Przygody z dojrzewaniem

24 września 2010
By

Porównanie piwniczek z tytoniami do piwnic, w których dojrzewają wina, jest całkiem zręcznym zabiegiem wyjaśniającym istotę starzenia się niektórych blendów podczas jego prawidłowego, długotrwałego przechowywania. O ile tzw. fermentacja wina i tytoniu, to całkiem odmienne procesy biochemiczne, to w dojrzewaniu, starzeniu się jednej i drugiej szlachetnej używki daje się odnaleźć sporo analogii…

Tyton na wage

Po pierwsze, i tu, i tam zakończyły się już szybkie i intensywne procesy główne. Mamy do czynienia niejako z gotowym produktem – tak jak każdym młodym winem można się upić w pesteczkę, tak każdy blend wypuszczony do sprzedaży daje się wypalić. Ponadto, podobnie jak w przypadku sfermentowanego moszczu winnego, jedne rodzaje tytoniu nadają się do długiego przechowywania, w innych jest to wręcz zalecane, inne natomiast podczas „leżakowania” tracą na smaku, niektóre zaś najzwyczajniej w świecie się psują.

Najlepiej chyba starzeją się na korzyść tytonie perique – ktoś nawet porównał je do wina szampańskiego. Nieliczne czyste perique pakuje się do puszek bez przerywania procesu fermentacji, wszakże istotą powstawania tego tytoniu jest powolne „fermentowanie” w sosie własnym. I w pure perique w hermetycznej puszce procesy te trwają, choć przez ograniczenie ilości tlenu znacznie się spowalniają.

Nawet śladowy dodatek Pq w mieszankach wirginiowych pozytywnie wpływa na zmianę smaku podczas przetrzymywania w fajczarskich piwniczkach. Doświadczeni „dojrzewalnicy” zapewniają, że już półroczne odroczenie otwarcia puszki mieszanki Va/Pq czyni w smaku blendu zauważalną różnicę a zmiana właściwości smakowych zauważalna jest już przy pierwszych pociągnięciach. Perigue bywa czymś na kształt katalizatora lub aktywatora fermentacji – podobne jak dodatek szampana dolany w trakcie kupażowania, czyli mieszania win.

Świetnie też dojrzewają czyste wirginie – i tu już mogę pisać o własnym doświadczeniu. Z wielkim pietyzmem i radością otwieram słoiki z Va No 1, które zamknąłem przed 2 laty. Podobnie było z FVF, którego 2 puszki zasłoikowałem półtora roku wcześniej – i na dobrą sprawę po odkręceniu wieczka przez prawie 3 tygodnie „odżywiałem się” wyłącznie tym blendem, paląc go w najmniej pojemnych fajeczkach z błogostanem na twarzy.

Wirginie, szczególnie te wyselekcjonowane w tzw. Starym Pasie – a więc pochodzące z ziem najbardziej żyznych i z najlepszych warunków klimatycznych – porównywane bywają do mocnych win deserowych. Dojrzałe liście zrywane są wówczas, gdy pokrywa je tzw. smółka, lepka, bardzo słodka substancja ze sporą zawartością nikotyny oraz olejków i estrów smakowych, dodających tytoniowi charakterystycznych owocowych akcentów. W takich wirginiach – obecnie coraz częściej uprawianych w Afryce i Azji – znajduje się taka rozmaitość składników, że smak może się zmieniać latami.

O ile w Pq zalanym własnym sokiem, większość przemian następuje równolegle, w tym samym czasie, to w oldbeltowych Va wiele procesów zaczyna się dopiero wtedy, gdy jakaś grupa związków ulegnie daleko idącej metamorfozie. Znaczenie może też mieć naturalna flora bakteryjna, której – przynajmniej na początku – jest więcej aniżeli w greckich jogurtach. Mikrobiolodzy z Pensylwanii w zapuszkowanych wirginiach znajdowali do 15 szczepów bakteryjnych przyśpieszających dojrzewanie i do 30 spowalniających przemiany. W zależności od proporcji, od ilości tlenu – ta sama wirginia mogła zmieniać smak szybciej lub wolniej, ba, mogła zmieniać smak w zupełnie inny sposób.

Zwolennicy dojrzewania tytoniu w zasadzie nigdy nie wiedzą, z czym się spotkają po otwarciu puszki. Dokładnie ta sama mieszanka, nawet z tej samej partii, może być zupełnie inna w smaku i w zapachu. Jak np. Malaga dojrzewająca na południu Hiszpanii i ta leżakująca w głębi kraju.

Na dodatek większość fajczarzy eksperymentujących z dojrzewaniem tytoniu w słoikach, traktuje je niejednakowo – do niektórych słojów wpuszcza się powietrze co pół roku, niektórych nigdy się nie otwiera, niektóre słoiki wyparza się przed ubiciem w nich tytoniu, w niektórych pozostawia się dużo powietrza, a inne nabija się po sam rant. Ba, o czym wspominano ostatnio w komentarzach, są zwolennicy pasteryzowania słoików w celu ujednolicenia, przegryzienia się smaków oraz wybicia bakterii i zarodników pleśni.

Dojrzewanie tytoniu nie doczekało się jeszcze literatury porównywalnej z winiarstwem – jak podkreślają wszyscy, „leżakowanie” blendów ma co najwyżej 30. letnią historię, a tak naprawdę popularne stało się dopiero ostatnio i dopiero teraz pisze się o tym. Na dodatek eksperymenty te dzieją się niejako pod prąd – producenci chcą, by tytoń fajkowy trafiał do konsumentów jak najszybciej, więc staje się z roku na rok podlejszy i doświadczenia z aged tobacco są domeną wyłącznie cierpliwych hobbystów oraz spekulantów z portali aukcyjnych…

Dodając do tego nieprzychylną atmosferę tworzoną przez antynikotynowe lobbies, nigdy już nie da się wykształcić tak wysokiej – i porównywalnej do picia wina – kultury palenia tytoniu. Najbardziej zasłużone firmy produkują coraz więcej tytoniowych alpag, tabacznych platonków i coraz więcej ludzi chce kupować wyłącznie tanie „naspraje”… Taki znak czasu i pośpiechu…

Niemal wszyscy „dojrzewalnicy” twierdzą, że są tytonie, które nijak nie poddają się starzeniu. I nie chodzi tu bynajmniej o aromaty, a o burleje, w których jest mało cukrów, mało smaków, za to bywa więcej nikotyny, są bardziej palne, mniej z nimi kłopotów podczas zbioru i suszenia. Na dodatek wysuszone liście chłoną zapachy niczym bibuła i dają się”naaromatyzować” zwykłym olejkiem do ciast tudzież nalewką wiśniową czy innym kordiałem rumowym czy waniliowym ze spółdzielni „Jutrzenka”…

Coraz więcej firmowanych przez znanych producentów mieszanek zawiera ten pośledniejszy gatunek tytoniu. Dobrze, jeśli wytwórca ma dobrą wolę i potrafi go wyszczególnić w składzie – najczęściej niepoddające się dojrzewaniu Bu zakamuflowane są w spisie surowców pod kryptonimem Black Cavendish. I na nic zdają się wówczas sążniste eseje G. Pease’a czy całkiem szczere artykuły Belliniego o ogromnej różnorodności jakościowej burlejów – z piwniczek wykluczone zostają całkiem pięknie zapowiadające się blendy… Bo burlej, bo kawendisz…

I tu już mogę opisać kompletnie własne doświadczenia „piwniczkowe”, choć moja piwniczka, to po prostu dno ciemnej szafy… Ze 2,5 roku temu kupiłem w celach dojrzewalniczych 3 puszki MB Dark Twist. Bez otwierania powędrowały do ciemnicy, bo miałem jeszcze spory zapas z poprzedniego zakupu. Szalenie mi smakuje ta mieszanka – jest odpowiednio słodka, posiada akuratną ilość wirginiowych smaczków, które uwielbiam. Na dodatek jest dość mocna i taka nieco miodowa na języku… Blend, który cieszy mnie od dawna i pewnie długo jeszcze będzie cieszył.

Nigdy nie reagowałem negatywnie na hasło BlCav, od dawna bowiem wiem, że produkt finalny drugiej fermentacji może być tak różny, jak czekolada od d. Wedla i ta od Carefoura… W tym przypadku jednak wyczytałem, że ten czarny kawendisz jest uczyniony z burleja. No to wypaliłem mojego Dark Twista nieml natychmiast – jak zawsze, z wielkim smakiem. I wszystkie następne otwierałem natychmiast po dostarczeniu paczki ze sklepu. Skutek lektur, a raczej ich głupiego czytania.

Jako że nigdy nie potrafię się doliczyć, ile mam w tej piwniczce, to mi umknęło, że jedna z puszek zaszyła się pod pudłem z wędkarskimi woderami i pozostała tam przez ponad 2 lata. Otworzyłem ją niedawno – gały wybałuszyłem natychmiast: monetki z ciemnymi, burlejowymi środkami obramowane były scukrzoną lamówką złocistej i brązowej wirginii. A smak podczas palenia? Wszyscy, którzy niedawno gadali ze mną na GG, wiedzą, z jaką estymą wypowiadam się o MB DT. Po prostu pycha.

Bardzo chciałem swojego czasu poeksperymentować z orientalami, ale 1200. gramowa paczka z Damaszku okazała się niemal działaniem przestępczym, zaś paczuszki przemycane przez moich lewantyńskich przyjaciół, wypalane są na bieżąco.

Zresztą ostatnio dno mojej szafy jest puściutkie.

Niestety, mieszkamy w Rzeczpospolitej, czyli w tym kraju, w którym mieszka również prof. Zatoński i inni antynikotyniarze… Żeby uczyć się praktycznie o dojrzewaniu tytoniu, czyli nabywać kultury palenia, trzeba być bogatym jak Krezus. Kupowanie 50 g puszek i kopert w celu długotrwałego ich przechowywania w piwniczkach może finansowo zrujnować każdego, kogo nie stać na mrożenie środków.

W prawdziwie wolnych krajach można tytoń kupować na wagę, albo w wielkich puchach czy torbach i rozsypywać go do dojrzewalniczych słoiczków. W Polsce w większych paczkach można nabyć jedynie tytoń bez nazwy albo te tytonie, których nazwami nie warto sobie obciążać pamięci.

Tags: , , , ,

81 Responses to Przygody z dojrzewaniem

  1. Wojtek
    Wojtek
    24 września 2010 at 23:07

    Akurat mam zamiar kupić sobie kilka puszek Va/Pq od Rattray’a, więc z jednej stworzę moją piwniczkę. Dzięki za pomysł ;)

    Lepiej przesypać do słoiczka niż trzymać w puszce?

    • Alan
      Alan
      24 września 2010 at 23:11

      Lepiej w słoiczku, o ile jest szczelny.

      Przydatny artykuł, podoba mi się oparcie o własne doświadczenie. Co do Pq to dobrze się składa – z latakią i orientalami powinien dać ciekawe rezultaty, bo właśnie pół roku mija…

    • jalens
      24 września 2010 at 23:20

      Wolę sam otworzyć i zamknąć. Widziałem też, jak kolega otworzył puszkę po kilku latach, a tam RDZA…

      • X-claw
        X-claw
        21 lutego 2016 at 16:00

        Hej zależy po ilu latach ja po 5 otworzyłem i było ok , ładny dojrzały zapach , i smaczny tytoń .

  2. pinkplato
    25 września 2010 at 01:09

    Wielkie dziękuję za ten text , sir….

  3. Grimar
    Grimar
    19 kwietnia 2013 at 19:52

    Mam pewien problem, może mi koledzy pomogą.

    Od niedawna bawie się w dojrzewanie tytoniu. Mam porobionych kilkanascie małych słoiczków (uszczelnionych woskiem) po koncentracie pomidorowym. No i właśnie ten koncentrat. Jakby nie szorować to i tak na nakrętce zostaje czerwony cień, choć czerwonej mazi już nie ma. Zakrętki mocze w spirytusie. Tytoń szybko zabija ten zapach, ale boje się co będzie jak otworzę taki słoik za np. 7 lat. Czy to jakoś wpłynie na tytoń? I czy samo dokładne umycie słoika (bez odparzania czy płukania spirolem) nie spieprzy także smaku tytoniu?

    Prosiłbym bardziej doświadczonych kolegów o radę. I czy dobrze robie upychając ciasno tytoń niemal po sam brzeg?

  4. maciej stryjecki
    20 kwietnia 2013 at 12:03

    Grimar, juz pomagam :)
    http://allegro.pl/sloiki-350ml-sloik-0-350-l-nowe-10szt-i3182002527.html

    http://allegro.pl/fi82-wieczka-sloik-zakretki-do-sloiki-zlota-10szt-i3184290648.html%5D\

    Używam takich. Pojemność i zawartość wagowa, to zalezy od tytoniu. Na przykładzie jednej firmy (Peter Stokkebye): Virginia – do 60 gr, Bullseye Flake – do 240 gr. Ale możesz sobie wybrać, jakie Ci sie podobają.
    http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=11719934

    Na tytoń po prostu szkoda uzywanych słoików, chyba że są na przykład po kawie Douwe Egberts (dobra kawa, nie takie świństwo, jak Prima, a słoik taki sam). I nie śmierdzą (ale i tak trzeba wyparzyc i zostawić na dobę, zeby wietrzały).

    Dlatego kup nowe. Z 50 sztuk i dwa razy więcej zakrętek (ja używam zakrętki raz, nie ma sie co szczypać, sztuka kosztuje 5-10 groszy). %0 sztuk, bo warto mieć na zapas, to jedno. Drugie – koszt wysyłki to więcej, niż cena 30 słoików.

  5. maciej stryjecki
    20 kwietnia 2013 at 12:10

    Korekta – nakretka kosztuje 25 groszy.

  6. maciej stryjecki
    20 kwietnia 2013 at 12:15

    A propos wosku, mam nadzieje, ze nie używasz gotowych świec?

    http://allegro.pl/parafina-granulat-wosk-do-wyrobu-swiec-1kg-super-q-i3122761212.html
    to taki „wypasiony”, za 12 zł. za kilogram :)

    • Grimar
      Grimar
      20 kwietnia 2013 at 12:33

      No właśnie używam wosku z przetopionych świec, co z tym woskiem nie tak?
      I proponujesz, żebym rozwoskował te słoiki co zrobiłem (po koncentracie) i do nowych włożył? Kilkanaście tych słoików mam, nie chciałbym, żeby się spieprzyły, ale nie wiem czy nie przesadzam.

      • maciej stryjecki
        20 kwietnia 2013 at 12:45

        Wosk nowy jest po prostu czysty, lepiej sie rozpuszcza i „łapie”. No i nie śmierdzi spalenizną. I jest tani, jak barszcz.
        A czy rozwoskowywać? Ze względu na sam wosk, mysle, że nie, o ile tamten dobrze trzyma, a słoiki mocno dokręciłeś..
        Ze względu na słoiki? To juz inna bajka. Jeżeli w nakretkach (używanych) zaczaił sie jakis smród (co jest bardzo mozliwe), to warto. Po prostu szkoda tytoniu, którego puszka kosztuje prawie tyle, co wszystkie wspomniane rzeczy, które wymieniłem.
        Jeżeli masz jakiekolwiek obawy o to, czy stare nakrętki nie nasiakły poprzednią zawartościa słoika, to warto przełozyc tytoń, chociazby dla świetego spokoju ducha. Nowa nakrętka i nowy słoik to pewna sprawa. Bedziesz spał spokojnie. A tak, jak otworzysz tytoń po 7 latach i zamiast wysezonowanej Virginii poczujesz pomidory Pudliszek, to jeszcze zawału dostaniesz. A tego bysmy nie chcieli. :)

        • maciej stryjecki
          20 kwietnia 2013 at 12:52

          Czyli – moim zdaniem, nie przesadzasz. Ja bym przełozył.

          • Grimar
            Grimar
            20 kwietnia 2013 at 13:18

            Właśnie zamówiłem słoiki 80 ml (identyczne jak mam obecnie) i sporo zakrętek. Dzięki za radę, nawet jeśli nic by się tytoniowi nie stało, to ja będę spać spokojnie. I rozumiem, że mozna ciaso ubić, tak?

            • maciej stryjecki
              21 kwietnia 2013 at 00:01

              8o ml? To chcesz trzymac po 12g tytoniu?
              Ale to wolna wola, każdy ma,to, co chce.
              OK. Jeden słoik -10 małych nabitek. To też ma jakiś sens.
              Ja trzymam w słoikach 330-650.

  7. maciej stryjecki
    20 kwietnia 2013 at 12:17

    Czyli – za stówke jestes wyposazony na rok, do pięciu lat (w zalezności od „aktywności” powiększania piwniczki) przygotowywania „przetworów na złe czasy” :)

  8. MM
    bak_zlosnik
    20 kwietnia 2013 at 12:18

    posiadam kilka słoików (tzw. weki). Niektóre z uszczelką silikonową, inne z gumową. Kiedyś na tym forum widziałem informację, że uszczelka gumowa nie powinna by stosowana. Czy ktoś pamięta dlaczego? Przychodzi mi do głowy tylko to, że wysychając traci sprężystość etc.

    • maciej stryjecki
      20 kwietnia 2013 at 12:57

      Zgadza sie, silikon lepszy. A jak sie nie ma uszczelek, to mozna „pociągnąć” czystym silikonem ze sklepu remontowo-budowlanego. Takim w tubie. Będzie nawet szczelniej, jak sie to zrobi starannie i dociśnie.

  9. KrzysT
    KrzysT
    20 kwietnia 2013 at 13:28

    Jezu, silikon, wosk, kombinacje, sracje.
    Zwykły słoik po „Primie” robi. W zasadzie – każdy robi, aby szczelny był.
    Zapach z uszczelki… kawowy zanika dość błyskawicznie.
    Po pomidorach nie używałem, niech się wypowie yopas.

    Tyle z doświadczeń słoikowych pięcioletnich ;)

    • maciej stryjecki
      21 kwietnia 2013 at 00:04

      Kawowy, to może nawet troche zostać. Ale Primy nie kupuj, bo to szczyny, materiał na zgagę. W takich samych słoikach jest Douwe Egberts. Nawet w Biedronie sie trafia.

  10. Obzon
    Obzon
    20 kwietnia 2013 at 14:05

    A nie latwiej poprostu zakleic tasma dookola wieka?

    • maciej stryjecki
      21 kwietnia 2013 at 00:05

      Ale tylko mointażową, elektryczną, bo taka wytzryma lata. Taśma klejąca odejdzie po trzech miesiącach.

  11. Grimar
    Grimar
    20 kwietnia 2013 at 15:19

    I jeszcze jedno pytanie. Ponoć nie ma sensu słoikować black cavendisza. Ale co z brown cavandiszem, wie ktoś? Chodzi mo konkretnie o mieszankę Dunhilla My Mixture 965

    • KrzysT
      KrzysT
      20 kwietnia 2013 at 19:12

      Sens słoikowania jest zawsze. I dodatek Cav, czy to czarnego, czy brązowego nie przeszkadza, chyba, że to jest podstawowy składnik mieszanki. Bo te blackcavendishowe są zazwyczaj mocno zasyropowane.

      Natomiast w wypadku Dunhilli trick polega na tym, że one firmowo są bardzo ładnie dojrzałe i wiele nie zyskują. Zwłaszcza te latakiowe. Zatem spokojnie można je trzymać w puszkach. Mało – jak pogrzebiesz, przeczytasz opinie o tym, że np. London jest najlepszy prosto z puszki.
      Co mnie trochę smuci, bo ja swoje obie puszki przeładowałem parę lat temu do słoja ;)

      • maciej stryjecki
        21 kwietnia 2013 at 00:12

        Dlatego ja puszki trzymam w całości. Ale :)
        Kupiłem pakowarke prózniową (nie AGD, tylko urządzenie przemysłowe, z atestem do pakowania żywności na rynek detaliczny i hutrowy. Wysysa wszystko i zostawia puszkę w zasklepionej wanience/worku PAPE o podwyzszonej wytrzymałości (róznica w hurcie na 1000 sztuk 50 złotych, sprzedajką to w hurtowniach dla przemysłu spozywczego) tak, że mozna tym rzucić z 12 pietra i trzyma szczelność)
        Tytonie sprzedawane na weagę słoikuję, puszki zabezpieczam prózniowo tak, żeby wytrzymały 20 lat.

        PS. Wiem, że mam zajoba. I dobrze się z tym czuję.

        • maciej stryjecki
          21 kwietnia 2013 at 00:31

          A do słoików po kawie Prima (u mnie DE, nie będę pił świństwa po to, żeby mieć słoik. Mozna kupić też tą kawę w Holandii, lepsza od polskiej i tylko 20% drozsza. http://www.google.com) zabezpieczam tak:

          1. Na uszczelke wewnetrzną – nawijam tasme silikonowa, montazowa cienka. Dwie warstwy. Uszczelnia faktycznie i jest kontakt.
          2. Na szparę – silikon montażowy z tuby. Szybko nakładany, dociskany okrągłą, stolarska obejmą, kluczem.
          3. Nadmiar silikonu montażowego po wyschnięciu odcinam nożem introligatorskim, szlifuje papierem nadatki i oczyszczam spirytusem. Pozostawiam do wyschnięcia.
          4. Rant oklejam izolacyjna taśmą elektryczną, polimerową.
          5. Drukuje naklejkę, albo biore ją z kopert.
          6. Przyklejam naklejkę do słoika. Najlepsze jest mleko skondensowane. Smaruję naklejkę pod spodem poędzelkiem, dociskam palcem, przez warstwę bawełby (cxhusteczka, ściereczka) i oczyszczam sciereczka, drugi raz. Tylko ruchem na zewnatrz. Żeby mleko nie pop;amiło etykiety.
          Sloik wygląda lepiej, nizby go ktoś kupił w sklepie. Dokładność przyklejenia etykiety, czy oklejenia izolacujna tasmą jest wieksza, niz kiedy robi to maszyna. Jego szczelność jest stuprocentowa.
          Sliki biorę tylko nowe, albo je myję w zmywarce, wyparzam, dezynfekuję w mikrofali i wietrze kilka dni. Przed każdym nałożeniem jakiejkolwiek izolacji/wypełnienia, wycieram spirytusem powierzchnię i opalam zapalniczką.
          Jestem wariatem?
          Nie wiem, zajmuje mi to trzy minuty dziennie, przez tydzień, jak mam do zapakowania półtora kilo tytoniu z bulka.

          W kwestii słoików twist jest troche inna procedura.
          PPS. Mój dziadek był mistrzem szewskim. Myslę, że polowa procedur z obróbki skóry dzisiaj nie istnieje. I stąd buty sie rozklejają, rozwalają i śmierdzą. Bo sa robione góra na 5 sezonów. A dobre oficerki miały słuzyć 30 lat. I słuzyły.

          • maciej stryjecki
            21 kwietnia 2013 at 00:52

            PS. Tak zapakowany słoik mozna dodatkowo zabezpieczyć folia PAPE (tym razem cienka), odessać i wygląda gorzej, za to jest czwarta, albo piata bariera. W tym wypadku mamy juz tytoń dla archeologów, którzy go znajdą za 100 lat i daje sobie rekę obciąć, że opakowanie nie puściło nawet nanograma powietrza.

            • maciej stryjecki
              21 kwietnia 2013 at 01:08

              Sloik Twist
              1. uzywam tylko nowych.W żadnym wypadku nie biorę po koncentratach, powidłach, czy keczupach. Nowy słoik z kompletem dwóch-trzech nakrętek kosztuje mniej niz złotówkę.
              2. Słoik wyparzam, suszę i wietrzę.
              3. Nakrętka musi być nowa. O ile ktoś może uznać perypeti ze słoikiem a niepotrzebne, nakrętka chłonie smród, syf i wszystko, co sobie stryjenka zyczy.
              4. Nakretrkę wycieram spirytusem, opalam na szybko zapalniczka (dezynfekcja, zabicie niepożądanych bakterii).
              6. Odczuszczonby i wyhigienizowany sloik napełniam tytoniem. Zostawiam otwarty na dobę, żeby poodychal, bo to juz jego koniec kontaktu z powietrzem.
              7. Nakrętke jeszcze raz spirytusuję, oczyszczam ściereczką.
              8. Dokręcam najmocniej, jak mogę. Czasem przekręcę gwint, stąd wole mieć nadmiar nakrętek.
              9. Sloik myję, potem wrzucam do wrzątku na kilkanaście sekund (wytwarza się minimalne podcisnienie), osuszam. Naklejam mlekien etykieta, albo naklejkę opisaną długopisem.
              10. Wosk z granulatu sie gotuje w rondelku.
              11. Zanurzam w wosku nakrętkę i daje jej wyschnąć, oziebić sie. Powtaram ta czynnośc jeszcze dwa razy.
              12. Po całkowitym wyschnięciu i ostudzeniu (z wieczora do rana, potem na godzine do lodówki, żeby wosk stwardniał i stracił kleistość) oczyszczam spiryrtusem, bez opalania.
              13. jak ktos jest perfekcjonista, to można załozyć na łączenia duże koszulki (pierścienie) termokurczliwe. Ostrożnie, żeby wosk nie popękał.14. Oczywiście, taki sloik mozna zapakowac prózniowo, dla pewności.

              • anszun
                19 sierpnia 2013 at 22:31

                Znakomity przepis :) Mam tylko pytanie czy tytoń powinien być suchy czy nawilżony ? Serdecznie pozdrawiam !

              • golf czarny
                19 sierpnia 2013 at 22:52

                Nie będę zbytnio polemizował. Być może każdy z kroków prowadzi do jakiegoś tam uszczelnienia słoika. A wszystkie razem prowadzą do uszczelnienia super. (nie rozumiem tylko podstawowego faktu ,że jednak jakiś kontakt z powietrzem jest wskazany) Chciałbym tylko przestrzec przed ślepą wiarą ,że nowa zakrętka = dobra zakrętka. Wykładzina bowiem spodu bywa cuchnąca gorzej niż niejedno powidło i niewiele temu zaradzić się zdoła. Prewencyjne radzę wąchać już w sklepie.

              • KrzysT
                KrzysT
                20 sierpnia 2013 at 08:28

                Jakub – racja, zwłaszcza, jeśli chodzi o powietrze. Ono powinno tam być; podciśnienie spowolni dojrzewanie.
                Nakrętka – jeśli ma gumową uszczelkę, to jest do bani, czy stara, czy nowa ;)
                Suchy czy wilgotny – prosta odpowiedź – wilgotny.
                Tzn. nie należy go specjalnie nawilżać – stan „prosto z puszki” czy z bulku jest ok. Krótko mówiąc – może być nieco za wilgotny do palenia, może być taki, jakim chciałbyś nabić. Przesuszony być nie powinien.

              • Grimar
                Grimar
                20 sierpnia 2013 at 09:48

                W sumie trochę zawoskowałem tych słoików. Ale zaczynam podejrzewać, że szczelne, wielokrotne oklejenie taśmą słoika przy nakrętce będzie równie skuteczne, a nawet bezpieczniejsze. Bezpieczniejsze, bo niweluje ryzyko dostania wosku do tytoniu podczas odkręcania słoika. A nawet niewielka nitka wosku – ukryta niezauważenie pomiędzy suszem – wystarczy aby zagrozić zdrowiu fajki.

              • KrzysT
                KrzysT
                20 sierpnia 2013 at 10:41

                Ja powiem szczerze, że tej waszej obsesji z zabezpieczaniem uszczelek nie rozumiem. Słoików mam około setki. Nie uszczelniam niczym. Podsuszenie (nie przesuszenie) zdarzyło mi się, o ile pamiętam raz. Naprawdę nie jest tak, że słoiki są jakoś wybitnie nieszczelne. O ile się je zamknie i zostawi w spokoju i nie przerzuca co pięć minut nic się nie powinno dziać.

              • miro
                20 sierpnia 2013 at 10:52

                Jak mawia mój szef: I hate overengineering things. Tytoń po prostu zamykam w słoiku i już, kiedyś oklejałem powertapem, teraz tylko nakrętka. Sterylizacjia/pasteryzacja moim zdaniem wyzabija bakterie, które przecież muszą być, żeby zawartość dojrzewała. Słoik zostawiam w spokoju w ciemnym miejscu (choć nie wiem, czy ciemno/jasno ma znaczenie).

              • KrzysT
                KrzysT
                20 sierpnia 2013 at 11:15

                No moment, moment, nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Mikoroorganizmy to tam będą, niezależnie od tego, czy słoik będzie pasteryzowany, czy nie – bo przecież nie sterylizujemy tytoniu ;)
                Światło jak sądzę ma znaczenie drugorzędne, o ile nie jest to nasłonecznione miejsce – bo wtedy po prostu będziemy mieli wahania temperatury.

              • miro
                20 sierpnia 2013 at 11:21

                … Krzys – mialem na mysli punkt 8. Moze rzyczywiscie, w tak krótkim czasie nic sie nie stanie.

              • miro
                20 sierpnia 2013 at 11:22

                poprawka: punkt 9

  12. golf czarny
    20 sierpnia 2013 at 11:08

    Ja jeżeli mam puszki zakręcane i nie pogiętę z pergaminową wyściólką to trzymam w tych puszkach . Przekonało mnie 20 letnie erinmore , które kupiłem w otwartej puszcze. Tytoń nadaje się do palenia wprost i bez ceregieli . Bardzo dobrze konfekcjonuje Mac Baren w swoich 100gramowych.
    Oczywiście puszki ala SG tylko ciśnieniowo zamykane nie wchodzą w grę. „Amerykańskie” konserwy z póżniejszym gumowatym dekielkiem też niezbyt . No chyba ,że się w 2 miesiące wypali zawartość. Szkoda ,że takie puszki-konserwy nie są zakręcane. Materiałowo są dobrej jakości.

  13. Buldoger
    Buldoger
    26 grudnia 2013 at 19:35

    Panowie 2 pytania:
    1. 50 g ready rubbed, w jaki najmniejszy słoik się zmieści (pojemność)?
    2. 50 g flake, w jaki najmniejszy słoik się zmieści (pojemność), tak aby nie połamać płatków?

    • Grimar
      Grimar
      26 grudnia 2013 at 22:29

      ad 1. 200 ml

      ad 2. Może być też taki. Byle żeby był podłużny (sprawdzają się słoiki po chrzanie „Mikado” z Lidla), jeśli zależy Ci na całych płatkach. Choć tak naprawdę, jeśli są elastyczne, to możesz je zagiąć i wcisnąć bez szkody dla nich w normalny słoik i też będzie git.

      • pigpen
        pigpen
        26 grudnia 2013 at 22:40

        Nawet najmniejszy słoik po koncentracie pomidorowym powinien łyknąć 50g. Ja używam słoiczków po Gerberze (tych małych) na 50g i tych wyższych na flaki. Mały gerber kosztuje jakie 2.5pln. Słoiki Mikado z lidla też używam, a ich cena to około 1,5pln? (ale mogę się mylić). Dla pewności górę słoików uszczelniam folią do żywności i zakręcam.

        • Grimar
          Grimar
          26 grudnia 2013 at 22:53

          Nie no, najmniejszy słoik po koncentracie pomidorowym ma 80 ml, ready rubbed na pewno nie łyknie, a i z flejkiem byłoby ciężko. To drugie jestem jakoś sobie w stanie wyobrazić, pod warunkiem, że z flejki ubijemy na pluga w tym słoiku. Ja sezonuję tytonie w takich właśnie małych słoikach 80 ml, na zasadzie, że jedna puszka 50g wchodzi w dwa takie słoiki.

          • pigpen
            pigpen
            26 grudnia 2013 at 22:57

            Grimar, ja do słoiczka po koncentracie „Pudliszki” 50 g ready rubbed zmieszczę. A po gerberze to bez najmniejszych problemów. Przecież to nie musi być super luźno?
            Co do flaków to zgoda. Nie sprecyzowałem. Do flaków używam wyłącznie tych wyższych (Gerber Mikado), choć zdarzyło się na okrętkę do małego słoika (ale wtedy wiem, że długo po taki tytoń nie sięgnę).
            A tak swoją drogą to często ładuję do takiego słoika jaki mam pod ręką (np. po opróżnionym kompocie) :)

  14. Buldoger
    Buldoger
    27 grudnia 2013 at 19:50

    Dzięki za odpowiedzi:-)
    Najbardziej podoba mi się te słoiki:
    http://allegro.pl/sloiki-250ml-sloik-0-25-l-nowe-10szt-i3805852100.html
    http://allegro.pl/sloiki-200ml-sloik-0-2-l-nowe-osmiokatny-10szt-i3805850173.html
    http://allegro.pl/sloiki-212ml-sloik-0-212-l-nowe-10szt-i3805851347.html
    Tylko nie wiem, czy ten ostatni nie będzie wyglądał jak znicz;-)
    Który z tych 3 będzie najlepszy?

    • Grimar
      Grimar
      27 grudnia 2013 at 22:07

      Gdybym zamawiał dla siebie, to wziąłbym ten środkowy.

  15. Buldoger
    Buldoger
    28 września 2014 at 09:49

    Tak się zastanawiam, czy otwierać słoik raz na pół/raz na rok słoik z tytoniem. Czy to pomorze/przyspieszy, czy zakłóci proces dojrzewania? Czy słoikami z tytoniem ready rubbed itp. potrząsamy raz na jakiś czas, czy to nic nie daje?

    • KrzysT
      KrzysT
      28 września 2014 at 15:24

      Ani nie pomoże, ani nie zaszkodzi. Zmieni dynamikę, bo dopuszczasz świeży tlen i proces przejścia od środowiska tlenowego musi przejść od początku.
      Potrząsanie… można sobie potrząsnąć, czemu nie. To jak z przegarnianiem kompostu, bardziej równomiernie się wszystko rozłoży ;)

      Natomiast, mówiąc już poważniej, istnieje argument za tym, żeby co pewien czas słoiki otwierać. Warto mianowicie sprawdzić, czy nasz szczelny słój jest aby na pewno faktycznie szczelny. Wiem, że są tacy, którzy zaklejają, lakują i robią różne cuda. Ale jeśli do nich nie należymy, to czasem warto spojrzeć.

  16. Buldoger
    Buldoger
    1 lipca 2015 at 22:27

    Jak pachnie ,,wysezonowany” tytoń? Czy każdy dojrzały tytoń lub mieszanka tytoni ma jakiś charakterystyczny zapach? Otworzyłem po dobrym roku wszystkie słoiczki w swojej piwniczce, aby sprawdzić stan tytoniu (wilgotność) i go przewietrzyć. Zaraz po otworzeniu słoiczka czuć zapach ,,fermentacji”. Zapach ten określiłbym jako ,,sfermentowany tytoń”. Tzn. lekko octowy, ketchupowy, słodki, kwaśny. Dopiero potem do głosu dochodzi prawdziwy zapach, charakterystyczny dla danego tytoniu/mieszanki itp. Ponieważ to moje pierwsze doświadczenia z sezonowaniem tytoniu, moje pytanie brzmi: czy dojrzewanie idzie w dobrym kierunku?

    • Grimar
      Grimar
      2 lipca 2015 at 11:21

      Ja ogólnie należę do frakcji Nie Otwierać Słoików W Trakcie Dojrzewania, ale kwaśny, octowy zapach po otworzeniu jest mi znany i nie widzę w nim niczego nieprawidłowego.

      • Buldoger
        Buldoger
        12 lipca 2015 at 19:01

        Oczywiście, najlepiej byłoby nie otwierać…chyba, że do palnia!:-) Ale patrząc z perspektywy nabycia doświadczenia i sprawdzenia tytoni to był dobry krok. Sprawdziłem wilgotność, poznałem zapach dojrzewającego tytoniu. Zobaczyłem po zapachu, które tytonie dojrzewają wolniej, a które mniej albo wcale. Zaskoczyło mnie, że nawet jeden z Mac Baren’ów 7 Seas regular lub gold (nie pamiętam teraz który) zaczął pachnieć minimalnie ,,octem”, tak więc zaczęła się już jakaś przemiana/dojrzewanie? A aromaty te uchodzą za raczej słabe jakościowo tytonie.

    • KrzysT
      KrzysT
      2 lipca 2015 at 13:13

      Nigdy nie odnotowałem jakiegoś wspólnego dla różnych typów tytoniu.
      Zwracam też uwagę, że odbiór zapachów i smaków jest mocno indywidualną kwestią, co często widać w komentarzach, tak więc nie spodziewam się, żeby ktoś potrafił sensownie ocenić stan twojego tytoniu tylko li po opisie jego zapachu.

    • Grimar
      Grimar
      2 lipca 2015 at 15:32

      Ja myślę, że nic mu się nie stało, o ile zapach nie jest nieprzyjemny, to bym się nie martwił. Kiedy otworzyłem GH LuFe po 2 letnim leżakowaniu uderzył mnie przyjemny owocowo-kwaskowaty zapach, zupełnie inny niż czekolada, którą świeży trącił. Po jakimś czasie ten kwaśny zapach zniknął i znów dominuje to co na początku.

      • yopas
        2 lipca 2015 at 15:40

        Ja tam nie zapomnę, jak na pierwszym spotkaniu Krzyś otworzył długoprzetrzymywany Greenodd Rope. To był, imo, fulocet. Przez to nie skosztowałem. A teraz wiem, że błądziłem.
        PozdrY,

        • KrzysT
          KrzysT
          2 lipca 2015 at 18:44

          Byliśmy obaj na tym etapie, że nie umieliśmy chyba tego tytoniu docenić. Ja wszak też tego Greenodda oddałem (może obdarowana się odezwie, czy w końcu zapaliła? ;))
          Zresztą może dziś też bym nie umiał? Mimo, że w międzyczasie polubiłem znacznie bardziej VaPery i Va. A może on po prostu jest taki ni to słodki, ni to octowy?

          A z perspektywy czasu, myślę, że jednak zapachem z puszki czy słoja nie ma się co jakoś przesadnie ekscytować. Są tytonie, które pachną zniewalająco w puszce, a w paleniu są nienadzwyczajne i takie, które pachną nieciekawie – a smakują. Podobnie z room note. Oczywiście to wszystko (tak samo jak palność, łatwość przygotowania, równe cięcie, wygląd opakowania…) to są elementy, które mają wpływ na odbiór tytoniu, ale jednak jego sednem jest to, jak smakuje.

  17. Buldoger
    Buldoger
    10 stycznia 2016 at 09:08

    Czy puchy Solani, Robert McConnell, Fribourg & Treyer są szczelne? Mam na myśli te prostokątne/kwadratowe. Pytam, bo mam możliwość kupienia 5 letnich puszek, ale trochę obawiam się o ich stan/szczelność. Boję się, aby tytoń nie był przesuszony.

    • KrzysT
      KrzysT
      10 stycznia 2016 at 11:19

      Te Solani i F&T, które miałem i macałem były szczelne. To nie SG ;)
      Pięcioletnich bym się raczej nie bał.

      • Buldoger
        Buldoger
        10 stycznia 2016 at 11:23

        Właśnie się obawiałem, że może być jak z S.G. Dzięki za odpowiedź. Mam możliwość sprawdzenia przed zakupem.

  18. Kamerling
    10 stycznia 2016 at 18:14

    Zachęcony poprzednim pytaniem dodam swoje. Od kilku lat sezonuję puchy od SG w szczelnym, suchym miejscu. Pytanie do tych, którzy mają doświadczenie z wieloletnim trzymaniem puszek – jak duże jest ryzyko przesuszenia lub przedostania się wilgoci?

    • miro
      10 stycznia 2016 at 18:47

      Jest dość spore. One jeszcze często rdzewieją od środka. Na kilku sam się naciąłem, teraz SG zawsze ląduje w słoiku zaraz po zakupie (takie świeżo kupione puszki, nawet jeszcze nierozszczelnione, też bywa, że są w środku zardzewiałe).

      • Kamerling
        10 stycznia 2016 at 20:09

        Zabrzmieć to może dziwnie, ale czy uchronić może zabezpieczenie takich puszek w dużych słoikach? Mój problem polega na tym, że z wielu względów nie mogę/nie chcę otwierać tych puszek…

        • KrzysT
          KrzysT
          10 stycznia 2016 at 20:39

          To zależy przed czym miałoby to uchronić.

          Realnie wygląda to tak, że puszka rozszczelnia się na skutek:

          1. Mechanicznego działania „z zewnątrz” (rzucanie, obijanie, wciskanie wieczka czy dna), które przy słabiej wykonanej puszce (jakość uszczelki, gorsze „podessanie”) skutkować może rozszczelnieniem.

          2. Zmian temperatury zewnętrznej. Puszka jest metalowa, metal pracuje w jakimś tam zakresie, jeśli będziemy puszkę narażać na zmiany temperatury (szczególnie w górę) ryzykujemy rozszczelnienie.

          Te dwa elementy można stosunkowo łatwo wyeliminować przy przechowywaniu – wsadzić w zacienioną szafę, nie przerzucać puszek co chwilę. Jeśli zadołowaliśmy je w postaci zamkniętej hermetycznie – nie powinno być kłopotu.
          Oczywiście dodatkowe zamknięcie (nawet nie w słoju, bo to niewygodne, bardziej sensownym znajduję np. szczelne, plastikowe pudełka na żywność) ogranicza dodatkowo wpływ temperatury (zawsze jakaś tam izolacja)) pomaga w utrzymaniu stałego poziomu wilgotności, zatem nawet, jak nam się puszka rozszczelni, to wysychanie będzie postępować wolniej (profit!).
          Jedna uwaga – nigdy nie wiadomo, jak puszka była maltretowana w transporcie, dlatego przed zadołowaniem należy ją bezwzględnie obejrzeć.

          To wszystko nie eliminuje natomiast tego, o czym napisał Mirek, czyli ryzyka rdzewienia puszki od środka. Niestety, środowisko tytoniowe jest korozjogenne i to jest realne ryzyko, przed którym puszka nie ma zabezpieczenia i które z czasem może wystąpić (i doświadczenie uczy, że występuje prędzej czy później). I przed tym przekładanie pełnych do szczelnych opakowań nie zabezpieczy.

          Jakby na to nie patrzeć, puszki nie zostały zaprojektowane po to, żeby przechowywać w nich tytoń latami. Dla malkontentów – tak, wiem, że się takie zdarzają, tak, wiem, że Escudo z zapasów RN z IIWS, wiem. Ale wiem też, że wrzuciłem do ubikacji kilkaset gramów różnych klasyków, płacząc rzewnie, bo nie dały się palić mimo najszczerszych chęci i jechały rdzą.

          Niestety, do dojrzewania bezpieczniej przełożyć w słoiki (które też bywają nieszczelne, ale raz, że można je zabezpieczać na kilka sposobów, a dwa, że są odporne na rdzewienie).

          • Faust
            10 stycznia 2016 at 21:07

            Tego co napiszę nie należy traktować jako pewnik, a tylko jako moje prywatne doświadczenie. W ubiegłym roku zakupiłem jednorazowym zakupem 4 puszki SG w jednej z trafik. Cieszyłem się bo cena ze względu na ich wiek jeszcze 51 zł więc i przede wszystkim dlatego, że akcyza ich (co roku naklejana nowa) sięgała 2012 roku. Więc niby sezonowane. Radość skończyła się kiedy je otwarłem. Wnętrze puszek z flejkami wyglądało tylko trochę lepiej niż na tym zdjęciu:
            http://www.fajka.net.pl/wp-content/uploads/2016/01/20160110_202446-1024×576.jpg

            Na puszkach nieflejkowych przyrdzewiały był tylko leciutko rim ;) Różnica wynikała z wilgotności? Nie mam pojęcia.
            Nie chciałbym straszyć, ale uważam, że jest spora szansa, że puszka pięcioletniego SG jest w stanie takim samym jak ta z mojego zdjęcia.

          • Buldoger
            Buldoger
            10 stycznia 2016 at 21:33

            ,,Ale wiem też, że wrzuciłem do ubikacji kilkaset gramów różnych klasyków, płacząc rzewnie, bo nie dały się palić mimo najszczerszych chęci i jechały rdzą.”- Co to za producenci/puszki? To nam pomoże/ustrzeże.

            • KrzysT
              KrzysT
              10 stycznia 2016 at 21:56

              Głównie Dunhille (które mają swoją drogą więcej niż przyzwoite puszki).
              Ale mam też jadące rdzą Escudo (puszki były otwarte i zardzewiałe, tytoń suchy, po nawilżeniu niestety cały czas ma podejrzany zapach), dwa razy miałem rdzę w kilkuletnim GLP (z czego jedna przerdzewiała na wylot, na szczęście tytonie udało się uratować).
              Jak widać – nie ma reguły.

        • miro
          10 stycznia 2016 at 22:47

          … nie wiem jakie to względy. Ale – zakładając, że ma to być lokata kapitału – poszedłbym w stronę pakowania próżniowego, pisał o tym u nas Maciek Stryjecki, do znalezienia chyba tylko w komentarzach, ale wejście do kokpitu po zalogowaniu pozwala na taki risercz. Ale i tak gwarancji braku rdzy nie będzie, tutaj przechowujący albo kupujący musi pogodzić się z ryzykiem, niestety.

          • Kamerling
            11 stycznia 2016 at 00:30

            Podejmę takie ryzyko, dzięki za sugestie.

  19. Buldoger
    Buldoger
    21 lutego 2016 at 09:50

    Twisty się dobrze starzeję? Ma ktoś jakieś doświadczenia?

  20. P_iter
    P_iter
    21 lutego 2016 at 11:33

    Czy zapakowanie próżniowe w folie zabezpieczy tytoń pakowany fabrycznie w saszetki?
    Trochę się wystraszyłem tym rdzewieniem puszek, bo ostatnio kupiłem kilka sezonowanych tytoni właśnie w zafoliowanych próżniowo nieotwieranych puszkach. Otworzyć i do słoików?

    • KrzysT
      KrzysT
      21 lutego 2016 at 12:09

      Słoiki są, zasadniczo, najbezpieczniejsze.
      Folia nie zabezpiecza, więc przynajmniej te w saszetkach przełożyłbym do słoików.

      • P_iter
        P_iter
        21 lutego 2016 at 12:38

        Folia nie zabezpiecza? Ekolodzy twierdzą, że folia rozłoży się dopiero za tysiąc lat. Szkło znacznie szybciej… :)
        Przy hermetycznym zamknięciu w foli, natychmiast zauważę rozszczelnienie. W słoiku nieszczelność zauważę dopiera jak zakręci tam tornado.
        Palę teraz CB z naklejonymi dwoma paskami akcyzy. Mimo obciachowego zamknięcia fabrycznego, tytoń nadal jest sprężysty i lekko wilgotny. Może nie dokładnie napisałem o co mi chodzi, więc sprecyzuję. Myślałem o hermetycznym zamknięciu w foli, fabrycznie zapakowanych foliowych saszetek z tytoniem.

        • KrzysT
          KrzysT
          21 lutego 2016 at 15:40

          Proponuję się dokształcić z tej ekologii, bo strzeliłeś strasznego gola ;)
          Co z tego, że w wypadku folii zauważysz rozszczelnienie, kiedy nie jest gazoszczelna.
          Między innymi dlatego tytonie traktuje się glikolem (i jeszcze paroma innymi substancjami), żeby tej wilgoci tak nie traciły i żeby klient się nie uskarżał jak otworzy opakowanie.
          Zrozumiałem, że chodziło ci o zafoliowanie saszetek – oczywiście, poprawi to sytuację, bo każda dodatkowa izolacja ją poprawi. Co nie zmienia faktu, że słoik z przyzwoitym zamknięciem (dla pewności można go zawoskować, zakleić, zafoliować, czy co tam uznasz za stosowne) leje każdą folię, czy nawet firmową puszkę (bo szkło nie zardzewieje).
          Przy przechowywaniu ma oczywiście minusy – łatwo go stłuc i zajmuje nieporównanie więcej miejsca – ale nie ma nic za darmo.

          • P_iter
            P_iter
            21 lutego 2016 at 23:22

            Dokształciłem się na szybko. Reklamówka rozkłada się do 400 lat. Folia do hermetycznego pakowania podpada już pod inną kategorię i czas jej rozkładu do 1000 lat. Szkło 4000 lat. Jak dla mnie nawet reklamówka z Biedronki wystarczy oby nie ECO, bo ta już się rozpuści po 12 latach.
            A na poważnie. Słoik wydaje się optymalny, jednak ze szklaną pokrywą. Niestety blaszana zakrętka jest najsłabszym ogniwem w tym zabezpieczeniu.

            • Zyrg
              Zyrg
              22 lutego 2016 at 00:56

              Tu nie chodzi o rozkład folii na podfolie tylko o to, że przez folię spitala np wilgoć i inne gazy to raz i po pół roku masz wióro-suchara do palenia w piecu, a do tego jeszcze do tytoniu na skutek działania różnych fajnych z tegoż tytoniu substancji przenikają jeszcze fajniejsze z folii. A śmiem twierdzić, że prędzej się sami rozłożymy niż nasze zapasy w twist-offach przeżre rdza. A jak kto graślaty i łapy ma dwie lewe to i blaszankę potłucze.

              • KrzysT
                KrzysT
                22 lutego 2016 at 11:20

                A ja akurat myślę, że co do twist-offów, to kolega ma rację, że to rozwiązanie dyskusyjne. Które nie przyszło mi do głowy w kontekście dyskusji o słoikach, bo sam ich nigdy nie używałem. Dla mnie słoik = szklana pokrywka.

              • kupiec
                hugo
                22 lutego 2016 at 13:15

                Część.

                Moglibyście przybliżyć co to ten twist-off i czym się różni od słoika? :)

              • KrzysT
                KrzysT
                22 lutego 2016 at 14:46

                Twist-off to po prostu pokrywka otwierana przez obrót – czyli taka normalna, blaszana.
                W wypadku słoików z tytoniem koszernym zamknięciem jest zamknięcie wciskane – szklany (czasem drewniany) „korek” z uszczelką.
                Niektórzy preferują też system Wecka i pochodne (patrz: słoiki z Ikei) – ja podchodzę do nich nieufnie, ze względu na uszczelkę.

                OT: prześmiesznym nieporozumieniem jest nazywanie zamkniętych za pomocą twist-offów przetworów mianem „weków”, bo akurat system Wecka wygląda całkiem inaczej.

              • Grimar
                Grimar
                22 lutego 2016 at 15:29

                E tam pitolenie o szklanych korkach, uszczelkach i najsłabszych ogniwach. Z perspektywy czasu widzę, że nie ma sensu tworzenie osobnej dziedziny Słoikologii Tytoniowej Stosowanej. Wrzucić tytoń do normalnego, wulgarnego słoika, zakręcić i okręcić kilka razy taśmą klejącą, żeby uszczelnić. To wszystko, nie nie prześmierdnie, nic się nie wysuszy.

              • Zyrg
                Zyrg
                22 lutego 2016 at 15:45

                Zgadzam się tu jak na razie z Grimarem. U mnie dotychczas powadzą w rankingach jednak twisty (jeden, z resztą od początku podejrzany, usechł na kilkadziesiąt użytych). Weki mają słaby procent, zwłaszcza małe mi poschły. Teraz testuje ikeowskie weki na gumę i sprężynę i na razie ciastka, cygara i tytoń trzymają szczelnie.

              • KrzysT
                KrzysT
                22 lutego 2016 at 20:02

                I tak, i nie. Ja też nie jestem zwolennikiem mnożenia bytów ponad potrzebę, ale jednak podgumowane wnętrza nakrętek typu twist odrzucają mnie w kontakcie z tytoniem.
                Co do gumowych uszczelek z Ikei – widziałem taką uszczelkę zeżartą przez tytoń.
                Oraz dla kolegi wyznającego folię :>
                Właśnie zrobiłem mały remanent piwniczki tytoniowej (czego ja tam nie znalazłem…) – i znalazłem m. in. eleganckie opakowanie w formie blaszanego, zamykanego poucha – taka, hm, puszka trochę jak kiedyś na cukierki, w którą tytoń był dodatkowo (firmowo) zapakowany w taką „lepszą” folię, ożenioną jakoś z folią aluminiową. W środku – suchy jak pieprz tytoń. Oczywiście nawilżę i pewnie będzie ok, ale jednak te, które mam w słoikach (a trochę mam) są w nieporównanie lepszej kondycji, nawet, jak trafi się gorszy słoik.

              • P_iter
                P_iter
                22 lutego 2016 at 21:55

                Spytałem grzecznie o pakowanie w folię i zostałem zaprzysięgłym zwolennikiem. Niech i tak będzie. Co prawda pakowarkę próżniową kupiłem dopiero dzisiaj i to w innym celu, ale przyznam, że pofoliowałem otwarte, tzn. obecnie palone tytonie. Tak samo jak marchewkę i selera, które żona przygotowała do włożenia do gotowanej zupy. A te nie palone tytonie mam w twistach…

      • kupiec
        kupiec
        18 sierpnia 2016 at 12:56

        Cześć! Masz tu na myśli tylko folie samoprzylepną z opakowań 50 g.? Zastanawiam się nad paczką 125 g. – jak radzi sobie ona bez słojowania i jak taki tytek dojrzewa bez dotleniania (zamknięta w opakowaniu paczki, taka grubsza folia)?

Skomentuj Grimar Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*