Amatorskie blendowanie cz. III

28 grudnia 2010
By

Niestety, im dłużej myślę, powtarzam, szukam informacji o domowym blendowaniu, tym coraz częściej wydaje mi się, że zanim przejdę do konkretów, konieczny będzie powrót do podstaw i dość dokładny przegląd gatunków tytoniu, typów suszenia oraz wszystko, co związane jest z fermentacją, dojrzewaniem, aromatyzacją…

Barwy tytoniu

Zacząć więc trzeba od początku, bardzo od początku, nieledwie od wsadzenia nasionka w grunt… Że przesadzam? Otóż nie. Wystarczy zajrzeć do stareńkich fajkanetowych tekstów:

  1. Tytoń – dzieje, uprawa, przygotowanie
  2. Tytoniowa typologia
  3. Suplement do tytoniowej typologii

… aby pojąć, że w tych trzech tekstach ledwie liznęliśmy temat i zabrakło w nich smaków, zapachów, mocy, a przede wszystkim tysiąca tajemnic związanych z tytoniem. Domowe blendowanie to w żadnym wypadku nie jest maszyna losująca zbudowana ze stalowej miseczki czy słoika po ogórkach, do której wrzuca się tytonie, jakie nie smakują lub się znudziły… Najpierw trzeba sporo wiedzieć o tytoniu i bardzo wielu tytoniów spróbować… Ale nie ot tak – nabić i wypalić. Poznawanie mieszanki, jak nam smakuje czy zapowiada się ciekawie dla domowych blendów, to może być prawdziwa przygoda śledcza. Godna fajczarza Holmesa z dodatkiem Watsona.

Choć może nawet nie, bo robota operacyjna to przede wszystkim działania charakterystyczne dla białego wywiadu – czyli głównie przeszukiwanie internetu, tłumaczenie na własny użytek marketingowego bełkotu i pracowite odnajdowanie informacji noszących znamiona prawdy… Przede wszystkim recenzji i dyskusji na forach internetowych we wszystkich znanych i nieznanych językach. Tylko tam można się dowiedzieć, że podawana w producenckich opisach wirginia ma zupełnie różne smaki… Że odmian tego tytoniu jest co najmniej kilkadziesiąt. Że można go przetworzyć na kilkanaście sposobów, że smak i aromat da się przewidzieć także po tym, na jakim kontynencie, w jakim kraju, regionie, był uprawiany i do jakiej gleby włożone zostało nasionko…

Wniosek jest prosty – trzeba oto z Czytelnikami Fajkanetu podzielić się całym mnóstwem wiadomości, niestety należy też je pouzupełniać, uporządkować i podać po kolei. Szykuje się więc kilka miesięcy cierpliwej pracy – po to bowiem, by składać własne mieszanki świadomie, trzeba wiedzieć, co się wsypuje do miseczki… I po co to się wsypuje…

Zapewniam, że domowe mieszanie tytoniu nie musi być byle jakie, że może dorównywać złożonością pracy najlepszych zawodowców, że efekt domowego blendowania może być dla własnego smaku, gustu oraz oczekiwań o wiele bardziej korzystny od kupowania co chwilę kolejnych puszek, których się jeszcze nie paliło, czy pracowitych wymian próbek na chybił trafił.

Cykl, który w pierwszym impulsie planowałem na 5-6 artykułów rozrósł mi się w niemal codziennie uzupełnianym konspekcie do kilkunastu rozdziałów. Wypraktykowałem i wiem, że domowi blenderzy to globalna kasta i chętnie dzielą się swoją wiedzą oraz doświadczeniem, pomagają zdobyć potrzebny tytoń, niekiedy z nieprawdopodobnych miejsc i źródeł. Pozornie tylko stanowią hermetyczne środowisko, niemal każdy, kto zechce włożyć w wiedzę o tytoniu sporo pracy, nauczy się zdobytą wiedzą dzielić i dzięki niej komunikować się z innymi, zostanie do tej kasty przyjęty… I co i raz będzie sobie tworzył kolejne, kolejne i kolejne mieszanki marzeń.

Jest w „Tytoniowej typologii” kilka zdań o kapitanie, który nazywał się Abisha Slade – jego nazwisko i historia wirginii typu brightleaf wspominane są niemal w każdym przekrojowym artykuliku o historii tytoniu. Zebranie 10, 20, 100 takich historyjek i anegdot, przeczytanie 100, 200, 1000 prywatnych recenzji o rożnych tytoniach, to zupełnie dobry sposób na to, aby domowego tytoniowego totolotka zamienić w domowe blendowanie.

Historia tego plantatora i wsianie nasionka pełnowartościowej wielkolistnej wirginii w glebę, na której tej odmiany tytoniu dotąd się nie uprawiało, to nie tylko przyczynek do historii tytoniu, ale jeden z wielu puzzli, które są bardzo potrzebne komuś, kto chce się zająć domowym blendowaniem. Nie bez przyczyny korzystam ze słowa „puzzle” – bo trzeba wiedzieć, że być może miejsce tej anegdotki jest gdzieś między historią tytoni bałkańskich, curingiem w nawiewie ciepłego powietrza, przerywaną w temperaturze 110 st. C fermentacją w stosach, widłami amerykańskimi o szerokich zębach i określoną wagą bel tytoniowych, w których wirginie najlepiej dojrzewają, czy skalą barwną wirginii, z której korzysta się podczas aukcji w lokalnych Tobacco Houses. Dopiero po obejrzeniu sąsiednich puzzli, domowy blender będzie w stanie przewidzieć smak tytoniu bright i będzie wiedzieć do czego i właściwie po co dodać go do swojej mieszanki.

Składanie tych puzzli może też przydać się każdemu, kto po prostu chce wybrać tytoń dla siebie z ogromnej puli ofert. Muszę jednak zacząć bardzo od początku i bardzo bez pośpiechu. Dla mnie to także przygoda, która pomoże mi uporządkować zdefragmentowane informacje. Podejmuję się napisać online niewielką książeczkę o tytoniach i ich smakach. Nie jest to wcale takie łatwe, ale nie będzie także proste dla Czytelników – opowiem wszystko po kolei i potem bez żenady będę używał terminów, o których już napisałem, bez powtórnego wyjaśniania.

Tags: , , ,

2 Responses to Amatorskie blendowanie cz. III

  1. montoya
    montoya
    29 grudnia 2010 at 13:22

    znaczy pierwsza fajczarska powieść w odcinkach :) jak Ci z tego Trylogia wyjdzie to dopiero będzie fajowo! :)

  2. jazz59
    30 grudnia 2010 at 13:47

    Czekam z utęsknieniem , bo lubię czasem pomieszać. Teraz mam nadzieję ,że moje mieszanie zyska na systematyce , a co za tym idzie – na jakości… :)
    Pozdrawiam
    Krzysztof

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*