. Więc jego opinia nie ma takiej mocy, jak reakcje żon. Próbowałem więc napalić jak smok i narobić dymu, wychodziłem z pokoju, robiłem hiperwentylację w kuchennym oknie i wpadałem za chwilę do palarni. Fakt, przyjemne. Zapach szybko odrywa się od firanek i łatwo pokój wywietrzyć.

Jedyny jak dotąd recenzent na Tobaccoreviews, napisał, że nie należy spodziewać się po tym tytoniu zbyt wielu niuansów i że jest on jednowymiarowy. Nie zgadzam się, to prawdziwa wirginia, a więc nieskończenie wielka ilość niuansów. I wiele wymiarów – nawet nie jak film w technologii 3D, ale jak historia opowiedziana w filmie „Ucieczka z kina Wolność”. To tytoń interaktywny. Jakkolwiek pykniesz, jakkolwiek puffniesz – odpowie.

I na tym mógłbym skończyć tę standardową, techniczną recenzję. Ale nie – zagadam jeszcze Emilem…

dla opadniętego, wypłaszczonego i rozpostartego szeroko Jalensa nie istnieje ani ględzący telewizor, ani te 30 ptaszków drące się w klatkach, pogadywanie ojca w przedpokoju, czy odzywający się monosygnałami komputer – jest tylko nieskończona i odwieczna eksploracja Sekretu Wszelkich Smaków Fajki.

Do kupienia w Fajkowie.

Tags: , , , , ,

27 Responses to Va Mysore Ready Rubbed Flake

  1. sat666sat
    sat666sat
    24 listopada 2010 at 23:35

    Chętnie posmakowałbym próbki – poezja powiadasz?

    • jalens
      24 listopada 2010 at 23:46

      Nie wycofam się :)

  2. jalens
    24 listopada 2010 at 23:43

    W ofercie Torbena są 3 rodzaje wirginii z Mysore, ta opisywana, oraz dwie z serii Special Blending Tobacco – drobniutko, niemal papierosowao cięta Virginia 1,6 Mysore, oraz bardzo szeroko cięta Virginia 4.0 Mysore.
    Opisywana przeze mnie to chyba 2.5 cut. Widać na zdjęciu, że nie jest drobno cięta.

    • sat666sat
      sat666sat
      24 listopada 2010 at 23:47

      Niestety fundusze na tytoń w tym roku wykorzystane – więc jak narazie zakup pozostanie tylko w teorii.

  3. 25 listopada 2010 at 07:35

    Dla mnie to wzór recenzji. Dzięki Jacku. Imienin dzień blisko, link do fajkowa podbił mi ciśnienie, ale odpuszczę. Sparzony setką gram Va No1 pozwolę sobie na chwilę wytchnienia w wypracowywaniu techniki spopielania i zajmę się czymś łatwiejszym. Swoją drogą, to tekst z gatunku rozpalających żar chęci sięgnięcia po fajkę.

  4. vlasij
    vlasij
    25 listopada 2010 at 09:18

    Recenzja narobiła mi smaka na ten tytoń, zresztą już poprzedni artykuł Jalensa mi go narobił. Ostatnio kupiłem trochę tytoniu, ale może przed Świętami Bożego Narodzenia uda mi się kupić puszkę, taki sobie prezent być może sprawie.

  5. yopas
    yopas
    25 listopada 2010 at 10:43

    I to wszystko potrafi Torbiel z Gdańska… hohoho… niech tam!
    Na nią również przyjdzie czas.

    • jalens
      25 listopada 2010 at 10:48

      Paweł, napisz o szczegółach, jak je znasz. Bo to nie pierwszy Twój „gdański” komentarz. A my wszyscy ciekawi jesteśmy.

      • yopas
        25 listopada 2010 at 10:56

        Nie znam szczegółów. Dziecinnie pokazuję język i przekręcam nazwę. Co wynika pewnie ze stresu spowodowanego zdziwieniem, że marka, która do tej pory kojarzyła mi się w podobie do TNN, oferuje również teoretycznie „porzundny tytuń”, który możnaby spróbować.

        Dla równowagi linkuję opinię innego próbowacza:
        http://www.fajczarze.pl/forum/viewtopic.php?f=59&t=4238

        A kto jest ciekawy, niech włoży nos do kawy!

        • jalens
          25 listopada 2010 at 11:22

          Znasz moją psychozę na temat TNN i Sra Vinci. Więc wyobraź sobie, co przeżywałem, kiedy do podkategorii w Recenzjach dodawałem Mosznę Duńską.

          Nawiasem mówiąc, po pomocowym tekscie Emila dostałem od zupełnie nieznanego (nawet nie jest zarejestrowany) człowieka z Niemiec po słusznej próbce niemal wszystkich tytoni bazowych DTM. Nawet Yendije od Dan Tobacco. Szok!

          I teraz sobie robię mieszanki na jedną, dwie fajki – to jest cudne. Zrobiłen nawet własnego englisha – British Merchant i mam taką mieszankę z latakią i orientami, o jakiej śniłem po nocach.

          A te gdańskie plotki również słyszałem. Oficjalnie jednak wciąż trwa to miasteczko w Niemczech.

          • yopas
            yopas
            25 listopada 2010 at 12:21

            Rozumiem, szanuję. Wydaje mi się, że podobnie miałem, gdy pierwszy raz zapaliłem Orlik Golden Sliced (choć to nie jest pure), który jest tytoniem odwrotnie proporcjonalnym do standardowego polskiego asortymentu tej firmy.

          • Julian
            Julian
            13 grudnia 2010 at 10:20

            Jalens, a jakby tak – Virginia Mysore plus Samsun?

            • jalens
              13 grudnia 2010 at 11:46

              Cóż, TD VM to zdaniem producenta tytoń przeznaczony do samodzielnego blendowania. Nie paliłem Samsuna, ale z wyczytanych informacji, to jako bazę skorzysałbym raczej z szerzej ciętej Wirginia 4.0 Mysore. Której też zresztą nie miałem w ręku. Pełne teoretyzowanie :)
              W praktyce – na półtorej godziny z opisanego wyżej Mysore prosto z puszki, czekam przez caluśki dzień. Nic więcej mi do fajkowego szczęścia nie trzeba.

      • JSG
        JSG
        25 listopada 2010 at 21:58

        Torben to imie zdaje się a dansk to duński. Przynajmniej po duńsku z tego co widzę. Może to być np Torben Duński. W językach germańskich Gdańsk to Danzig- zupełnie nie podobne do dansk, co ma piękne foneczycznie, jak na te języki zastosowanie w nazwie danziger hochflieger- czyli nasz Sokół gdański wysokolotny- rasa gołębi hodowanych w Polsce i Niemczech a powstała w Gdańsku właśnie, a stanowiąca kość niezgody pomiędzy hodowcami z terenów Polski z hodowcami niemieckimi- nie o rodowod- ten jest jasny- to rasa kaszubska, ale o to jak ten ptak winien wyglądać- Niemcy dociążyli sylwetkę sokoła rasami belgijskimi, by uzyskać solidniejszą budowę ciała, Polacy idą w zaparte i odchudzają sylwetkę jak się tylko da.

  6. peterwf
    25 listopada 2010 at 10:56

    Witam Wszystkich. Gratuluję recenzji-kapitalna;) Odkąd przeczytałem „Powrót przez Indie” wiedziałem,że muszę spróbować tego tytoniu a już jutro go dostanę w swoje łapska:) Mam pytanie- co myślicie o tym aby tym tytoniem opalić nową fajkę???
    Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję opisu.

    • jalens
      25 listopada 2010 at 11:14

      Dziękuję, jak najbardziej możesz.

  7. marek milczek
    marek milczek
    25 listopada 2010 at 18:48

    Jacku, posiadasz rzadką cechę dzielenia się z innymi swoją wiedzą. Jest bardzo wiele ludzi bardzo mądrych, którzy ni w ząb nie potrafią tej wiedzy przekazać innym. Spotkałem bardzo wielu niesamowicie mądrych o rozległej wiedzy ludzi, zamkniętych w swoim świecie. Ich wykłady i odczyty to jeden bełkot niezrozumiały przez nikogo. Ty, pisząc o tak banalnej rzeczy jak smak tytoniu, tworzysz perełki redakcyjne.
    Ale ja nie tylko o tym.
    Jak już kilka razy pisałem, jestem mechanikiem samolotowym przechrzczonym na samochodowo-motocyklowego. Po kolorze spalin jestem w stanie bardzo wiele powiedzieć o stanie silnika – o kącie wyprzedzenia zapłonu, składzie mieszanki paliwowo powietrznej, poziomie kompresji i innych. Ale do rzeczy, a właściwie do fajki.
    Zauważyłem, że niezależnie od tytoniu palonego, dym posiada różne barwy. Od czarnego, przez lekko niebieskawy, aż po kłębiąco się biały.
    Jestem zbyt świeżym palaczem, by autorytatywnie się wypowiadać, ale odnoszę wrażenie, że to jaki kolor dymu „wypykujemy” ma bardzo duże znaczenie. Z moich obserwacji wynika, iż czarny dym – fajka za zimna i aromaty się nie rozwiną. Dym mocno biały, kłębiący – tytoń przegrzany. Równie dobrze możnaby palić tak w fajce stare szmaty. Dopiero dym lekko niebieskawy układający się w lekkie smugi na tle sufitu czy nieba daje właściwą temperaturę pozwalając rozwinąć się we właściwej temperaturze tym wszystkim smaczkom i aromatom. Gdy palę fajkę tak by dym był właśnie lekko niebieskawy, nigdy mi nie zabulgocze, fajka nie przegrzewa się i smak tytoniu jest najlepszy.
    A może tylko mi się to wydaje?
    Co sądzisz?

    • jalens
      25 listopada 2010 at 19:15

      Marku, piszesz o ciekawych obserwacjach -muszę się przyjrzeć barwie dymu. Mam jednak wrażenie, że zawsze miałem taki niebieskawy :

      • KrzysT
        KrzysT
        25 listopada 2010 at 20:45

        Musiał ci się zmieniać, tylko nie zwracałeś uwagi. Zwłaszcza, że jak się ładnie pali, to ilość dymu jest minimalna. Ale Marek ma rację, kolor się zmienia. Na dodatek zależy od rodzaju tytoniu – latakie mają ciut inny niż Va. No i w różnej fazie palenia potrafi wyglądać inaczej. Ale ogólnie niebieskawy=good :)
        Ja w każdym razie potwierdzam obserwacje Marka.

  8. JSG
    JSG
    25 listopada 2010 at 22:03

    Nawet dla palacza czystych wirginii palenie jednego jej gatunku jest wyzwaniem- tosz cały pic polega na tym by w jednej paczce zebrać tyle wirginii by stworzyć smaczną mieszankę- a tu buch, zamiast 50 wirginii w jednej wirginii mamy jedną… ciekawe. Mimo koszmarnej ceny- w końcu za cenę zapalniczki więcej można mieć wyśmienity BBF czy FVF, może warto jednak skosztować. Ciekawe czy jest na Kruczej, tam zawsze była mocna reprezentacja dan pipe- łącznie z możliwością zamawiania z katalogu (fajek i akcesoriów)

  9. JSG
    26 listopada 2010 at 23:16

    Zapalilem i juz cos tam nie wiem, jak to przemysle to sie swoja niewiedza podziele.

  10. Alan
    Alan
    19 marca 2011 at 16:51

    Skończyłem drugą puszkę. Już od pierwszego palenia wbiła się na moją top listę. Słodycz, mnóstwo kwasków, jak to w jasnej Va. Nawet lekko przesuszona pali się smacznie. Bardzo.

    Nie zgodzę się natomiast z trudnością palenia. Nie jest to eteryczny oriental, fakt, ale zdaje się, że tak samo łatwopalny. „Regulaminowe” przypalanie – racja, ale to do każdego tytoniu zalecam (potem ładniej się całość pali). Żaru praktycznie nie ruszam, radzi sobie sam, jedynie co jakiś czas odsypuję popiół i, naturalnie, wyrównuję.

    Mysore bywa jednak kapryśna – kilka mocniejszych pociągnięć i gorzknieje. Ale mordy nie wykrzywia. Do codziennego palenia, przy pracy, w przerwach…wszędzie sie sprawdzi.

  11. jazz59
    19 marca 2011 at 19:18

    Żadnych wielkich słodyczy i żadnych kwasków…żadnych feerii smaków…
    Przyzwoity ,równy tytoń , który palę ze smakiem. Trochę słaby…
    Palę go , jako „Wypoczynek wojownika” po jazdach z numerem czwartym , lub 1792. Z początku podszedłem doń , jak pies do jeża , ale…Po dwóch puszkach bardzo go polubiłem i będę go palił.
    Bardzo smaczny , dobrze się spala ,czasem jakiś lekko słodki smak poczuję , czasem orzeszek. Fajny tytoniowy tytoń.
    I jak każdy palony przeze mnie tytoń – przypalam „na raz”.
    Pozdrawiam
    Krzysztof

  12. numer
    numer
    26 maja 2012 at 13:33

    Tytoń kupiłem pod wpływem recenzji. Smaczny – spodziewałem się jednak większej ilości słodyczy – większej aniżeli Va MB. Tytoń okazał się orzechowy. Opaliłem nim fajeczkę pod Vanilię Stanwella.
    Paląc Va Mysore w fajeczce od MB tytoń wydał mi się doskonały, jednak ów czas nie wpadłem na pomysł by zmieszać oba te tytonie.
    Myślę, że jeszcze wrócę do niego.

  13. Krzywy
    26 maja 2012 at 21:34

    Powiem tak – opalałem kiedyś tym tytoniem fajkę Petersona. Pamiętam tylko sekundę szczęścia podczas opalania – ale raz, że to rozumiem, dwa, jaka to była sekunda, ale nie rozumiem dlaczego mi żaden tytoń w Petersonie teraz nie smakuje. Albo to wina fajki albo tytoniu:) Tak czy inaczej zachowałem jakąś awersyję do tego tytoniu… Pewnie na moją zgubę. Ale szczęściarzom gratuluję.

  14. chris
    7 lipca 2012 at 22:34

    Ja chcę tylko zauważyć, że ten tytoń jest lepszy od MB V No1. MB kupiłem jako pierwszy i miałem poważny problem z jego paleniem, ze względu na ogromne ilości kondensatu. Ta Virginia zachowuje się inaczej, lepiej pachnie, aż miło się wtyka nos w te puszkę. No i pali się sucho. Spaliłem całą zawartość worobca 73 i filt z balsy nadaje się na kolejne palenie. To było nie możliwe przy MB. Tam wegłówka w połowie fajki wymagała wymiany ;-)

  15. Krzywy
    8 lipca 2012 at 11:34

    U mnie MB Va No.1 na początku kondensaciła przy mniej uważnym paleniu. Teraz znam ją na tyle dobrze, że raczej nie zdarza mi się mokre palenie, a jak już – to odstawiamy na chwilę fajeczkę, ewentualnie nawet można przeczyścić ustnik. Tak czy inaczej – jeżeli wyznacznikiem świętego graala miałaby być częstość palenia, to Va No.1 mogła by pretendować do tego miana. I nie chodzi tylko o stosunek ceny do jakości. Dla mnie to codzienny tytoń, choć ostatnio trudno było go dostać. Ale już jest:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*