Tuzin Zbigniewa Turka (4)

1 września 2011
By

Kolejna porcja felietonów Zbigniewa Turka z „Przekroju” – z czasów komuny.. Wciąż o przyborach palacza oraz kilka podpowiedzi „O czym palacz wiedzieć powinien”… Poproszono Redakcję o zastrzeżenie w leadzie, że porady mają wartość historyczną, ale niekoniecznie należy się nimi kierować dzisiaj.

To portal dla dorosłych, więc taki dopisek wydawał nam się zbędny. Może dzisiejsi dorośli mniej myślą…

I tradycyjne podziękowania dla Marka Milczka za setki skanów oraz dla redakcji „Przekroju” za zezwolenie na ich publikację w naszym niszowym portaliku.

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Zbigniew Turek - Przekrój

Tags: , , ,

9 Responses to Tuzin Zbigniewa Turka (4)

  1. marek milczek
    marek milczek
    1 września 2011 at 20:21

    Felietony Turka trzeba czytać mając na uwadze kontekst historyczny. Większość dzisiejszych fajczarzy nie pamięta tych czasów. Nie wiedzą co to PEWEX. Co było na półkach sklepowych, a właściwie czego nie było. Lata 60-te i 70-te to czas dla palących fajkę zupełnie wrogi. Istniała jedna!!! trafika w kraju, w Warszawie na ul. Kruczej, a jeszcze do tego sterowana od górnie asortymentem. Palenie fajki było dekadenckim wymysłem zachodnich burżujów. Z. Turek i „Przekrój” wielokrotnie spotykali się z atakami sprzedajnych aparatczyków reporterskich, by zamknąć rubrykę. Dzisiaj metoda pętli Fiodorowa jest śmieszna, wtedy była świetną alternatywą dla braku wyciorów. Metody uzdatniania tytoniów gliceryną w połączeniu z nalewkami ziołowymi, dzisiaj trąci paranoją. Dzisiaj skupiamy się raczej w okół portali różnej maści w internecie. Wtedy wybuchła moda na różne kluby. Nie tylko fajczarskie. Ludzie lgnęli do siebie. To zjawisko bardzo Turka i Przekrój zaskoczyło. Nie było fajek, tytoniów, akcesoriów, a ludzie sobie jakoś radzili. Dzisiejsza młodzież musi, czytając te felietony, mieć to na uwadze. Warto wiedzieć o takich chociażby faktach, o których opowiadał mi ojciec. Radia były na talony. W domach były skrzynki na kabel, tzw kukuruźniki lub szczekaczki, z rozgłośnią jedynie słuszną. Ojciec taki talon dostał i jak szedł przez miasto, wzbudzał taką sensację jak dzisiaj Ferrari na ulicach małego miasteczka. A za słuchanie jazzu można było stracić radio i pójść do więzienia. I w takich czasach Z. Turek tworzył i uaktywniał środowiska fajczarskie.

    • Jacek A. Rochacki
      3 września 2011 at 12:04

      Bardzo się cieszę iż zdajemy sobie sprawę z sensu odbioru tekstów p. Turka w kontekście historycznym. I w takim nawiązaniu do historii pragnę podzielić się kilkoma uwagami na temat tamtych czasów. Wydaje mi się, iż dziś pozyskiwanie tytoniu fajkowego jest prawie równoznaczne z dostępem do ofery bardziej czy mniej osiągalnych dla nas trafik i pewno z tego punktu widzenia patrzymy na rzeczywistość lat ubiegłych.

      Znam z praktyki sytuację od początku lat 60 dokładnie od jesieni roku 1961 a jako „staranny obserwator ” pamiętam ze szczegółami poczynania okołofajkowe mego Ojca i wcale licznego kręgu Jego Znajomych z lat ’50. I tak notuję, iż poza – a raczej: mimo ofert PEWEXU, tytoni typu Przedni etc. w kioskach i tytoni importowanych w nielicznymi mini sklepikami oferującymi tzw. towary zagraniczne dość było rozpowszechnione – przynajmniej w pewnych kręgach – robienie domowych blendów przeprowadzając od zera fermentacje pozyskiwanych z plantacji czy gospodarstw – w skrócie: „ze wsi” wysuszonych liści np. Virginii – wówczas niezłej jak mawiano jakości. Znam taką praktykę tak z kręgu Przyjaciół warszawskich mej Rodziny (liście pozyskiwano z lubelszczyzny drogą prywatną) jak i z Radomia – moja Żona w Radmiu urodzona pamięta, jak będąc małą dziewczynką pomagała sąsiadowi na dalekich przedmieściach Radomia nawlekać liście z jego plantacji na druty w celu ich suszenia w suszarni/stodole, i często zglaszali się prywatni ludzie po jakąś część liści z których sobie tytoń przysposabiali samemu w domu (gros tych liści/tytoniu była zakontraktowana przez państwową fabrykę).

      Jeśli przyjmiemy na moment proponowany punkt widzenia w polu którego zauważamy praktykę przeprowadzania fermentacji domowej, czy prościej: znajmość i praktykę przeprowadzania fermentacji liści acz w warunkach domowych, to wzmianki o stosowaniu nalewk ziołowych i gliceryny nie powinny wzbudzać zdziwienia, gdyż takie procedury towarzysza od bardzo dawna robieniu tytoni do palenia w fajce. Pamiętamy bardzo stare blendy robione z zastosowaniem licznych „zalew” z ziół czy szerzej – z roślin – choćby Tonka Been – dziś np. w SG 1792, a gliceryna (roślinna – ang. Vegetable Glycerin) jest do dziś szeroko stosowana przez licznych producentów tytoni fajkowych. Nie chcę nudzić przywoływaniem książeczek z lat ’20 i ’30 na temat hodowli i przygotowywania tytoniu do palenia z mej biblioteczki, które szerzej udostępnił w wersji elektronicznej p. Jan – JSG na FMS czas jakiś temu.

      Proszę pozwolić mi pójść dalej. Zastanawialem się czemu od początku jedni uzależnili się od oferty sklepowej, inni – kontynuowali domowe „sobieradztwo”. Może to jakieś reminiscencje kultury innej, starszej, gdy to zarówno ubogi gospodarz jak i zamożny właściciel tzw. majątku wiele produktów na własny użytek wykonywał tradycyjnie sam u siebie dla siebie. A tytonie hodowane w Polsce bywały znakomitej jakości. *) Jakimś echem takiego podejścia jest do dziś robienie nalewek czy przetworów w naszych M3…Kultura nie pieczenia chleba a kupowania go w piekarni uzależniła wielu jej uczestników od oferty sklepów z pieczywem. I tak się to też chyba z tytoniem porobiło. Przy tej okazji pragnę po raz kolejny podziękować z serca naszemu Gospodarzowi p. Jackowi. Wiosną b.r. Jego mądre uwagi spowodowały, iż z sukcesem powróciłem do rodzinnych mych praktyk fermentacji domowej, których to praktyk byłem świadkiem w czasach do lat ’60.

      Oczywiste iż pamiętam wspominane radia tzw. „kołchoźniki” (określenie „kukuruźnik” pamiętam jako stosowane na określenie samolotu dwupłatowego PO 2 produkcji radzieckiej używanego do prac agrarnych, do opylania pól przy wprowadzaniu hodowli kukurydzy). Tyle że równocześnie rozpowszechnione były najczęściej domowej konstrukcji radia kryształkowe, któree zaopatrzone w odpowiednią antemę umożliwiały słuchnie audycji źle widzianych rozgłośni zagranicznych. Dzieki takim odbiornikom co poniektórzy uczyli się podstaw języka angielskiego późno w nocy, z głową nakrytą kocem, aby zły sąsiad nie usłyszał i nie doniósł; sytuacja się na lepsze zmieniła po roku 1956/57, czyli po tzw. odwilży październikowej.

      Palenie fajki różnie się różnym kojarzyło. Dla równowagi pragnę dodać, iż fajki etniczne – góralskie były uznawane za szacowne dzieło sztuki ludowej, a co poniektórzy aktywiści dumnie paradowali z fajkami gdyż Towarzysz Stalin był dla nich oficjalnym i godnym naśladowania wzorem/synonimem fajczarza. I tak obcy klasowo wizerunek ex gospodarza – „kułaka” z fajką pod sumiastym wąsem czy ex właściciela majątku, kawalerzysty w bryczesach, wysokich butach i fajką w zębach, czy ex kombatanta z WWII z np. Dywizjonu 303 także fajkę palącego (odwiedzali kraj często po 1956/57) uzupełniał się wizerunkiem takiego aktywisty palącego „fajkę Stalina”.

      *) Z satysfakcją notuję, iż mimo innej dziś niż kiedyś jakości hodowanej w kraju Va ostatnio ptrzefermentowałem pozyskane u nas z zeszłorocznych zbiorów liście żółtej Virginii hodowanej na południowym wschodzie kraju. Uzyskany blend zapewnia dobre, smaczne palenie nie tylko w moim odbiorze ale i zdaniem kilku moich fajkowych Przyjaciół.

      • 3 września 2011 at 14:05
      • marek milczek
        marek milczek
        4 września 2011 at 20:05

        Panie Jacku, oczywiście, że „kołchoźnik”, a nie „kukuruźnik”! Przejęzyczyłem się, zwłaszcza, że długie lata pracowałem w lotnictwie sportowym i z kukuruźnikami miałem styczność. Dodam tylko, że kukuruźnikami nazywaliśmy polskie CSS13, produkowane na licencji Po-2, a właściwie U-2. Nazwę Po-2 samolot otrzymał później od nazwiska projektanta Polokarpowa. To był ostatni model w polskich aeroklubach z płozą ogonową zamiast tylnego kółka i był używany jako szkoleniowy, dwumiejscowy samolot. Z resztą do dziś mianem kukuruźników określa się AN24, Gawrony, czy Jaki12, pierwowzory radzieckie Gawronów. Tak z rozpędu chyba. Ale to wszystko na marginesie, bo przecież nie o awiacji, ale o fajkach piszemy

        • Jacek A. Rochacki
          4 września 2011 at 20:24

          Przejęzyczenie rzecz normalna, sam wiele podobnych popełniłem, a myślę że to rozwinięcie tematu samolotowego tym fajniej szkicuje tło, na którym snują się opowieści dawnych czasów. Korzystając z dla mnie uzasadnionego OT pragnę wspomnieć, iż idea „terminali” szerzących ustalone z góry informacje realizujące dany kierunek polityczny czyli owych radioodbiorników legła u podstaw idei darmowych odbiorników TV na Kubie po rewolucji Fidela Castro. Choć to temat może właściwszy na forum cygarowe…

  2. Julian
    Julian
    2 września 2011 at 00:29

    Mieszanka WANG: woda, Amphora, Najprzedniejszy, gliceryna. Ale skąd tu wziąć Najprzedniejszego? Ech, łza sie w oku kręci.

    • PiotrekN
      2 września 2011 at 05:38

      Mam całą nie otwieraną paczką Najprzedniejszego, z rocznika 1973, jak byś bardzo potrzebował to się podzielę :) :)

      • marek milczek
        marek milczek
        2 września 2011 at 13:38

        Off topic. Piotrze na tej stronie
        http://www.fajkowo.pl/pl/p/Filtry-Denicotea-4mm-60szt/2831
        chyba jest błąd wymiaru. Podana jest długość 5.2 mm, a chyba powinno być 52 mm. :)

      • Julian
        Julian
        2 września 2011 at 15:54

        Zrzeknę się swojej części na rzecz jakiegoś muzeum. Mgliście pamiętam, że był dość trudny.

Skomentuj marek milczek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*