Dziecko z fajką

29 lipca 2010
By

Obecność fajki w dzisiejszej kulturze jest raczej marginalna, co nie znaczy, że zawsze tak było. Fajczarstwu przede wszystkim zaszkodził rozwój cywilizacyjny, wymuszający przyspieszenie tempa życia. Brak czasu na zasiądnięcie z fajką w zębach i oddanie się lekturze (to tylko jeden z wielu przykładów, jak może służyć fajka), to norma. Szybciej i łatwiej sięgnąć po papierosa. Jest on też znacznie szerzej dostępny. Taki los i właściwie nie ma na co narzekać. Rozwój pociąga za sobą ofiary. Jeśli ktoś jeszcze się do tego nie przyzwyczaił, jego problem. Co innego jednak przyzwyczaić się, a zaakceptować. Wydawać by się mogło, że fajczarze właśnie jako jedni z nielicznych zdają sobie sprawę z cywilizacyjnego pędu, ale czynnie opierają mu się na swój własny sposób. Zostawmy jednak ten temat – wzmianka o nim wszak ma jedynie posłużyć jako punkt wyjścia do dalszych rozważań. Cofnijmy się do czasów, gdy milsza nam fajka wypełniała kulturę po brzegi. Czy też raczej – po rim.

Ponad wiek temu, w roku 1904, Pablo Picasso namalował „Chłopca z fajką”. Dokładnie sto lat później obraz ten, pochodzący ze schyłku „okresu błękitnego” (gdzie Picasso prezentował postaci biedne, z marginesu społecznego, namalowane ze sporą nutą melancholii, przy użyciu ciemniejszych, niebieskich barw) osiąga zawrotną sumę 104 milionów dolarów. Dwa lata później przebija go „No. 5” Jacksona Pollocka. Kupiony zostaje za 36 milionów więcej.

„Chłopiec z fajką” to podróż Picassa do czasów, w których postaci dzieci często przedstawiano z fajką w dłoni. Jak wiemy (dzięki niezastąpionemu Panu Turkowi) tytoń dawno temu uważany był za roślinę leczniczą. Palili go nie tylko mężczyźni, ale też kobiety, a i dzieciom go nie skąpiono. Po dziś dzień zresztą w arabskiej tradycji dopuszcza się chłopców do shishy, w której palą tytoń zmieszany z melasą. Nie wiem, czy Picasso miał okazję podglądać palące dzieci, ale jak widać potrafił wykorzystać ów niegdyś często spotykany motyw.

Fajka była wszak także dziecięcym atrybutem. Przyjrzymy się jak te dwa światy – naiwnej niewinności oraz zdradliwego nałogu – łączyły się ze sobą.

Że fajczarstwo zaczęto w końcu postrzegać jako zdradliwy oraz szkodliwy nałóg, świadczy już powstała w 1874 roku książeczka 100 powiastek dla dzieci autorstwa Christopha von Schmida. Nadmienić tu trzeba, iż teksty zawarte w tej pozycji powstały na długo przed jej ukazaniem się, jako że kanonik Krzysztof zmarł dwadzieścia lat wcześniej. Jest to więc zapewne zbiór jego dawniejszych prac, swoiste „The best of…”. Słynny był ze swego zacięcia pedagogicznego, a jego opowiastki nauczały dzieci, jak powinien zachowywać się dobry chrześcijanin. Motyw wszechmocnego Boga oraz konieczności postępowania godnego, moralnego, był najbardziej eksponowany w twórczości Niemca. Niegodziwym ludziom, których czynił bohaterami, wymierzano natychmiastowo surowe kary. Wszystko po to, by każdy potrafił odróżnić dobro od zła, a także by nauczył się czynić słusznie. Można by rzec – prawdziwie niemiecki porządek…

Wśród tych spolszczonych przez Jana Chęcińskiego opowiastek znajduje się jedna interesująca nas wyjątkowo. Nosi tytuł Piankowa fajka. Traktuje o młodym człowieku, który wspinał się po drabinie społecznej bardzo udanie. Był bowiem ambitnym paniczem, ciężko pracującym i uzdolnionym. Jego umiejętności były bardzo cenione, a jego postać dostrzegana na salonach. Bywał u Gubernatora, który planował przeznaczyć mu za żonę swoją własną córkę – Emilję. Franciszek – bo tak miał na imię – zaznał w swoim życiu biedy i musiał z trudem udowadniać swoją przydatność. Uczył się z zapałem, dorabiał korepetycjami z łaciny, by w końcu uzyskać tytuł doktora prawa. Został również mianowany na urząd sekretarza.

Szybko jednak młody Franciszek zapomniał, skąd pochodzi, a także – co to wdzięczność, czy żal. Nie obeszła go nawet schorowana matka, której przesłał ledwie pięć złotych, bardziej ze zdenerwowania i irytacji, niż z żalu. Tymczasem na jarmarku wypatrzywszy sobie piękną, piankową fajkę (ciekawość prowadzi mnie tu do pytania – czy aby była ona z całego bloczku?), wydał na nią cztery razy tyle, co ofiarował rodzicielce, męczącej się w biednym domu, oczekującej zapewne przybycia syna.

Emilja, córka Gubernatora, dojrzawszy to, poczuła się dotknięta rozrzutnością przyszłego małżonka oraz jego brakiem współczucia. Wykazała się większą empatią, niż wybranek, gdyż pożałowała niedoszłej teściowej (kto by tam zrozumiał kobiety…) i poskarżyła się ojcu. Ten, niewiele myśląc, pozbawił Franciszka możliwości dalszych awansów, pozostawiając go na posadzie sekretarzyny (nie mógł mu jej zabrać – wszak młodzian na takową sobie zasłużył ciężką pracą). Wszyscy od niego się odwrócili, w tym Emilja. Niegodziwe dziecko dostało nauczkę.

Fajka w kontekście bajek pojawia się także u polskiego twórcy – Ludwika Wiszniewskiego. Ten pedagog, urodzony w 1888 roku, poświęcił się pisaniu utworów dla dzieci. Z pewnością spod jego pióra wyszło sporo ponad tysiąc krótkich, wierszowanych bajek. Przynajmniej w jednej z nich – o wdzięcznym tytule Zajączek, opublikowanej w zbiorku Dwa gawronki i inne wiersze, znajdujemy fajczarski motyw.

Tutaj fajka kosztowała ledwie dwieście groszy, nie zaś dwadzieścia złotych, ale i tak okazała się zbytkiem. Zajączek, zazdrosny o to, iż leśniczy (pozdrawiamy gajowego Jalensa!) przechadza się po lesie z fajką w zębach, sam postanowił sprawić sobie takową. Biedny zwierzak jednak nie wiedział zupełnie, co z nią począć… Po odgryzieniu cybucha, wyrzuceniu zmarnowanej fajki gdzieś w krzaki, zajączek odgraża się:

Winien temu
pan leśniczy –
stu mu fajek
zając życzy!…

Morał z tych bajek taki, że fajka w ustach nieodpowiednich osób, staje się po prostu kolejną niepotrzebną rzeczą. Ludzie powinni zastanowić się, zanim sięgną po nią, bo nie zawsze jest ku temu czas, a czasem wręcz nie warto.

To moralizatorstwo, niegdyś dotyczące fajek, dziś dotyczy papierosów. Tak jak dziś papieros, tak jeszcze nie tak dawno temu fajka żyła w ludzkiej świadomości. Kultura nawiązywała do niej w przeróżny sposób, nie pomijając żadnego aspektu. Warto czasem wrócić myślami do tamtych chwil i przypomnieć sobie, jak to samemu było się dzieckiem.

Niezależnie od tego, czy urodziliście się za Picassa, czy już później.

Fajka wszak może służyć także i marzeniom.

Bajkę Krzysztofa Schmida można przeczytać tu, zaś Ludwika Wiszniewskiego tu. Stamtąd też pochodzą zdjęcia. A także z tej strony:
http://dobra-mikstura.blogspot.com/2010/05/kto-da-wiecej.html

Tags: ,

15 Responses to Dziecko z fajką

  1. jalens
    29 lipca 2010 at 21:35

    No to latamy dzisiaj na kulturalnej wysokości, mam nadzieję, że nas Czytelnicy nie zamordują, że nie piszemy o kołeczkach i tytoniach od Gawitha.

    • sat666sat
      sat666sat
      29 lipca 2010 at 21:46

      wręcz przeciwnie. Taka malutka odmiana dobrze nam zrobi, by znowu z zacięciem wrócić do tego co się lubi)

  2. Pyzdralinski
    30 lipca 2010 at 09:12

    Panowie…. prafrazujac przyslowie : nie sama fajka czlowiek zyje….
    teksty okolo fajkowe podnosza nasza wiedze…. autorowi dziekje …Pozdrawiam
    Waldemar

    • Rheged
      30 lipca 2010 at 11:03

      Nie ma za co, sam się dzięki tym fajczarsko-kulturowym felietonom dokształcam, więc korzystamy wspólnie :)

  3. JSG
    JSG
    30 lipca 2010 at 09:41

    Nie znam książki pana Turka, ale biorąc pod uwagę że już w roku 1599 Thomas Platter’s Travels in England pisał „okazało się, że wnętrze żył człowieka po śmiercie pokryte jest sadzą jak komin” W tym mniej więcej czasie- czyli w około sto lat po odkryciu Ameryki, tytoń zaczął opuszczać apteki i przenosić się na salony, gdzie zaczął być traktowany jako używka. Co z kolei, w roku 1604, poskutkowało wzrostem podatku o 4000% nałożonego przez Jakuba I w Anglii.Oczywiście proces ten trwał jeszcze kilkadziesiąt lat, ale w XIX i na początku XX zatem za czasów Picasso raczej nie może być mowy o leczeniu dzieci dymem tytoniowym. Ale skądinąd znamy przykłady fotografowania dzieci z fajką jako zapowiedzią dorosłości. W czasach kiedy wrzosiec na dobre przeją prym od pianki i kiedy fajka z tego materiału trafiła pod strzechy, pojawił się również zwyczaj obdarowywania nowonarodzonych dzieci fajką, którą palić zacząć miały za kilkanaście lat. W luźnych wnioskach zastanowił bym się nad tym czy w okresie w którym fajki jeszcze nie były poddawane procesom curingu, nie był to rodzaj sezonowania fajki by ta stala się smaczną- czy mamy teraz powrót do tej sytuacji?

    • Rheged
      30 lipca 2010 at 11:03

      No za Picassa to raczej na pewno nie leczono dzieci dymem. To pomysł zdecydowanie wcześniejszy.

  4. pinkplato
    1 sierpnia 2010 at 13:07

    …. no własnie – coś długo nie było recenzji SG….-:)

    • Rheged
      1 sierpnia 2010 at 13:09

      A mógłbyś jaśniej, bo obawiam się, że bez podania kontekstu, nie zrozumiem…

  5. pinkplato
    1 sierpnia 2010 at 13:22

    A to tylko żart w nawiazaniu do Jalensa ( o kołeczkach i tytoniach od SG)

    • jalens
      1 sierpnia 2010 at 15:01

      Tak a propos – palisz jakieś tytonie, drogi Pinkplato?

    • Rheged
      1 sierpnia 2010 at 16:40

      Aha…

  6. pinkplato
    1 sierpnia 2010 at 15:21

    A owszem – jakieś tam palę drogi Jalensie – teraz Chocolate Flake, jakiś EMP, BBF, FVF,i jakieś tam cukiereczki od Orlika i MC Barana casem

    • jalens
      1 sierpnia 2010 at 16:36

      Jakaś recenzja, plisssss.

      • pinkplato
        1 sierpnia 2010 at 16:52

        ach … o tym myslisz- spróbuję

        • jalens
          1 sierpnia 2010 at 16:58

          :D :)

Skomentuj jalens Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*